Więcej

Mission Impossible

Próbowaliście kiedyś wsadzić choć jednego kwiatka przy dzieciach? No cóż, mnie się to udało, ale zajęło mi to kilka godzin i skończyło się bólem nóg – chyba z ilości przebytych kilometrów.


“Mamusia, będę ci pomagać”, oznajmiła E., gdy tylko zobaczyła mnie niosącą doniczki i targającą ziemię.
Młodsza oczywiście też przybiegła i zdecydowanie pokazała na siebie, kilka razy wymawiając swoje imię, by dać mi do zrozumienia, że ona też będzie pomagać. Mycie donic bardzo im się podobało, rozpryskująca woda przy wysokiej temperaturze powietrza, sprawiła im ogromną frajdę. Donice czyste, można wsadzać pierwszą roślinkę.


“Mamusia, siusiu!”, no cóż, podnoszę się z krzesła, ściągamy buty i biegniemy z powrotem do domu. Młodsza oczywiście wyje wniebogłosy, że zostawiłyśmy ją samą. Po chwili wracamy i kiedy myślę, że już możemy zacząć wsadzać truskawki i poziomki, młodsza postanawia poskakać na trampolinie. Jak dać mamie znać, że bardzo jej na tym zależy? A no najgłośniej jak się tylko da. Moje uszy nie wytrzymują długo, więc po chwili zadowolony maluch skacze już szczęśliwy tam gdzie chciał.
No wreszcie. Biorę do ręki pierwszą doniczkę, wsypuję ziemię i co słyszę?
“Mamusia, może ja pójdę poskakać z J.? “Nie ma sprawy”, odpowiadam, “Idź, poskakać z J.”
E. bardzo dobrze umie sama wejść na trampolinę, ale oczywiście tym razem koniecznie chciała, żebym to ja ją wsadziła. Podnoszę się więc kolejny raz ze stołeczka głośno wzdychając, choć na męża nie mogę liczyć, bo on zajmuje się równie ciekawym zadaniem a mianowicie zakładaniem siatki na krety… 






No cóż, wsadzam E. do siostry i mam nadzieję na choć 5 minut wolnego. Wreszcie udaje mi się wkopać jedną poziomkę! Jeszcze tylko 5 pozostałych, 9 truskawek, różyczka, 2 małe goździki… O matko! Kiedy ja to wszystko skończę! Wprawdzie z trampoliny dochodzą mnie na razie śmiechy, ale ja wiem co to znaczy. Za chwilę któraś będzie płakać. Gdy widzę, że przytulają się leżąc na sobie, wiem, że mam mało czasu. Biorę szybko do ręki kolejną poziomkę, ale niestety. Muszę interweniować. “Mamusia, zobacz jaką J. ma fryzurę”! Naelektryzowane włosy sprawiły, że dziewczyny wyglądały jak strachy. Do tego wyznały sobie miłość zbyt mocno, bo młodsza siedzi i płacze. Ściągam obie na ziemię, zakładamy buty i gdy już myślę, że wrócę do swojego zadania słyszę:
“Mamusia, kupa!” No nie, jeszcze tego mi w tym momencie potrzeba. Znów biegniemy do domu, J. tym razem bez problemu zostaje z tatusiem. Pomaga mu kopać ziemię swoją łopatką i wrzuca na jedną z dziecięcych  taczek, które wczoraj dla nich zakupiłam. Kiedy wracamy z E. na dwór, ona też postanawia pomóc tatusiowi. Uff. Mam chwilę, więc wracam do wkopywania moich roślinek. Jedna, druga, trzecia…. chyba mi się poszczęściło. “Gdzie mogę dosypać?” pyta nagle E. i kątem oka widzę, że przyniosła na łopacie ziemię. Pokazuję jej gdzie jeszcze brakuje mi ziemi i tym sposobem udaje się wkopać kolejną poziomkę. Już niedługo może uda się przejść do drugiego zadania, czyli do truskawek.
E. odchodzi i wraca z taśmą do mierzenia. “Mamusia, mogę cię pomierzyć?” “Możesz”, odpowiadam zrezygnowana, ale nie jest tak źle. Wymierzona jestem od stóp do głów, przy tym udaje mi się wkopać kilka truskawek.






Pod wieczór brakło mi już ziemi i niestety pelargonie nie zostały wsadzone, ale reszta roślinek znalazła się tam, gdzie powinna. W międzyczasie chodziłyśmy jeszcze dwa razy na siusiu, 3 razy na trampolinę, by po 2 minutach znów z niej schodzić i biegłam do J. by zabrać jej butelkę z otwartym Redds’em, która najwyraźniej ją zainteresowała i już miała ją w ręce.


Wynik trudnej misji – pozytywny!

3 komentarze

Skomentuj izzy Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.