Ogólnie bardzo lubię kupować innym prezenty, zwłaszcza bliskim mi osobom, które dobrze znam. Nie muszę wtedy wymyślać niczego na siłę, kupuję coś, co jestem przekonana sprawi drugiej osobie radość. Jeśli chodzi natomiast o samo robienie zakupów to nie jestem typową kobietą, a pojęcie "window- shoppingu" zupełnie u mnie nie istnieje. Mój mąż twierdzi, że ma pod tym względem szczęście, bo wpadamy do sklepu i konkretnie wybieramy co nam potrzeba. Najgorsze dla mnie jest kupowanie butów. O zgrozo, jak już nadchodzi ten moment, że po prostu muszę iść i coś wybrać, to jest to dla mnie najgorsza kara. Żeby ulżyć mojemu cierpieniu, dzielimy się półkami i chodzimy z mężem oboje po całym sklepie i wybieramy coś co ewentualnie mogłoby przypaść mi do gustu. Potem zasiadam na mięciutkiej pufce (to chyba jedyna rzecz fajna w obuwniczym) i zaczynam przymierzać. Ciśnienie podnosi mi się z każdą odkładaną parą na stronę z napisem "Nie", ale twardo szukam czegoś co będzie pasować.
Tak więc jak widzicie, zakupy nie są moim hobby, choć nie powiem, gdy mam do dyspozycji jeden sklep (a mam kilka ulubionych) to chętnie wybieram coś fajnego dla siebie, najlepiej w przeciągu 15 minut i żebym nie musiała tego przymierzać.
Przechadzając się po galerii handlowej, jak co roku, przyciągają mój wzrok biedni panowie, próbujący zachować dobrą minę do złej gry i z godnością towarzyszyć swojej wybrance w zakupach.
-Widzisz? Doceń swoją żonę, że ty nie musisz tak cierpieć, mówię z przekąsem do męża. Doceniam, doceniam, jak zwykle odpowiada on.
Ale nie czarujmy się, ogólnie my kobiety maltretujemy swoich wybranków każąc im albo towarzyszyć sobie w sklepie, albo czekać w nieskończoność przed, albo co gorsza nosić tysiące toreb i pudeł niczym tragarze.
Popatrzcie tylko na tych nieszczęśników:
Jednym ze sklepów, które oboje lubimy odwiedzać jest Ikea. Zawsze znajdujemy tam wiele inspiracji i rzadko wychodzimy z pustą torbą. Oczywiście nie polecam tego sklepu w weekendy - chyba, że koniecznie chcecie poćwiczyć cierpliwość, która naprawdę jest wystawiana na próbę. Dla tych, którzy jednak nie lubią żadnych sklepów związanych z wystrojem wnętrz, kilka propozycji zabicia czasu poniżej:
Czasem naprawdę nie wiadomo co ze sobą zrobić. Wtedy wystarczy kawałek podłogi, by móc oderwać się od rzeczywistości. Dzięki Ci Boże za telefony komórkowe!
Brawo dla pana! Jeśli tylko lubicie czytać, zawsze znajdzie się miejsce, gdzie można to zrobić, ot choćby między ubraniami.
Jak same widzicie kobietki, życie naszych panów nie jest proste. Doceńmy więc ich poświęcenie następnym razem gdy będziemy robić razem zakupy i wyślijmy naszą drugą połówkę gdzieś, gdzie będzie mógł na nas poczekać. Już każda z nas na pewno wie, gdzie jest takie miejsce :)
* Zdjęcia z Instagram dzięki www.boredbanda.com
Oj tam, oj tam...
OdpowiedzUsuńZrobi się niedziele bez handlu i będzie przynajmniej jeden dzień w tygodniu wolny od tej psychicznej tortury.
- Misiu, które buty lepsze?
- (te z wibramem)
- Kochanie, który kolor ci się podoba?
- (Który?! JA znam tylko trzy kolory...)
No widzisz, czyli coś w tym jest ;) Te z wibramem :D
UsuńFaceci znaja 3 kolory i są chyba szczęśliwsi, choć powiem Ci, że ja też mam problem z niektórymi odcieniami ;)
Mój mąż miał przyjemność współpracować z działem, gdzie pracowały same kobiety, kolorów zna więcej niż trzy, ale nadal nie widzi różnicy między spódniczką a sukienką ;)
pzdr
Co to znaczy z wibramem?!
UsuńO... Piąteczka. Mam taki sam stosunek do zakupów (pomijając księgarnie internetowe :). Najgorszą karą są dla nas obojga zakupy z moją mamą. Czasami chcemy ulżyć memu tacie i w zamian za opiekę nad Tygrysem wyręczamy go w podwózce i towarzyszeniu mamie. Masakra. Ja wpadam do sklepu i ładuję do koszyka produkty z listy, a mama przechadza się każdą alejką. Mina J. bezcenna, choć zwykle oddala się na bezpieczną odległość, żeby czegoś nie chlapnąć niechcący.
OdpowiedzUsuńOjej moja mama też jest z tych "łazików" ';) Lubi pochodzić i popatrzeć co jest, zawsze jest zawiedziona, że ja tak szybko idę. haha
UsuńAle mnie rozbawiłaś tym postem😁
OdpowiedzUsuńCieszę się :) No, ale sama powiedz, czy tak nie jest- wiele w tym prawdy ;)
UsuńIzzy, to kiedy idziemy razem na zakupy? Mam identyczne podejście. I nienawidzę kupować butów.
OdpowiedzUsuńPrezenty mamy już w 90% zgromadzone, w weekend planuję je pakować, żeby resztę czasu przeznaczyć na sprzątanie, gotowanie etc. Podarunki od nas w tym roku będą raczej skromne ze względu na liczbę osób do obkupienia. My też zresztą nie spodziewamy się Bóg wie jakich prezentów, chociaż Księżniczka zapewne zostanie zasypana upominkami przez wszystkie ciocie i babcie :)
W czwartek jadę do Ikei, piszesz się? ;)Wiesz co Lady Makbet, tak sobie myślę, że gdybyśmy razem po te buty poszły, to pewnie robiłybyśmy wszystko (piły kawę, zjadły coś dobrego...) byle tylko nie trafić obok obuwniczego ;)
UsuńJa lubię kilka prezentów, ale drobnych, takich symbolicznych, a Księżniczka ma już to co najcenniejsze - Was- na razie nic więcej jej nie potrzeba. Założę się, że i tak ma już swoją ulubioną zabawkę ;) E. dostała na 1 gwiazdkę sanki, fajne, wypasione, tylko co z tego jak tamtej zimy w ogóle nie było śniegu (byliśmy raz) ;)
Święta na pewno będą magiczne, miejmy nadzieję, że białe, bo dziś u nas śniegu jak na lekarstwo :(
Heh, no to jesteśmy bardzo podobne w tym temacie. Nie, żebym miała jakąś zakupową traumę, ale nie jest to zdecydowanie moje hobby. Wejść, kupić, wyjść.
OdpowiedzUsuńUmarłam ze zdjęć :D Ale pan ma kozackie buty, ten pierwszy, co zasnął. :D A te zwłoki, obok tego co kuca pod ścianą z telefonem - hicior...
Hehe, no wiesz co sobie myślę? Że okazuje się, że tu same kobiece ideały - tak jak piszesz: wejść, kupić, wyjść :)) No widzicie panowie? :) Ciekawe jak udałyby się zakupy jak byśmy wszystkie poszły razem ;)
UsuńButy gościa pewnie ze skóry krokodyla, albo węża ;) hahaha
Ahaja - właśnie o butach śpiącego pana chciałam napisać w pierwszej kolejności - jak widzę, nie tylko na mnie zrobił wrażenie :D
OdpowiedzUsuńJa kocham kupować buty, UWIELBIAM! Gorzej z ciuchami - nienawidzę przymierzać! A już szczególnie spodni!
Tak czy siak - na zakupach mogę spędzić nie więcej niż godzina-półtorej, bo zaczynam dostawać kota do głowy... ;)