Psychologia,  Więcej

Mordor i korposzczury.

Pytanie za milion


W którym z polskich miast znajdziemy Mordor?
A) Kraków
B) Katowice
C) Warszawa
D) Wrocław

Jeżeli mieszkasz w Warszawie, nie powinieneś mieć problemu z prawidłową odpowiedzią, to oczywiście “C”

O tym co to jest Mordor oraz o pracy w korporacji, będzie właśnie dzisiejszy post.








Na dawnych terenach Służewca Przemysłowego wyrosło drugie, po centrum Warszawy, największe zagłębie korporacji w Polsce. Codziennie do pracy dojeżdża tu tak duża liczba pracowników, że  efektem są gigantyczne korki i zatłoczona komunikacja miejska. Znalezienie choć kawałka wolnej przestrzeni w tramwaju, czy autobusie w godzinach szczytu graniczy z cudem.


Z tego właśnie powodu, do dzielnicy tej przylgnęła nowa, nawiązująca do Tolkienowskiej krainy zła, nazwa Mordor.


Kiedy ponad 10 lat temu zaczynałam pracę w korporacji jako lektor tamtejszych pracowników, moje pierwsze zderzenie z Mordorem było takie, że przez ponad 30 minut jeździłam w kółko i szukałam parkingu. Udało mi się zostawić samochód przy jakimś placu budowy, tuż przy znaku “Zakaz parkowania”, ale łapiąc się jeszcze na skrawek ziemi pozwalający na nadzieję, że po zajęciach zastanę jeszcze w tym miejscu swoją własność. Po paru zajęciach sytuacja była jasna, albo dostanę własną kartę na parking pracowniczy, albo muszę zrezygnować. To było ponad moje siły. Kartę oczywiście dostałam i tak zaczęła się moja korporacyjna przygoda. 


Parking na “Mordorze” w Japonii.





Przychodząc na zajęcia, często musiałam chwilę poczekać. Siadałam więc na kanapie w recepcji i obserwowałam świat dookoła. Po jakimś czasie stałam się już trochę “niewidzialna”, każdy mnie znał z widzenia, więc po krótkim “Cześć”, większość przestała na mnie zwracać uwagę. Jedni biegali jak przysłowiowy kot z pęcherzem, pod pachą niosąc jakieś papierzyska do podpisu przez szefa, inni zaś snuli się po biurze pijąc czwartą już kawę (była np. godzina 11) tym samym odliczając minuty do końca swojej pracy. Po godzinie 12 przychodził tzw. Pan Kanapka, czyli przedstawiciel jakiejś firmy cateringowej, z wielką torbą pełną najróżniejszych kanapek dla tych, którzy sami przygotować śniadania nie zdążyli lub nie chcieli. Kanapki teoretycznie w rozsądnych cenach, od 2.50 wzwyż, w zależności od zawartości, ale jeśli ktoś kupuje je codziennie, przez cały miesiąc uzbiera się niebagatelna suma.




Ludzie pracujący w korporacji, tzw. korposzczury, byli zawsze bardzo mili. W zasadzie dla mnie nigdy nie liczyło się to, czy mam zajęcia z Dyrektorem Sprzedaży, czy tylko Managerem ds.Kluczowych Klientów. Dla mnie to byli po prostu uczniowie, ja przecież z nimi tam nie pracowałam. Przyjęli mnie “do siebie” do tego stopnia, że sama robiłam sobie kawę, gdy przychodziłam, kopiowałam materiały, ucinałam sobie pogawędkę z sekretarką i innymi, którzy akurat wtedy mieli przerwę. Po kilku latach, nowi pracownicy, myśleli, że jestem zatrudniona, bywałam tam przecież codziennie. 

Dlaczego w Warszawie powstał Mordor i co przyciągnęło inwestorów do tej oddalonej od centrum dzielnicy?



Na tych terenach znajdowały się duże zakłady przemysłowe. Po ich upadku grunty zostały uwłaszczone. Ich atrakcyjność dla inwestorów wynikała z uzbrojenia terenu we wszystkie media oraz, jak się wówczas wydawało, dobrego dojazdu – wyjaśnia Tomasz Zemła, zastępca dyrektora Biura Architektury i Planowania Przestrzennego Warszawy.

Ceny gruntów poza centrum były dużo niższe. To zachęcało inwestorów do budowania coraz to nowszych powierzchni biurowych, na które popyt było ogromny. Nie zważano na utrudniony dojazd i brak miejsc parkingowych, co właśnie doprowadziło do obecnej sytuacji, w której zaparkowanie samochodu po godzinie 7.30 graniczy z cudem.




Powstawanie dzielnic biurowych poza centrum miast nie jest zjawiskiem wyjątkowym. Jest ono efektem zapotrzebowania na tańsze powierzchnie w stolicy dla tzw. back office – mówi Joanna Mroczek z CBRE – Londyn ma swoje Canary Wharf, a Paryż La Défense, jednak tam rozwój tych dzielnic przebiegał inaczej. (…)To jest takie koło zamknięte. Im więcej tam się buduje, tym więcej firm będzie tam przychodzić. Następni deweloperzy będą zaś szukać bezpiecznego miejsca, w którym wiedzą, że uda im się znaleźć najemcę

Mordor pozostaje więc wciąż jednym z największych placów budowy w Warszawie.


Codzienność w korporacji


Praca w korporacji nie nie jest łatwa. Jak to powiedział kiedyś mój znajomy, który od prawie 15 lat pracuje na Mordorze i który piął się po szczebelkach kariery od przedstawiciela handlowego do dyrektora sprzedaży,

składając podpis na kontrakcie, odbierając z kadr służbową komórkę, laptopa i samochód, podpisujesz pakt z diabłem. Ten cyrograf na byczej skórze oznacza, że 24/7 jesteś do dyspozycji swojej firmy, póki nie padniesz i nie zostaniesz zastąpiony kimś innym.

I coś w tym jest. Wiele razy widziałam jak chory jechał na spotkanie, którego “nie dało się przełożyć”, albo siedział po nocach kończąc raporty, których oczywiście “nie można było dokończyć” następnego dnia w pracy. 
Ale nie musi tak być, jak twierdzi Rafał Ferber, założyciel Facebookowego Fanpage’a Mordor na Domaniewskiej.


Mam znajomych, którzy poszli do korpo i po godzinach coś jeszcze robią. Są świetnymi grafikami, programistami. Kiedy pytam ich, dlaczego nie odejdą, odpowiadają, że tu mają podstawę, bezpieczeństwo, pieniądze na kredyt. Nazywam ich oświeconymi korposzczurami. Biorą z korpo to, co jest do wzięcia, nie dadzą się zarżnąć, a przy okazji robią fajne rzeczy dla siebie.



Korpo język

Nowy pracownik przychodzący do korporacji, może mieć problem z porozumiewaniem się z innymi, bowiem język jakim wszyscy się posługują, nie został jeszcze opisany w żadnym słowniku. Dlatego przygotujcie się na to, że będziecie musieli przeforwadrować wiadomość i wysłać koleżance requesta, by pomogła przygotować performensy, bo zbliżają się deadliny. Nawet swego czasu pojawiło się podobne pytanie w Milionerach. Nie wierzycie? Zobaczcie sami:







Codzienność


Jeżeli chcecie lepiej zrozumieć świat pracowników korporacji, zajrzyjcie na wspomnianą wcześniej stronę:      

Czytają nas zarówno orkowie – ci, którzy zaczynają pracę w korpo – ale też osoby na średnich stanowiskach, a nawet dyrektorzy i zarządy, mówi Rafał Ferber. Dostarczamy rozrywkę ludziom, którzy pracują, a nie jesteśmy przy tym strasznie angażujący. Nasz fan nie jest taki, jak użytkownik Kwejka czy Demotywatorów. Nie ma czasu samemu przygotowywać treści. Jest konsumentem, a nie prosumentem rozrywki. Często „Mordor” przeglądają ukradkiem na komórce, bo Facebook na firmowych komputerach jest zablokowany.

 Poniższa galeria zdjęć, przedstawia problemy z jakimi codziennie muszą zmagać się pracownicy korporacji.


Najważniejsze, że wiadomo co robić 😉

Bułki na Mordorze są wszechstronne

Ważne, że widać

Piękne:D  Wiem, że jakość słaba, ale może uda wam się przeczytać.

I specjalna galeria zdjęć, pokazująca jak stęsknieni współpracownicy przygotowali się na twój powrót:



 Mordor może być wszędzie


Jak powiada Rafał Ferber, “Mordor to stan umysłu. Mordor może dotyczyć każdego z nas, bez względu na wielkość firmy, czy miasto. Najgorzej jest, jak do małego przedsiębiorstwa przychodzi ktoś z korporacji. Jest nauczony tabelek, krzyczenia na ludzi i przenosi to do nowej firmy. To wszystko jest w głowie”


Mój mąż od ponad 10 lat pracuje na Mordorze. Bardzo chwali swoją firmę, swój dział, swojego szefa. Ma elastyczne godziny pracy, zaczyna więc jak najwcześniej się da, o godzinie 7, by ok.15.30 być już w domu ze swoją rodziną. Nie zależy mu na pracy? Oczywiście, że zależy. Ale nie za wszelką cenę. Jak sam twierdzi, zależy mu przez 8 godzin dziennie, potem ma swoje życie. Przecież jak to powiadają, pracujemy, by żyć, a nie żyjemy, by pracować. Mimo, że praca przynosi nam satysfakcję, trzeba pamiętać o magicznej równowadze między życiem prywatnym a zawodowym. Da się? Oczywiście, że tak.


Na koniec mam dla was bardzo ciekawy filmik, pokazujący życie tzw. korposzczurów. Zachęcam do obejrzenia w wolnej chwili 🙂





* Źródło zdjęć: FB Mordor na Domaniewskiej oraz Narodowe Archiwum Cyfrowe
Źródło wiadomości: www.warszawa.naszemiasto.pl
* Cytaty z wywiadu: www.inpoland.pl

23 komentarze

  • Nasze Bąbelkowo

    Zawsze uważałam, że absolutnie nie mogłabym pracować w takim miejscu – a to co piszesz tylko mnie w tym przekonaniu utwierdza. Zbyt mocno cenię sobie swobodę i wolność w każdej dziedzinie życia, by takie cyrografy podpisywać. Prawdopodobnie nie wytrzymałabym tam nawet okresu próbnego 😉

  • izzy

    Praca w korporacji ma swoje plusy. Można się naprawdę dużo nauczyć,masz możliwość rozwoju, często dobre zarobki. Najgorzej jest w sprzedaży, bo tam jest presja na wynik, nie możesz sobie pozwolić na chwilę słabości (tam właśnie pracuje ten znajomy od cyrografu 😉 ) Dobre dla młodych bez rodziny.
    Ja nie mogłabym mieć żadnej pracy, która polega na siedzeniu za biurkiem i korpo nic do tego nie ma. Dlatego bardzo cenię sobie to co robię, choćby dlatego, że w każdej chwili mogę pojechać do przedszkola po chore dziecko. Ale tak jak pisałam, nie każda firma jest zła. Tworzą ją przecież ludzie. Mój mąż codziennie jeździ na Mordor i nawet rozwiązał problem parkowania, bo woli dojść kilka kroków niż zostawiać auto w biurowcu, bo z niego czasem wyjeżdża się pół godziny 😉 Każdemu życzę, żeby mąż wracał o 15.30 do domu i był z rodziną. Nawet więcej, bo w okresie zimowym w piątki może wyjść godzinę wcześniej, czyli o 14. W trosce o zdrowie psychiczne pracownika i wiedząc, że w piątek po południu na wiele się nie przyda, skrócili czas pracy 😉

    Ja wyznaję zasadę: Miej pracę, którą lubisz, to nie będziesz musiał pracować 😀

  • Soñadora

    Piszę ja, korposzczurek😁a tak poważnie, pracuję w korpo id 10 lat. Przyznaję, były czasy, gdy łatwo nie było, ale bez przesady. Tak naprawdę, to zwykle było mi łatwiej niż trudniej. Zdarzały się dni, i to wiele, gdy nie pracowałam nawet 8h (mam zadaniowy czas pracy). Pracuję z domu, dobrze zarabiam, mam fajne stanowisko, fajnego szefa, fajne zespoły. Dużo się tam nauczyłam. Nigdy nie czułam się wykorzystywana, a często doceniana za swoja pracę. Finansowo również. I u nas kanapki są za darmo 😉 a dla wtajemniczonych przesyłam filmik, nie wiem, czy nie pracujący w korpo zrozumieją 😂 https://youtu.be/0ru7EQ7I83M

    • izzy

      Hahaha Soñadora umarłam z filmiku 😀 wow to się nazywa pasja 😉 Jak nic idealny pracownik! Piękne.

      Ja dokładnie to samo sądzę co Ty. Tak jak pisałam Karolinie wyżej, firmę tworzą ludzie, więc wszystko zależy właśnie od nich. Mój mąż ma drugą pracę na Mordorze i też nigdy nie narzekał. Jak masz fajny zespół, rozwojową robotę i do tego dobrze płatną i to na warunkach takich jak opisujesz, czyli dla kobiety idealnie, to czego więcej potrzeba. Ja tylko nie mogłabym siedzieć za biurkiem, ale tu raczej chodzi o temperament, nie o pracę samą w sobie.
      Fajnie, że napisałaś, bo przynajmniej ludzie będą wiedzieć, że w korpo można być szczęśliwym 😉

    • izzy

      No nie! To już rozbój w biały dzień! Zaraz się okaże, że pracujesz dla Google (o też muszę kiedyś o tym napisać ;)i masz jeszcze do dyspozycji hamak i drzewko różane :)))
      Przynajmniej witamin Ci nie brakuje 🙂

    • izzy

      Fajne prawda? 🙂 Najpierw właśnie znalazłam ten filmik i stąd wziął się pomysł na post, zwłaszcza, że mój mąż też jest częścią korpo, choć małego w porównaniu z niektórymi firmami.

      Tak mi się jeszcze przypomniało, jak mąż jeździł metrem na zajęcia na studiach, to dokładnie wsiadał do niego jak te szczurki z filmu – tyle ludzi było!!

  • Lady Makbet

    Ja mam z kolei wrażenie, że odnalazłabym się w korporacji, ale raczej nie traktowałabym tego jako swojej pracy docelowej. Natomiast mój mąż pracował kiedyś w czymś w rodzaju korpo (choć może nie na skalę warszawską) i bardzo, ale to bardzo sobie tę pracę chwalił. Wbrew pozorom pozwalała mu się realizować i wcale nie wymagała rezygnacji z indywidualizmu. Zgadzam się natomiast, że był to pakt z diabłem – dobrze pamiętam te telefony w środku nocy, po których P. zrywał się na równe nogi i gnał do firmy, jakby się paliło. Pamiętam też odbieranie służbowych maili na urlopie (co dziesięć lat temu nie było przecież tak proste jak dzisiaj, bo internet nie był wszechobecny)i nerwowe sprawdzanie telefonu co 5 minut, czy aby szef nie dzwonił. Pod tym względem cieszę się, że obecna praca nie wymaga od męża takich poświęceń.

    • izzy

      Dokładnie. Przecież zawsze może być to początkiem czegoś innego np. swojej firmy. Znam wielu takich ludzi,którzy zdobyli w korpo doświadczenie, przebyli ciekawe szkolenia (oczywiście za kasę firmową) a potem odeszli i robią co chcą.

      Niestety te maile i telefony są uciążliwe. Nie wiem, czy przejdzie tłumaczenie, że "nie było zasięgu" 😀

    • Lady Makbet

      Zastanawia mnie prawny aspekt tego "okablowania" pracownika. Czy naprawdę zawsze musi być pod telefonem? Również na zwolnieniu lekarskim albo urlopie? Moja koleżanka niedawno poroniła, a przełożona dzwoniła do niej kilka godzin później w jakiejś czysto służbowej sprawie. Gdzieś chyba musi przebiegać granica?

    • izzy

      Wiesz, niby nie musi, ale jednak musi 😉 Jeżeli nie zgodzisz się na reguły ich gry to prawdopodobnie długo nie popracujesz.
      Ja się zgadzam, że granica być musi, bo wg mnie po godzinach pracy powinni dzwonić tylko i wyłącznie w wyjątkowych sytuacjach, a takie nie zdarzają się często. Ale wiesz jak jest, łatwiej do kogoś zadzwonić, niż samemu np. poszukać dokumentu czy wypisać jakąś tabelę.
      O koleżance to tak jak rozmawiałyśmy uważam, że trzeba być pozbawionym wszelkich uczuć, by z jakąś drobnostką zawracać jej głowę i dzwonić.

  • Ahaja

    Taka praca dla mnie to abstrakcja. Oboje z Tomkiem jesteśmy zwolennikami wolnych zawodów w stylu hippisowskim. Tomasz byłby bardzo nieszczęśliwym człowiekiem, gdyby musiał włożyć garnitur i usiąść za biurkiem. Prędzej zamieniłby się miejscami z Panem Kanapką (inna sprawa, że Pan Kanapka zbiłby na Tomku fortunę 😀 ) Niemniej rozumiem, że praca w szczurzej metropolii ma swoje plusy. Brief, deadline i tak dalej dotyczą też branży dziennikarskiej, więc są mi dobrze znane.
    Myślałam, że Mordon to jakaś rzadka roślinka. Kwiatek. "Róża, która wyrosła na betonie", jak określano Tupac'a Shakura 😀

    • izzy

      Hahaha, roślinka chyba typu rosiczka 😀
      Już mam przed oczami ciebie i Tomka jako hippisów, chodzących po firmach i sprzedających kanapki 😀 A tak na poważnie, to nie zawsze trzeba w korpo mieć gajerek na sobie, raczej tam gdzie masz do czynienia z klientami tylko. Jak mój mąż raz poszedł na samym początku to wszyscy pytali, czy był gdzieś na rozmowie o pracę 😛
      Ale wiem co masz na myśli, no cóż, nie każdy nadaje się do siedzenia za biureczkiem. Dlatego jak przychodziłam na zajęcia to część siedziała w kuchni i piła piątą kawę, albo stała przed budynkiem i paliła papierosa 😀

    • Ahaja

      Hahahaha! Też sobie to wyobraziłam, tzn mnie i Tomka w wozie z pacyfą.
      – Byłeś gdzieś na rozmowie o pracę?
      Twój mąż: – Tak. U Pana Kanapki.
      hahahaha!

  • DrogaNieNaSkróty

    Atmosferę w pracy tworzą ludzie, korpo a korpo to może być duża różnica. Ja pracuję w korpo i generalnie atmosfera jest super, ale znalazł się jeden taki pan dyrektor, który jest typowym człowiekiem korporacji i niestety sukcesywnie niszczył zespół ludzi… Moje "ulubione" korpo-słowo to ASAPEM 🙂

Skomentuj Lady Makbet Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.