Więcej

Kościół? To (nie) dla mnie.

Kościół to trudny temat, w zasadzie nigdy na niego się nie wypowiadałam, ale chciałam dziś podzielić się z wami pewnymi obserwacjami i przemyśleniami. Być może macie podobne, a być może nie. Jeśli się mylę, to jeszcze lepiej, bo w zasadzie chciałabym się mylić…





Pomimo żaru lejącego się z nieba, w czwartek uczestniczyliśmy w obchodach święta Bożego Ciała. Na całe szczęście, większość trasy przebiegała w cieniu, ale problemem okazała się nie pogoda, a megafon, który przez pierwsze kilka minut zacinał się, by w końcu całkowicie zamilknąć. Przechodząc ulicami, niektórzy ludzie zupełnie nie zwracali uwagi na to, że pomimo tego, że nic nie słychać, nadal uczestniczymy w uroczystości. Dookoła można było słyszeć głośne rozmowy i chichoty, pozdrowienia w stylu “Cześć Gienio, co u ciebie”. Jako że mój uszczerbek na słuchu spowodowany kilkuletnią pracą w szkole jest dość znaczny 😉 postanowiliśmy udać się na czoło procesji, by cokolwiek słyszeć. I tu takie przemyślenie. Czy naprawdę tak trudno skupić się na tę jedną godzinę, nawet jeśli nie do końca słyszymy co mówi ksiądz? Może w takim razie nie powinnam wymagać uwagi od dzieci, skoro dorosły tego nie potrafi? 
No, ale pomijam. W poprzednią niedzielę, trafiliśmy na mszę z I Komunią Świętą. Jako, że kościółek jest mały, wystawiono na zewnątrz dość znaczną liczbę ławeczek. Reszta gości, czy parafian musiała stać. Ale obojętne, czy jesteśmy w środku, czy nie, to przecież nadal uczestniczymy we mszy świętej, czyż nie? A tu dookoła znów rozmowy, ktoś tam pali papierosa, krzyczą i biegają dzieci itd. 
I można byłoby zrzucić to na wyjątkowość sytuacji. Przecież to goście, może nie każdy chodzi do kościoła. No i w porządku. Ale skoro wujek, czy ciotka nie potrafią skupić się na tę jedną chwilę i zachować powagi, to po co w ogóle tam są? Po to, żeby być? Dzieci były w kościele, więc mogli iść na spacer i po prostu po godzinie wrócić. Komunijną modę, czy może lepiej byłoby to nazwać rewią mody, w ogóle pominę.
Inny przykład. W zeszłym roku uczestniczyłam w pogrzebie. I to samo. Rodzina pogrążona w żałobie, a ludzie idący na cmentarzu za trumną, urządzają sobie pogaduszki. Ja wiem, że jest to okazja na spotkanie z dawno niewidzianą rodziną, ale czy z szacunku dla zmarłego, czy jego rodziny, nie można tej rozmowy odłożyć na później?


Uważam siebie za bardzo tolerancyjną osobę. Nigdy w nikogo nie rzuciłabym kamieniem. Chcesz to chodź do kościoła, nie to nie, nie będę cię nawet namawiać. Nie to jest miarą człowieka. Nie lubię jednak, gdy ktoś idzie do kościoła na pokaz, bo trzeba, albo co gorsza, bo tak wypada, a nie potrafi się zachować. I wiecie co? Wolę już postawę męża mojej koleżanki, który na swoim ślubie nie przysięgał przed Bogiem (jest ateistą, więc przysięgała tylko ona), niż obłudę w stylu nie chodzę do kościoła, pluję na niego, ale jak potrzeba to biorę ślub i idę do spowiedzi. Może się ze mną nie zgodzicie, ale ja po prostu się zastanawiam, po co iść na mszę, skoro jedyne co robię, to gadam ze znajomymi. A może właśnie po to?







14 komentarzy

  • Lady Makbet

    Kiedyś podczas wakacji w Kołobrzegu uczestniczyłam we mszy w niewielkim kościółku, położonym blisko zejścia na plażę. Siedziałam na zewnątrz (nie tyle z braku miejsc, co dlatego, że byłam w trakcie kuracji hormonalnej i cierpiałam na straszne zawroty głowy). Obserwacje miałam podobne do Twoich. Część wiernych przyszła w strojach… mocno plażowych, typu szorty i klapki. Dzieci biegały i dopytywały, kiedy w końcu pójdą się wykąpać. Przemyślenia miałam podobne do Twoich. Tylko czekałam, kiedy ktoś przysiądzie się do mnie z lodem albo frytkami z jednej z pobliskich budek 😉

    • misscarp

      Lady Makbet! Ja ostatnio byłam tego świadkiem w mojej miejscowości. Byliśmy na chrzcinach, mąż był chrzestnym. Ja jednak po ceremonii wyszłam w połowie mszy przed kościół, bo z powodu ciąży średnio mi było w środku. Stojąc sobie pod drzewkiem w cieniu obserwowałam pewną starszą parę. Obok kościoła jest lodziarnia. Państwo siedzieli na kościelnym murku jedząc lody, więc pomyślałam, że może miejsca nigdzie nie było i przycupnęli. Ale nie. Gdy było klęczenie- oni klęknęli. Byli do końca mszy a jak się skończyła- wsiedli na skuter i pojechali. Byłam w szoku. My nie chodzimy do kościoła, mamy swoje względy, jednak kiedy jesteśmy- oddajemy należyty szacunek sytuacji. Ale widok tych państwa mnie mocno oniemiał.

  • Hephalump

    Tak. To prawda. Można czasem obserwować taki upadek obyczajów. Np. ludzi niepotrafiących zachować się podczas mszy lub procesji. I z tego powodu m.in. część parafii rezygnuje np z mszy na cmentarzu w dniu Wszystkich Świętych. Ludzie rozproszeni po dużym obszarze tyko tworzą iluzję uczestnictwa we mszy.
    Podobnie bywa w przypadku osób, które idą do kościoła ale docierają tylko w okolice muru kościelnego.

    Ale z drugiej strony narodziła się jakby moda na narzekanie jak to jest źle w kościele. Często na zasadzie: Ja nie chodzę ale jak widzę lub słyszę…

    Czasem też trafiam na osoby, które potrafią dokładnie opisać jak inni się zachowywali w kościele, jakie błędy popełniali, jakie zasady łamali ale zapytani o to co było w kazaniu nagle zaczynają się plątać.

    Dobrze, że zwracasz na to uwagę bo warto by dzieci otrzymywały dobre wzorce od nas dorosłych.

    Pozdr
    M

  • Droga Nie Na Skróty

    Tak… My chodzimy do kościoła, może nie do końca regularnie, ale chodzimy i też obserwujemy podobne zjawiska. Ja uważam, że dzieci mimo wszystko powinny umieć się zachować w takim miejscu, ale to jest właśnie rola rodziców, aby je do tego przygotować i odpowiednio poinstruować, a często ludzie po prostu o to nie dbają. Ciężko się patrzy na taki brak szacunku. Najgorsze, z czym się spotkałam to, że bardzo dużo ludzi patrzy i obserwuje jak ubrani są sąsiedzi czy znajomi, i nie chodzi tu o np. ubranie niestosowne do sytuacji, tylko np. czy w zeszłym tygodniu była ta sama bluzka lub sukienka i dlaczego nie nowa (i tutaj już zaczynają się poważne powody do rozmów). Najczęściej też jest tak, że ludzie chodzący do kościoła są jednymi z najbardziej wierzących w zabobony i to chyba boli mnie najbardziej 🙁

  • izzy

    @Lady Makbet, misscarp, Hephalump, Droga nie Na Skróty
    Powiem wam tak. Podzieliłam się z wami tą obserwacją, bo po prostu nie wiem, czy ja tak źle trafiam, czy naprawdę ludzie tak się zachowują. Ale widzę, że wy macie podobne odczucia. Zapomniałam jeszcze w poście wspomnieć o tym, że na tej Komunii usiedliśmy na chwilę na schodkach z dziećmi, ale niestety musieliśmy odejść, bo obok dziewczynka stała z rodzicami i miała włączone jakieś tam piosenki na You Tube na telefonie (!!) i po prostu nam to przeszkadzało. Ja do dziecka nie ma pretensji, wiadomo, takie uroczystości są dla nich nudne i długie, ale ja pytam, co to za rodzice, co ok 12 letniemu dziecku nie potrafią wytłumaczyć, że sytuacja wymaga powagi? Skoro moje dzieci potrafią to tym bardziej starsze. Jak zaczynają biegać, to rozmawiamy, odchodzimy na bok, tłumaczymy. No, ale wiadomo, najlepiej dać komórkę.

    A już właśnie rewia mody i obmawianie kto w co się ubrał to brak słów. Niektóre panie to chyba właśnie po to przychodzą, żeby przez godzinę sąsiadki mogły na nie patrzeć i podziwiać.

    Co do kościoła, jak już rozmawiamy 🙂 to ja akurat mam takie podejście. Chodzę do Pana Boga, nie do księdza. Gdyby tak było, to na tej samej zasadzie nie chodziłabym do lekarzy (bo niektórzy to konowały i łapówkarze) i nie puściłabym dzieci do szkoły (bo gro nauczycieli nadaje się do wymianki) Nie mnie osądzać postawę duchownych, niech osądzi ich Ten co powinien, ale sama istota religii przekazuje same dobre rzeczy i tego się trzymam :))

    Dziękuję za wasze uwagi, pozdrowionka dla wszystkich!

  • Agata

    Też byłam świadkiem powyższych sytuacji. I też uważam, że spora część osób chodzi do kościoła po 1, bo wypada, a po 2 żeby inni ich widzieli; co do ubioru, to kilka lat temu byłam świadkiem takiej rozmowy- nie będę tu przytaczać wszystkich dialogów- napisze jaki był sens- młode małżeństwo wróciło z wycieczki, a że było ciepło, to byli ubrani w krótkie szorty, bluzeczki bez rękawków, japonki itd. tak też wybrali się do kościoła ( i żeby było jasne- mieli czas na to, żeby się ewentualnie przebrać)- po mszy oznajmili, że teraz to idą się przebrać, bo przecież w takim stroju, to nie wypada iść na urodziny- zostawiłam, to bez komentarza; ja rozumiem, że każdy ubiera się, jak mu jest wygodnie, ale wydaje mi się, że niektórzy ludzie nie mają już szacunku do kościoła, religii itd.

    • izzy

      Dokładnie. Przecież nikt nie każe nikomu chodzić do kościoła, a jeśli już ktoś musi, bo np. jest zaproszony na ślub, czy komunię, to niech się zachowa stosownie. Ale teraz chyba po prostu tak jest, że kościół, religia nie są modne. Spróbuj wejść niestosownie ubrana do jakiejś synagogi, to od razu cię wyproszą.

  • Lady Makbet

    Myślę, że tu problem jest w ogóle szerszy, bo dotyczy nie tylko religijności, ale zachowywania norm społecznych jako takich. Coraz częściej przyzwalamy na wszechobecny konformizm i "tumiwisizm". Te same osoby, które idą na mszę w gumowych japonkach, z frytkami w ręku i ręcznikiem przewieszonym przez ramię, w podobny sposób będą zwiedzać Muzeum Powstania Warszawskiego albo Auschwitz-Birkenau… Pytanie, czy to upadek jakiegoś obszaru kultury, czy po prostu znak czasów?

    • Hephalump

      @LM
      Oczywiście, że jest to szerszy problem. Bo rzeczywiście będzie się to objawiać nie tylko podczas uroczystości kościelnych czy zwiedzania miejsc szczególnych. Widać to też np. w podejściu rodziców (niektórych) do szkoły – nic nie wiem, ale dużo gadam o tym czego niby wymagam… Wymagam od szkoły ale od siebie już nie.
      Było dla mnie szokiem, że w szkole właściwie nikt nie wymaga już od dzieci (tak jest w klasie mojej córki) porządnego prowadzenia zeszytu. I że właściwie większości rodziców jest to na rękę.

      Szkoła, państwo, Kościół – uznaliśmy, ze mamy prawo wymagać nie dając nic od siebie i… mamy tego efekty.

      Pozdr
      M

    • izzy

      Oj tak. Absolutnie się zgadzam. Ostatnimi czasy dominuje u nas roszczeniowa postawa wobec innych, ale nie dając nic od siebie. Lady Makbet, ja bym powiedziała Twoimi słowami, że to znak naszych czasów, że upadł jakiś obszar kultury.
      Hephalump, ja też jestem w szoku, że dzieci nie prowadzą zeszytów. A najbardziej uwielbiam jak ktoś do mnie przychodzi, pytam co robili to nie wie, nie ma żadnych notatek, książka pomazana długopisem…

  • Wiewiórkowo - Lidia

    Ja czasami mam wrażenie, że jestem kościelnym policjantem 😉 Chodzę do Kościoła regularnie bo lubię i czuję taką potrzebę. Staram się skupić na nabożeństwie, a nie na tym co dzieje się dookoła. Ale gdy słyszę obok lub za plecami plotki i to często nie szeptem, które uskuteczniają te najbardziej pobożne starsze panie to nie umiem sobie podarować i "przywracam je do porządku ostrym spojrzeniem" – widok bezcenny. Też mam wrażenie, że spora część ludzi pojawia się w kościele, na pogrzebach i innych uroczystościach z powodu "bo co inni powiedzą, jak mnie nie będzie". A brak reakcji ze strony rodziców, gdy ich dzieci cuda wyprawiają, najbardziej wprawia mnie w osłupienie. Kto ma im dać przykład i zwrócić uwagę, jeśli rodzic nic nie wymaga. Gdy jestem w jakimś środowisku dopasowuję się do zasad tam panujących i w kościele choćby z szacunku do miejsca i innych uczestników nabożeństwa wypadałoby po prostu nie przeszkadzać. Tylko i aż tyle.
    Cieszę się że zwracasz na to uwagę Izzy, bo ja czasami zastanawiałam się, czy mój wewnętrzny bunt na takie sytuacje wynika z tego, że wciąż czekam na swoje dzieci i łatwo mi się mówi, a potem wszystko mi się w głowie poprzestawia. Ale widzę po komentarzach, że da się wychowywać dzieci i nie zapomnieć o takich wartościach. Obym i ja wytrwała 😉

  • izzy

    Oczywiście kochana, że się da! I wiesz co najbardziej mnie wkurza? Jak ludzie mówią, że przesadzam, że to tylko dzieci, że dzieciom wolno to czy tamto. A ja moje dzieci kocham bardzo, ale uważam, że trzeba od nich wymagać. Widzę tego efekty i myślę sobie, że kiedyś jak już będą dorosłe i będą same decydować o sobie, to pewne rzeczy będą mieć zakorzenione tak jak ja i nie będzie to dla nich tylko przykry obowiązek a coś naturalnego. Niech wyniosą z tej mszy tyle ile potrafią na swój wiek, niech kojarzą ją z czymś fajnym, a nie ze zmuszaniem do czegoś czego nie chcą. No i na koniec ksiądz rozdaje lizaki, więc się cieszą :)) No, ale skoro rodzice tak się zachowują, to skąd te dzieci mają być inne? Ale Lidio, sama powiedz, wiem, że czasy są jakie są, ale żeby iść na łatwiznę i dziecku dawać komórkę, bo nudzi się na mszy? Ja się nigdy nie nudziłam, bo zawsze coś było, albo kamyk ładny, albo kwiatki, albo coś innego.
    A już te "pobożne" starsze panie są dla mnie zagadką. Chyba przychodzą do kościoła tak jak czasem do lekarza – żeby pogadać 😉 Ja też nie raz patrzę krzywo, albo ostentacyjnie się oglądam jak siedzą za mną 😉 A najbardziej mnie denerwuje jak dziecko jakieś kopie w moją ławkę a rodzice nie reagują 😀
    Żeby nie było poważnie to jeszcze Ci coś opowiem. Jak młodsza miała Chrzest, to starsza stała obok swojej 8-letniej koleżanki. Tylko ona jest dość żywotna (tzn Elsa, nie koleżanka) i ciężko jej wytrzymać w "nicnierobieniu" jak to powiadał Puchatek. No i rozgląda się (to było jeszcze przed mszą) i co? Poleciała do dzwonu, który używa ksiądz by zacząć mszę. Wszyscy wstali a księdza nie ma 😀 I wiesz, nie dało rady jej zatrzymać, bo jest szybka. Haha. Ludzie po chwili siedli z powrotem. Także, żeby nie było, że moje siedzą spokojnie 😉

  • tygrysimy

    Podobne rozmowy toczyliśmy w domu po uroczystości. Pogaduchy i rewia mody – to obserwuję od lat. Ot, może taka małomiasteczkowa mentalność, choć z tego co czytam to nie jest przypadłość jedynie mniejszych społeczności. Ale w tym roku zaszokowało mnie jeszcze coś – mało kto przyklęknął przed przechodzącym w Najświętszym Sakramencie Chrystusem. Dla ludzi ważniejsze było znalezienie dobrej miejscówki i to najlepiej przed księżmi. A w końcu kto za kim ma podczas tej procesji podążać. Nie wiem, o co chodzi. O spacer? Pokazanie się? Przecież listy obecności nie trzeba podpisywać. Nikt do niczego nie zmusza.
    Teraz szczególnie irytuje mnie bezmyślność rodziców. Tygrys nie jest idealnym uczestnikiem Mszy Świętej. Zdarza Mu się zachowywać głośno, spacerować, ale jak "przegina" (przeszkadza znacznie) interweniujemy. Nie zabieramy ze sobą głośnych zabawek (co najwyżej pluszaka, albo książeczkę religijną; kiedyś mszę umilała nam grająca zabawka innego dziecka), jedzenia. Przez godzinę jeszcze nikt z głodu nie umarł. Zresztą nasza w tym rola, żeby tak zorganizować czas, żeby Młody był syty. I stajemy w zakrystii. Tam Tygrys czuje się komfortowo, bo jest ciszej i mniej ludzi. Wyjątkowo stajemy na placu kościelnym, bo co zrobimy zimą. I w tej zakrystii zdarzają nam się różne przypadki, najtrudniejsze są te, które są blisko Kościoła, w tym sensie, że należą do jakiejś organizacji czy instytucji, a tym samym mają większe prawa. W swoim mniemaniu. Mieliśmy spięcie z jedną taką panią, która kiedyś odcięła nas od Mszy, zamykając drzwi na kościół, czym sprawiała jeszcze większą histerię naszego dziecka, a muszę przyznać, że wtedy nie był jakoś szczególnie głośny, ale widocznie pani przeszkadzał. Wszystko się zmieniło, jak sama doczekała się dziecka. I teraz zakrystia zamienia się w plac zabaw jej potomka. Wszędzie są rozłożone ich rzeczy, butelki, chrupki. O ile dziecko jest spokojne, to mama dość głośno cieszy się jego obecnością. Ale dziecko rośnie, obserwuje, uczy się zachowania. Więc kto wiem, może kiedyś rozsiądzie się z zapiekanką przy klęczniku. Pojechałam sobie, ale najważniejsze to najpierw wymagać od siebie.

    • izzy

      Dokładnie. Ja nie wymagam od moich córek, żeby w bezruchu stały przez godzinę, bo jest to niemożliwe dla takich maluchów. Ale staram się uczyć je jak należy się zachować. Gdy jest ciepło, siedzimy na ławeczkach przed kościołem, one czasem chodzą, zbierają kwiatki. Gdy były małe, w wózku, jedyne co dostawały to chrupka i to na dworze, nigdy w środku. Teraz przy upałach mają wodę. Ale powiem Ci, że ludzie zupełnie nie zwracają uwagi dzieciom. Biegają, gadają, jedzą itd. Ostatnio myślałam, że mnie coś trafi, bo stała kobieta z wózkiem i grzechotała dziecku przez cały czas!! Tak głośno, że naprawdę to przeszkadzało. Może przesadzam, ale czy nie można wtedy stanąć na zewnątrz jeśli jest ładna pogoda, albo z tyłu kościoła? W naszej poprzedniej parafii wszystkie dzieciaki były właśnie z tyłu. Nikomu nie przeszkadzało to, że chodzą, płaczą, czy coś gadają. Ale tak jak piszesz. Skoro ktoś nie wymaga nawet od siebie to o czym my mówimy…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.