Dziecko,  Psychologia

Pierwszy krok.



Na początku wakacji zaproponowałam Elsie, że odepniemy od rowerka boczne kółka. Nie chciała. Niby Misia zadeklarowała się, że ona jest gotowa, ale jakoś tak wyszło, że jednak te kółka pozostały. Dziewczyny szalały więc na rowerkach w niezmienionej postaci oraz na hulajnogach. Może raz wspomniałam jeszcze o odpięciu kółek, ale i tym razem moja starsza córka nie wykazała chęci, więc odpuściliśmy stwierdzając, że młodsza na spokojnie ma czas. Podczas pobytu na kempingu, stała się rzecz niebywała. Na wyposażeniu domku były bowiem rowerki dla dzieci, ale … bez bocznych kółek. Na pytanie Elsy co my teraz zrobimy stwierdziliśmy, że jeśli chcą z nich skorzystać to będą musiały nauczyć się jeździć bez dodatkowych kółek. Rowerki stały tak sobie oparte o domek, a na drugi dzień dziewczyny stwierdziły, że spróbują. Nie uwierzycie, ale moja starsza córka wsiadła na ten rower i po prostu pojechała! Wprawdzie bałam się, że wyląduje na drzewie, bo chwiała się jak brzoza na wietrze, ale szło jej świetnie! Nie powiem, zawsze miałam przed oczami horror rodzica biegnącego za rowerkiem dziecka trzymając specjalny kij lub garbiącego się i cierpiącego, bo musi pomóc maluchowi utrzymać balans. A tu zero takich scen. Elsa była strasznie dumna z siebie a my z niej! To było niesamowite, czułam się trochę tak jak wtedy, kiedy postawiła pierwszy krok. Młodsza córka przyglądała się całemu wydarzeniu i po chwili wybuchnęła płaczem. Kucnęłam przy niej i zapytałam o co chodzi, na co odparła, że też chciałaby jeździć tak jak siostra. Wytłumaczyłam jej, że na pewno niedługo też się nauczy, przecież jest młodsza, ma na spokojnie czas. Ale moje ambitne dziecko uznało, że czas widocznie nadszedł, bo ćwiczyła jazdę, która niestety nie przynosiła takich rezultatów jakie by chciała, bo nadal nie potrafiła pojechać sama. Opuszczając kemping potrafiła wprawdzie utrzymać równowagę, ale trzeba było ją asekurować, bo jak to potocznie można by było powiedzieć “leciała na boki” Po powrocie do domu, wybraliśmy się na przejażdżkę rowerową. I co? Misiaczek wsiadł na rowerek i też pojechał :))) Nawet nie wiecie jak ten maluch się cieszył, a rodzice razem z nim pękali z dumy. Dopięła swego, jeździ tak jak siostra, choć jeszcze nie zawsze uda jej się dobrze ruszyć i musi ustawić pedały w odpowiedniej pozycji. I powiem wam, że kolejny raz przekonuję się, że na wszystko przychodzi odpowiedni czas, że nie można dziecka do niczego zmuszać. Z drugiej jednak strony warto zachęcać i stwarzać okazję, nie bać się ryzykować. Wiedzieliśmy, że jeździć nie umieją, ale mimo to wzięliśmy rowerki z recepcji. Pewnie gdyby nie pobyt na kempingu to Elsa nie nauczyłaby się jeździć bez bocznych kółek w tym roku, bo sama decyzja o ich odpięciu byłaby zbyt trudna. A tak? Dziewczyny zadowolone, rozwijają swoje umiejętności, choć okazji nie ma wiele przez niezbyt sprzyjającą aurę. 

I tak sobie myślę, że presja ze strony otoczenia towarzyszy nam na każdym kroku. Najpierw pytania kiedy będziemy mieć dziecko, potem kiedy kolejne, o rozwoju nie wspominając. I choć nie chcemy to często zastanawiamy się, czy aby na pewno nasz maluch rozwija się prawidłowo? Przecież Ala już dawno potrafi chodzić, a Maciek pierwsze litery pisał, gdy miał już 3 lata. I tu często zaczyna się walka z dzieckiem, zmuszanie go do czegoś, czego nie chce, albo co gorsza do czegoś, do czego nie jest jeszcze gotowe fizycznie czy psychicznie. Nie raz widzę rodziców czy dziadków prowadzących swoje dzieci za ręce, gdy one najwyraźniej w świecie nie chcą jeszcze chodzić. Ludzie nie zdają sobie chyba sprawy z tego, że robią maluchowi ogromną krzywdę, gdyż takie postępowanie nie jest zachętą, lecz nienaturalną dla dziecka czynnością. Później potrafi być jeszcze gorzej. Z moich obserwacji często wynika, że rodzice zamiast zachęcać i stymulować malucha, zaczynają na niego wywierać ogromną presję. Zdarza się też, że porównują je z rówieśnikami co rodzi kompleksy i obniża poczucie własnej wartości. Bo skoro Janek umie trafić piłką do kosza to czemu ja nie mogę? Widocznie coś ze mną jest nie tak. Nasi znajomi mają dwóch chłopców w wieku dziewczynek. Oni dawno potrafili już jeździć na dwóch kółkach, więc wiedziałam, że dziecko w tym wieku jest do tego zdolne i świetnie sobie radzi. Wybraliśmy się nawet razem na rowery, ale moje dziewczyny jeździły z podpórkami. Nie przeszkadzało mi to. Wiedziałam, że kiedyś przyjdzie taki moment, że same będą chciały spróbować. Bardzo się cieszę, że nie nalegałam. Gdyby robiły to na siłę, pewnie by się zniechęciły. A tak? Wszyscy zadowoleni i szczęśliwi, szczególnie my, że tak gładko poszło i nasze kręgosłupy nie ucierpiały za bardzo 😉


Tak na koniec jeszcze powiem wam, że Chorwacja zawsze będzie mi się kojarzyć z nowymi umiejętnościami moich dzieci. To tu nauczyły się jeździć na hulajnogach, Elsa pierwszy raz powiedziała “r” a teraz szaleją na rowerkach bez bocznych kółek. To zupełnie inny klimat niż w domu, inne zabawy, inne otoczenie. A presję zostawiam gdzieś na boku. Jeszcze w życiu nie raz będą miały okazję dowiedzieć się co to takiego.








17 komentarzy

  • Jaga

    Rozwój każdego dziecka to sprawa indywidualna – mój syn potrafił raczkować w wieku zaledwie 7 miesięcy i chodził przy meblach ale siedzieć nie potrafił prawie do 10 miesiąca 🙂 musiałam podpierać poduchami

    • izzy

      No dokładnie. Ale wiesz jak jest. Z drugiej strony mam koleżankę, która uważa, że nie musi dziecka niczego uczyć, ani siusiania na nocniczek, ani mówienia, bo "przecież w końcu się nauczy" No jak wychodzimy z tego założenia to faktycznie 20-latek nie robi w pieluchy, ale czy na tym to polega? Ja wolałam nauczyć moje dzieci ładnie mówić, a nie latać po logopedach. Ja dziewczyn nie zmuszam do niczego, ale staram się uczyć i zachęcać. W końcu nie żyjemy w dżungli 😉

  • Aaaa

    Brawo dziewczyny i brawo wy za rozsądne ogarnięcie tematu. Z ciekawości zapytam – dziewczyny jeździły na rowerkach biegowych? Nam taki rowerek właściwie załatwił boczne kółka w normalnym rowerze – młody po pół godzinie kazał sobie odpiąć bo przeszkadzały 😉 . Ostatecznie na początku też musieliśmy trochę pomagać przy ruszaniu bo rower okazał się trochę za ciężki i trochę za duży. Też zaczynaliśmy naszą przygodę z normalnym rowerem jesienią a wiosną syn już śmigał jak szalony.
    Ciekawe jak będzie z córką – na razie już chce wsiadać na rower brata. Na biegówkę niestety trochę za niska więc czekamy do wiosny a teraz musi jej wystarczyć hulajonoga.
    Aglaia

    • izzy

      Dziękuję, dziękuję, pękam z dumy :D:D
      Dziewczyny nigdy nie jeździły na rowerku biegowym, wiem, że właśnie dzieci, które mają takie doświadczenia lepiej radzą sobie z utrzymaniem równowagi. Ci chłopcy o których wspomniałam w poście tak właśnie się nauczyli. Myślę, że moje dziewczyny bardzo się rozwinęły, gdy położyliśmy kostkę przed garażem w lipcu 😉 Przez cały dzień jeździły w kółko na hulajnogach, robiły wyścigi, naprawdę szalały. I to im chyba dużo dało. Elsa jest dość wysoka, dostaje nóżkami do ziemi i nie ma problemów z ruszaniem, Misia ćwiczy, ale idzie jej coraz lepiej. Mam nadzieję, że wiosną będzie tak jak u Was i będą szaleć na Twój syn :)) W następnym roku spróbujemy wrotki czy rolki, będzie więcej czasu a zimą może damy radę wreszcie na łyżwy się wybrać.

    • Aaaa

      No to powodzenia. Jak mają tak szaleć jak mój to kup im kaski – my już zaliczyliśmy spotkanie z latarnią, wylot przez kierownicę bo młody nie zauważył wysokiego krawężnika i kilka innych równie ciekawych historii. Nie wiem jakim cudem jeszcze nie byliśmy na SOR. Powoli myślimy o zmianie roweru na większy. Rolki na razie schowane w szafie na zimę – na wiosnę pewnie będą za małe.Łyżwy na nowy sezon też trzeba kupić bo stare pod koniec poprzedniego były już przymałe… Czyli byle do zimy 😉 . A jak wasz basen? Aglaia.

    • izzy

      No właśnie obiecałam im te kaski, bo chcą 😉 Tak sobie myślę, że kto kiedyś w kasku jeździł, ale tak jak piszesz, jak dziecko szaleje to może się przydać.
      My mieliśmy w to lato bardzo dużo pracy przy domu, w ogródku, dlatego do rolek się nawet nie zabieraliśmy, bo nie było czasu. I tak jestem w szoku, że ten rower udało się ogarnąć. Nie jestem przekonana, czy 4-latka nadaje się na łyżwy, ale kto wie 😉 Na rowerze się nauczyła o rok wcześniej niż siostra.
      Basen. Hmm. Dzięki, że pytasz. Niestety jeszcze nie byliśmy 🙁 Po powrocie tydzień na ogarnięcie, a potem przyszedł katar. Jak zwykle ucierpiałam najbardziej ja, czyli do tej pory nie jest dobrze. Obecnie rzuciło mi się na gardło. eh. Dziewczyny smarkają od czasu do czasu, mąż też. Mam nadzieję, że uda się już w następnym tygodniu 🙂 Mamy dwa upatrzone miejsca, chyba wypróbujemy obydwa i zobaczymy jak jest.

    • Aaaa

      Kiedyś nie zapinało się pasów w samochodzie a dzieci nie jeździły w fotelikach. Dzisiaj zapewne jak jedziesz do Biedronki za rogiem to zapinasz pasy a dziewczyny wsadzasz do fotelika 😉 . Poza tym nie wiem po jakich trasach jeździcie na rowerach u nas to głównie gruntowe drogi, niezbyt równe chodniki ewentualnie zwykła ulica bez ścieżki rowerowej. W takich okolicznościach kask dla dziecka dla mnie jest oczywistością.
      Mój załapał łyżwy jak miał 4,5 roku więc myślę, że Misia ma szansę sobie poradzić. Trzymam kciuki.
      Z basenem tak to już jest. My zawsze kończyliśmy naszą przygodę z basenem w połowie wrześnie bo potem zawsze ktoś był zasmarkany. Teraz zaczniemy basen w połowie listopada bo tak wypada ze szkolnego harmonogramu – zobaczymy jak to wpłynie na stan zagilowania naszego młodzieńca. Na razie szkolna aktualizacja bazy wirusów odbywa się bez większych strat w ludziach.
      Aglaia

    • izzy

      Raz nie zapięłam pasów wyjeżdżając z garażu, a moja młodsza córka krzyczy: Pasy zapnij! No dobrze, że ci przypomniałam, ja to mam głowę na karku 😀 Także u nas nie przejdzie, nawet dojazd do bramy 😀 A kiedyś nawet ludzie nie wiedzieli co to fotelik dla dziecka. Ale pewnie też nie było aż tak dużo samochodów, takich szybkich, takich dróg itd. Ciekawe ile wtedy były wypadków, czy np. są takie statystyki dot dzieci.

      Pocieszasz mnie z łyżwami, no Misia jeszcze nie ma 4.5, więc tak szanse oceniam pół na pół. Jeśli nie będzie jej wychodzić to trzeba będzie odłożyć do następnego roku, bo ona bardzo przeżywa jak nie da rady robić tego co siostra. Jest mega ambitna, eh.

      A jak u was szkoła? Ciekawa jestem jak wrażenia :))

    • Aaaa

      Statystki dotyczące dzieci – ofiar wypadków na pewno są – trzeba by poszukać. Z tego co się orientuję w takiej np. Szwecji dużo mniej dzieci ginie w wypadkach niż w Niemczech czy Francji. Na to składa się pewnie kilka czynników ale jednym z nich są właśnie foteliki, których Szwedzi używają (tyłem min. do 104 cm/4 lat).

      Na lodowiskach są takie specjalne pchacze dla maluchów pomagające utrzymać równowagę. Z takim sprzętem Misia na pewno da radę.

      Szkoła OK – dzięki, że pytasz. Mam wrażenie, że syn się w miarę dobrze zaaklimatyzował i jest zadowolony. Nauczyciele wypowiadają się o nim raczej pozytywnie więc jestem dobrej myśli. Jedyne z czym również nam się przychodzi zmierzyć to jednak nieco inny poziom oczekiwania w zaangażowanie rodziców w edukację. W przedszkolu to jednak ciocie wszystko ogarniały a tu na koniec tygodnia dostaję mail z informacją co będzie potrzebne w przyszłym tygodniu i potem kombinuję jak zdobyć/pamiętać żeby dzieć zabrał: kasztany, gazetki ze sklepów spożywczych, pamiątkę z wakacji, składniki do samodzielnego przygotowania śniadania itp./itd. + przygotowanie śniadaniówki – niby bzdura a jednak zajmuje trochę czasu 😉 . Ale jakoś dajemy radę – nie mamy wyjścia 😉 .

      Aglaia

  • olitoria

    Super:)
    Ale faktycznie że wakacje mają jakąś cudowną moc. Wika też nauczyła się jeździć na rowerze gdy byliśmy na wczasach. I też, tak jak u was rowery były na wyposażeniu, i powiem ci, że wzieła sobie taki całkiem spory 😀 Tamaluga w tym roku w Międzyzdrojach nauczyła się jeździć na hulajnodze.

    • izzy

      Tak sobie wspominaliśmy z mężem, że za naszych czasów (jak to brzmi, jakbyśmy dziadkami już byli hahaha) to rower był niezłym luksusem. Rodzice zawsze kupowali za duży, żeby starczył na ileś lat i nikt się nie przejmował, że nie dostajesz do ziemi i przewracasz się przy próbie ruszenia 😀 Mój mąż zaczynał na takiej wielkiej "kozie", oczywiście większej od niego 😀

  • Wiewiórkowo - Lidia

    To ja jestem sennym koszmarem mojego taty 🙂 Pamiętam jak z kijem za siodełkiem mojego rowerka biegał za mną po alejkach gdy uczyłam się jeździć. całe szczęście nie trwało to długo, ale jednak… podziwiam, że mu się chciało.
    A to co piszesz, to prawda, każde dziecko ma swój czas na naukę nowych umiejętności i nie ma co przyspieszać.
    Brawa dla Twoich małych Rowerzystek!

    • izzy

      No powiem Ci, że podziwiam tatę, choć pewnie my zrobilibyśmy to samo, gdyby im aż tak dobrze nie poszło.No bo co innego zrobić? Kilka razy przebiegłam się z młodszą to hmm, moje plecy ucierpiały nie powiem.
      Cieszę się, że się nauczyły, bo to otwiera nam nowe możliwości, ale to chyba już w następnym roku.
      Rowerzystkom przekażę brawa od Makowej Cioci 😉

  • tygrysimy

    Gratulacje dla Dziewczynek. Kolejna nowa umiejętność. Nas Tygrys ćwiczy w cierplwiości. Nieraz po ludzku w duchu się wśieknę, ale wiem, że ona ma swój (bardzo pwolny) rytm i nic na siłę. Przepada za rowerkiem biegowym, z którego już wyrósł, a rowerek tradycyjny do czasu do czasu. Trochę się nie dziwię, bo po tej drodze gruntowej ciężko się pedałuje, ale wisoną odkręcimy boczne kółka i będziemy latać z kijem. Wydaje mi się, że po biegówce powinno być mu łatwiej niż z wsparciem.

  • Dziubasowa

    Brawo dziewczynki! Ja wiedziałam, że jesteście super zdolne 🙂 Ciocia Dziubasowa zawsze w to wierzyła 😀
    Bob ma taki rower bez pedałów, na dwóch kółkach, pędzi na nim jak szalony, raz się nawet wbił w ścianę domu 😀

    • izzy

      Haha, no ja też muszę je trochę stopować, bo oczami wyobraźni widzę jak robią dziurę głową w elewacji 😀 Ostatnio Elsa zaczęła skakać na hulajnodze. I weź jej wytłumacz, że to nie deskorolka… (widziała jakichś chłopaków na ulicy)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.