Adopcja,  Psychologia,  Więcej

Pójdź za mną, a powiem ci jak masz żyć.

Jakiś czas temu postanowiłam założyć konto na Instagramie. Nie prywatne, takie “światkowe”. Na początku rzadko tam zaglądałam, z czasem jednak mogę powiedzieć, że “wkręciłam się” w cały ten IG świat. Dlaczego? Chyba dlatego, że znalazłam tam dużo inspiracji do podróży. Polubiłam profile związane z miejscami, które lubię, które mnie interesują, a ludzie polubili z kolei moje konto. Poznałam też kilka fajnych rodzin, dziewczyn polecających dobre książki i przepisy kulinarne oraz miłośników ogrodów. Ja ze swojej strony dzielę się naszym życiem codziennym, zdjęciami ciekawych miejsc w Polsce i innych krajach, oraz pasją, którą dopiero zaczynam, czyli mój ogródek 🙂


Od jakiegoś czasu zauważyłam ciekawe zjawisko. Po kolejnym wrzuconym przeze mnie zdjęciu, przybywało mi kilku do kilkunastu nowych obserwatorów. Jednakże w momencie, gdy ja polubiłam profil któregoś z nich, on przestawał lubić mnie. Zastanowiło mnie to, gdyż ja nigdy czegoś takiego nie praktykowałam. Zaczynałam kogoś obserwować, bo albo znałam go już wcześniej i lubiłam (np. inne koleżanki z bloga) albo podobały mi się jego zdjęcia, miejsca, zawartość postów. Okazało się, że większość z kont, które znikały to albo konta osób poszukujących sławy, których nie interesuje to, co wrzucam ja, albo tzw. influencerzy


Kim właściwie jest influencer?

Definicja nie jest prosta. Z angielskiego influence, czyli wpływać na coś lub na kogoś. Zwykle w ten sposób określana jest osoba znana, mająca możliwość wpływu na decyzję czy opinię innych. W praktyce jednak, wszyscy przecież posiadamy możliwość wpływania na decyzje innej osoby. Dlatego też influencerem może być każdy, pod warunkiem oczywiście, że posiada pewne umiejętności. Dzisiejsze możliwości w postaci prowadzenia bloga, vloga, konta na Youtubie, Snapchacie lub innym portalu społecznościowym, to możliwość dotarcia i wpłynięcia swoją opinią na grono co najmniej kilkuset osób, a w przypadku osób bardziej znanych ta liczba jest o wiele, wiele większa.

Influencerzy potrafią bardzo skutecznie wpływać na opinię innych. Umiejętnie budują wokół siebie grupę lojalnych odbiorców, z którymi łączą ich silne relacje i zainteresowania. W ten właśnie sposób czujemy się blisko związani z nimi, prawie tak, jak byśmy znali się osobiście. Zwróćcie uwagę w jaki sposób pisane są niektóre posty. Niczym chwyty reklamowe trafiają do nas hasła: “Nie dajmy się!” “Nie pozwólmy się tak traktować”, “Takiemu zachowaniu mówię stanowcze nie!” I cała rzesza fanów już wie, że skoro taki bloger mówi NIE, to jest to uzasadnione. My też musimy być na NIE. I w drugą stronę. Jeśli ten sam bloger, swoim nazwiskiem podpisuje się pod jakimś produktem, czy też kampanią, to mamy poczucie, że musi to być coś dobrego. Ich pozytywna rekomendacja często warta jest więcej niż wysokobudżetowa kampania reklamowa. Porównajmy więc odbiór polecanego kosmetyku przez nieznajomą panią z reklamy telewizyjnej, a “blogowej koleżanki”, która zapewnia nas, że testowała dany produkt i jest super. Widać różnicę? Takie nastały czasy. Chcemy czuć się ważni, rozumiani, chcemy by podchodzono do nas indywidualnie. To smakowity kąsek dla influencera. On wie doskonale jak nas dopieścić, byśmy czuli się dobrze i poszli polecaną ścieżką. Influencer nie tylko zatem wpływa na odbiorców, ale posiada trwałe relacje z masowymi odbiorcami, którzy bardzo silnie się z nim utożsamiają. Jeżeli do tego jest on postrzegany jako ekspert w danej dziedzinie, jego opinia stanie się naszą opinią. 


Inną kategorię influencerów tworzą również osoby publiczne – politycy, sportowcy, dziennikarze czy po prostu celebryci, ale ich strefa wpływu sięga najczęściej znacznie dalej niż na przykład zwykłego blogera. Magazyn Time, zaprezentował listę najbardziej wpływowych influencerów, na której znaleźli się między innymi prezydent Donald Trump, znany raper, aktywistka, czy książę Harry z małżonką. Jest to tak ogromna siła i moc, że wykorzystana w niewłaściwy sposób, może kogoś nawet zniszczyć.

Przykładem znanego influencera z naszego kraju może być Ewa Chodakowska, nazywana “trenerką wszystkich Polaków”. Instruktorka fitness, trenerka personalna, autorka wielu książek, w których propaguje zdrowy styl życia, której facebookowy profil polubiły blisko dwa miliony ludzi. Jest autorką książek, pojawia się w programach telewizyjnych. Przez jednych uwielbiana, przez innych krytykowana, ale trzeba przyznać, że wiedziała jak się wypromować. Czy Ewa Chodakowska naprawdę jest najlepsza? Trudno stwierdzić. W Polsce mamy ogromną ilość trenerek fitness, jednak jak widać to nie wystarczy. Jak to powiadają, trzeba umieć się sprzedać.

Co więc trzeba zrobić, by zostać influencerem?

Przede wszystkim influencer musi być aktywny w mediach społecznościowych, publikować treści, by w ten sposób powoli budować swoją markę. Musi być na bieżąco z newsami z branży, chętnie dzielić się swoją opinią, wiedzą czy doświadczeniem. Aktywne uczestnictwo np. w branżowych konferencjach i spotkaniach daje fanom poczucie, że osoba ta jest godna zaufania, a co za tym idzie jej opinia jest dla ważna. Jeśli Ewa Chodakowska mówi, że tylko takie ćwiczenie pomoże pozbyć się brzucha, to na pewno tak jest, nieprawdaż? Ona wie co mówi, spójrzcie tylko jak sama wygląda. Tak to działa. 

Granfluencerzy

Jeśli wydaje wam się, że media społecznościowe przeznaczone są tylko dla młodszych pokoleń i królują w nich wyłącznie ludzie młodzi, jesteście w błędzie. Wyodrębniono bowiem nowy typ influencerów – granfluencerów. Jak określa BBC, są to stylowe babcie i dziadkowie lub po prostu osoby starsze, które stały się liderami opinii w internecie i często posługują się social mediami lepiej niż my. Pokazują oni, że możemy czuć się dobrze będąc sobą niezależnie od wieku. Ich profile są pełne kolorów, stylu oraz dystansu do siebie i świata. Uczą oni, że życie osoby powyżej po 70-tce, 80-ce, a nawet 90-tce nie musi bowiem oznaczać wyłącznie ciepłych kapci.

źródło:Instagram/baddiewinkle

No dobrze, do czego zmierzam 🙂 Całkiem niedawno otrzymałam zapytanie, czy chciałabym wziąć udział w pewnym projekcie, jako influencer parentingowy. Influencer parentingowy?! I tak wiecie zaczęłam się zastanawiać. Z jednej strony to przecież nic złego być takim influencerem, pod warunkiem, że “sprzedajesz” rzeczy dobre, a myślę, że ja akurat złych treści nie propaguję. Gdybym więcej się udzielała, szukała reklamy, poznawała ludzi, mogłabym być bardziej popularna. A za tym idą pieniądze. No właśnie.
Przedsięwzięcie po części wiązało się z adopcją, jednak czy aby na pewno? Czy temat adopcji nie ma przypadkiem jedynie zdobyć większej liczby odbiorców, a co za tym idzie pieniędzy dla twórców? Oddziaływanie na nasze najniższe instynkty jest na to dobrym sposobem. 

Czy na adopcji da się zarobić?

Rodzice adopcyjni zawsze z oburzeniem ripostują wszelkie tego typu insynuacje. I choć faktycznie z racji tego, że jesteśmy normalną rodziną, na równi z biologiczną, nie dostajemy z tytułu adopcji żadnych dodatkowych korzyści materialnych, to uważam, że da się zarobić. I to bardzo dobrze. Za ten projekt, o którym wam wspomniałam wyżej, dostałabym pieniądze. Zobowiązałabym się już na wstępie polecić wam coś, co jeszcze nie wiem, czy będzie dobre, czy też nie. A skoro się zobowiązałam, to musiałabym tego zobowiązania dotrzymać. Im większa popularność, tym wyższa stawka dla mnie. Co zrobić, żeby zdobyć większą publikę? Wyobraźcie sobie, że teraz zaczynam wstawiać na blogu, na IG, na FB i w innych mediach, swoje zdjęcia, zdjęcia dzieci, naszej rodziny. Pisałam wam ostatnio o tym, jak zostałam okrzyknięta prawie świętą przez niektórych. Nie uważacie, że gdybym do tego co piszę dorzuciła zdjęcia i więcej się udzielała, to nie miałabym większej liczby odbiorców? Myślę, że tak. Pamiętam jak Olitoria pisała, że gdy wrzuciła swoje jedno zdjęcie do któregoś z postów, statystyki oszalały. No to wyobraźcie sobie teraz, gdybym zaczęła wrzucać zdjęcia dziewczyn, swoje (po przerobieniu może i nawet całkiem fajne ;)) czy nie zyskałabym w waszych oczach? I nie chodzi mi oczywiście o to, czy ktoś jest ładny, czy nie, ale o to, że stałabym się bardziej wiarygodna. Widząc jak ktoś wygląda, jeszcze bardziej się z nim utożsamiamy, a to daje nam większe poparcie. Treści? Proszę bardzo. Doskonale wiem, co przynosi większą popularność, co pisać, by ludzie “lajkowali”, by udostępniali dalej. Do tego hasło typu “proszę udostępniajcie, niech wszyscy się dowiedzą jakie to ważne” i gotowe. Od czasu do czasu jakiś filmik na YouTube i kolejni fani przybywają. Choć czasy Big Brothera według mnie skończyły się, ludzie nadal uwielbiają żyć życiem innych. Tylko w trochę inny sposób. Popatrzcie jakie poparcie mają YouTuberzy, którzy nie rzadko publikują treści zerowej wartości. Inni pokazują przemoc, czy głupotę. Ale to się sprzedaje. 
Wróćmy jednak do naszego tematu. Nie da się zarobić na adopcji? Oczywiście, że się da. Tak jak na wszystkim. Tylko od nas zależy, w jaki sposób podejdziemy do tematu. Szczerze mówiąc ja bardzo chętnie wzięłabym udział w jakimś przedsięwzięciu, które ukaże prawdziwe oblicze adopcji, w pewien sposób ją odczaruje. Ale jeżeli mam propagować adopcję jako litość nad biednymi dziećmi, by ktoś mógł na tym zarobić, to jestem przekonana, że nie chcę być tego częścią. Nie twierdzę, że ta propozycja była właśnie tego rodzaju, ale kto wie.

Ponad rok temu, udzieliłam wywiadu na temat adopcji do znanego wszystkim miesięcznika Zdrowie. Nie otrzymałam za to żadnego wynagrodzenia. Ba! Nawet nie przyszło mi do głowy, by o to pytać. (pomijam, że pewnie i tak bym nic nie dostała ;)) Ale pomyślałam sobie, że może z tego wyjdzie coś dobrego, może ktoś, kto się waha przeczyta i zgłosi się do ośrodka. Może ktoś, kto właśnie przeżywa porażkę kolejnej, nieudanej próby zajścia w ciążę zatrzyma się na chwilę i pomyśli, że są jeszcze inne drogi do rodzicielstwa. Poza satysfakcją, że “byłam w gazecie” otrzymałam jeszcze jedno wynagrodzenie – nowego, wiernego czytelnika bloga w postaci mojej pani redaktor, która gdzieś tam mnie wylukała w tym internecie i nasza współpraca zaowocowała przyjaźnią, którą do tej pory utrzymujemy 🙂 I to jest dla mnie fajne. Jeśli ona powie mi, że SPA, w którym ostatnio była jest super (oj zazdroszczę tego wyjazdu) to ja wiem, że tak jest. Jeśli któraś z moich poznanych tu na internecie znajomych poleci mi jakiś produkt, czy miejsce, będę wiedzieć, że mówi szczerze, a nie dlatego, że ktoś jej za to zapłacił. 
Oczywiście można powiedzieć, że influencer tak jak reklama, tylko podaje mi gotowy produkt na tacy, a ode mnie zależy, czy go wezmę, czy nie. Ale podczas gdy reklama jest skierowana do wszystkich, jest bezosobowa, tak influencer niczym nie różni się dla mnie od manipulatora, który pod maską mojego “przyjaciela”, czy “znajomego” próbuje zarekomendować produkt, za który dostaje wynagrodzenie. Nie twierdzę, że ten produkt jest zły, broń Boże. Ale ja chyba bym tak nie umiała napisać, że byłam na spacerze z moim dzieckiem (adoptowanym – to ważne) i nagle zrobiło się chłodno, więc włożyłam małej sweterek firmy H&M, który ostatnio zakupiłam w bardzo dobrej cenie na wyprzedaży. Ale spieszcie się! Ta wyprzedaż trwa tylko do końca tygodnia, więc co jeszcze robicie przez komputerem? Szybciuteńko do sklepu, myk, myk 😉 


Wiele osób zarabia na blogu. I w sumie dlaczego nie. Jeśli ktoś prowadzi na przykład bloga podróżniczego, który staje się popularny i taka osoba dostaje propozycję napisania przewodnika, to dlaczego nie? Przecież w pewien sposób hobby to jego praca. Każdy z nas poświęca mnóstwo czasu na stworzenie jednego posta. Nie mówiąc o innych rzeczach. Za spotkania z kandydatami w ośrodku, na które co jakiś czas jeżdżę, nie dostaję żadnego wynagrodzenia, robię to społecznie. Pieniędzy z tego nie ma, ale za to dostaję coś wiele cenniejszego, nowe przyjaźnie, doświadczenie, satysfakcję. Gdyby ktoś zaprosił mnie jednak na płatną konferencję, czy wykład, nie mówię, że nie przyjęłabym propozycji. Ale pieniądze grają tu mniejszą rolę, nigdy nie są dla mnie priorytetem. Dlatego nie zawracam sobie głowy czytaniem wpisów, w których po dwóch zdaniach wiadomo już o co chodzi. Influencer posiada w swojej dłoni bardzo potężną i niebezpieczną broń w postaci sznurków, którymi może sterować nami niczym marionetkami. Pamiętajmy o tym. 


* Od H&M nie otrzymałam żadnych profitów. Firma została wspomniana przypadkowo;)












Źródło informacji: www.socialpress.pl / www.whitepress.pl




19 komentarzy

  • olitoria

    True, true, Izzy. Najgorsze, że firmy teraz mają takie sztuczki, że często trudno zorientować się czy ktoś pisze prawdę, czy faktycznie został opłacony. Gdy czasami wyszukuję zleceń dla piszących artykuły, to w 80% są to propozycje "lajkowania", czy komentowania produktu czy usługi. Wiele zleceniodawców nawet nie kryje się z tym specjalnie, i np. zaznacza, że na 10 komentarzy pozytywnych, 1 negatywny, żeby było bardziej wiarygodnie. Wkurza mnie to strasznie, bo sama często sugeruję się komentarzami przy zakupach.
    Co do insta i innych tego typu, to wiesz, że tutaj kompletnie się nie znam. Nie mam, nie rozumiem, nie orientuję się 😀 Ale z tymi lajkami zagrywki jak z podstawówki.

    • izzy

      Kiedyś przy okazji innego posta wspominałam, że przez wiele lat miałam zajęcia w różnych korporacjach. Zwykle był to albo dział sprzedaży albo marketingu. Tam właśnie miałam okazję zobaczyć jakie sztuczki stosuje się, by sprzedać produkt. Kreowanie potrzeby, zatrudnianie znanych ludzi, czy manipulowanie opinią to chleb powszedni tak jak piszesz. Na dodatek dowiedziałam się, żeby nigdy w sklepie nie pytać sprzedawcy, który produkt poleca, ponieważ zawsze poleci tej firmy, z której ma większe profity. Tak było, jest i będzie. Albo dajesz się na to nabrać, albo nie. FB i insta służą do szybkiego wypromowania się. Dziś nic tak nie działa jak polecanie czegoś przez "zwykłych" ludzi. Zwykłych, a jednak nie, bo sama piszesz, że płacą za pisanie pozytywnych komentarzy itd. Zresztą mój mąż kiedyś nawet zajmował się pozycjonowaniem strony dla znajomego. Im więcej ludzi lajkuje, tym większy mamy zasięg i więcej możemy sprzedać. Ja się po prostu zastanawiam na ile np. taka akcja ma dobry cel, a na ile zarabianie pieniędzy. Nie raz zdarza się, że np. na FB jest zbiórka pieniędzy na chore dziecko a potem okazuje się, że to oszustwo. W tej mojej akcji motywem jest adopcja. Niby wszystko pięknie, tylko za tym stoją ogromne pieniądze, a adopcja, litość, dziecko, porzucenie – to się dobrze sprzedaje, zwłaszcza przed Świętami…

  • Jaga

    Musisz sobie to przemyśleć. Nieraz "nie wypada" napisać złej opinii o produkcie który się reklamuje. Zachodu i czasu wiele to pochłania. Bawiłam się przez jakiś czas, ale dałam spokój. Tym bardziej że nie prowadzę tematycznego bloga i piszę bo lubię albo lepiej piszę jak mam nastrój. Ale zostały mi na pamiątkę fajne "gadżety" Philipsa szczoteczka soniczna, sokowirówka, multicooker, ale za cholerę nie napisałabym bzdetnego wpisu o jakimś środku n a porost włosów czy zapobiegający grzybicy….Jak się sprzedawać to nie miskę soczewicy czy butelkę szamponu 🙂

    • izzy

      Jaguś, ja nie mam czego przemyśleć. Nie mam zamiaru zostać influencerką, czy blogiem parentingowym. Może po części on jest parentingowy, bo piszę w końcu o macierzyństwie, ale wszystko to jest na podstawie własnych doświadczeń, mojej wieloletniej wiedzy, bo pracuję z dziećmi i rodzicami, no i jakichś tam zainteresowań. Piszę o czymś co według mnie jest ciekawe i co mogłoby się komuś przydać, albo o bzdurach, takich lekkich, które może poprawią humor. Piszę też o naszym życiu codziennym, taki update zwyczajny.
      Myślę, że tematyczne blogi są fajne jeżeli ludzie się na czymś naprawdę znają. Niech i będzie sobie ta Chodakowska o której napisałam. Jeżeli ona zna się na tych ćwiczeniach, na diecie, to niech poleca produkty, niech testuje. Ja nie uważam się za eksperta od adopcji, ale na pewno więcej wiem o niej niż ktoś, kto dopiero ją rozważa. Właśnie dlatego piszę o różnych rzeczach, które jej dotyczą. Sama kiedyś szukałam różnych informacji, więc mam nadzieję, że komuś to się przyda. Poza tym chciałabym pokazać innym, że dziecko adopcyjne i adopcyjna miłość jest taka sama jak biologiczna, nie trzeba tutaj tego samego DNA.
      I zgadzam się z Tobą w 100%, że jak się sprzedawać to porządnie 😉 Chętnie zostanę ambasadorką jakiegoś dużego, prestiżowego projektu, który będzie służył dobrej sprawie. Ale za przysłowiową butelkę szamponu? Chyba wolę pozostać w cieniu, z moim wąskim gronem odbiorców 😉 A sokowirówkę najwyżej kupię sobie sama 😀

    • Jaga

      Dla mnie to była frajda i radość okrutna 🙂 Moja koleżanka zwykła mówić DARMOCHA WCHODZI W DUPĘ LEPIEJ NIŻ OŁÓW i to racja -Ale nie za butelkę szamponu 🙂 Mam satysfakcję że udało mi się przez jakiś czas dostawać paczki od Philipsa. Ale oni nawet po zakończonych testACH potrafili przysłać gratis wymienne końcówki do szczoteczki. Takie reklamowanie to ja rozumie. NIe znoszę blogów kosmetycznych, modowych itp gdzie laski za jeden tusz do rzęs poświęcają cały wpis. A ja wiem, że to byle co ale ona go zachwala- bo świadoma tego, że drugi raz nie dostanie nic do testóW 🙂

  • Aaaa

    Czyli jednym słowem nie zostałaś influencerką?
    Szczerze pisząc mam bardzo mieszane uczucia w tym temacie. Konto na IG mam ale nie korzystam ;-). Natomiast przestałam obserwować niektóre blogi właśnie z uwagi na moim zdaniem nachalne próby bycia rzeczonym influencerem. Pół biedy jak ktoś prowadzi blog tematyczny i tam opisuje jakiś tam aspekt swojego życia i przy okazji reklamuje też rzeczy z tym związane – no to spoko – tak człek zarabia na życie/dorabia do pensji. Jak potrzebuję rekomendacji jaką książkę kupić dla dziecka to sobie kilka takich książko-blogów poczytam i coś wybiorę – szczególnie, że zazwyczaj zamawiam przez net więc nie ma szans na obejrzenie egzemplarza w księgarni. Ale jak ktoś prowadzi tzw. „blog o życiu” i na 10 postów na miesiąc, 3 dotyczą przysłowiowego życia, a pozostałe 7 to: 1) reklama książek dla dzieci, 2) reklama kosmetyków dla mamy, 3) reklama ciuchów dla taty, 4) reklama garnków, 5) reklama wyjazdu do SPA itp. To jednak mówię dziękuję. Szczególnie, że tacy „inluencerzy” są też bardzo oporni na inne zdanie na temat reklamowanych produktów – zdarzyło mi się kilka razy w komentarzu napisać, że produkt ma jednak jakieś wady albo jest inny lepszy i raczej nie spotkało się to z przychylnością autora posta.
    Poza tym jest jeszcze ten aspekt prywatności, o którym piszesz. Właśnie m.in. dlatego odpuściłam projekt własnego bloga. Chciałam pisać o rodzinnych podróżach ale nie wyobrażam sobie publikować zdjęć moich dzieciaków w sieci. A tylko wtedy taki blog miał by jakieś szanse zaistnieć wśród miliona podobnych. To nawet nie chodzi o fakt, że są adoptowane ale one po prostu mogę sobie tego nie życzyć i nie chciałabym wykorzystywać ich błogiej nieświadomości, że w sensie prawnym, przez jakiś czas to ja jestem dysponentem ich wizerunku.
    Aglaia.

    • izzy

      No nie zostałam, nie zostałam 😉 Za cienka jestem 😀 Nie udzielam się na FB, nie wrzucam nic ciekawego na IG prócz kwiatków ostatnio i nie piszę postów z zamiarem sprzedania się.
      Aglaia, jak najbardziej zgadzam się z Tobą, że jeśli ktoś prowadzi blog tematyczny np. podróże, czy kosmetyki i tam reklamuje właśnie takie produkty to ma to sens. Albo tak jak piszesz książki. Dzięki takim recenzjom można mieć mniej więcej pojęcie, czy warto się zatrzymać przy tej pozycji, czy też nie. Ja trochę sugeruję się opiniami np. na bookingu, bo nawet jeśli część z nich została napisana przez samych zainteresowanych, to na pewno nie wszystkie. Na 1500 część musi być prawdziwa.
      I tak jak piszesz, czasami dasz jakiś komentarz, który się nie spodoba i już kasują, albo hejtują. Fajne są takie recenzje produktów, gdzie masz prawdziwe opinie i pozytywne i negatywne. Jednemu będzie przeszkadzać, że książka jest długa, a dla innego to żaden problem.
      Jeśli chodzi o zdjęcia w sieci to ja też jestem przeciwna publikowaniu wizerunku. Nie ma to nic wspólnego z adopcją, na FB mam może 2 swoje zdjęcia, ale dzieci nigdy. Nie mam potrzeby ekshibicjonizmu, a poza tym sądzę dokładnie to co Ty – moje dziecko może sobie tego nie życzyć i nie będę wykorzystywać jego nieświadomości, by się nim chwalić a tym bardziej na nim zarabiać. Ja mam jeszcze drugiego bloga, gdzie wrzucam w zasadzie te same posty o podróżach co tutaj, ale to bardziej jest dla dziewczyn, żeby kiedyś miały wszystko w jednym miejscu. Zaglądam tam tylko wtedy, gdy coś wrzucam 😉 Masz rację, gdybyś chciała zaistnieć, a dałoby się, musiałabyś promować też własną twarz. Tak to działa.
      Nie wiem, czy u Was tak jest, ale u nas musisz wyrazić zgodę w żłobku i przedszkolu na zdjęcia Twojego dziecka na stronie int. Niektórzy rodzice nie podpisują.

    • Aaaa

      Na moim FB to z najbliższej rodziny mam zdjęcie psa i to takie sprzed 7 lat 😉 . U nas w przedszkolu też podpisywaliśmy zgody na wykorzystanie wizerunku dziecka – ja właśnie z tych co się nie zgodzili 😉 . Aglaia.

    • izzy

      Haha, no to raczej Cię nie rozpozna nikt 😛
      U nas w przedszkolu są tak beznadziejne zdjęcia, że ja sama swojego dziecka nie poznaję. Także ja podpisałam 😉 Swoją drogą to mam ochotę powiedzieć pani, że robiąc zdjęcie, rękę należy trzymać nieruchomo 😀

    • Aaaa

      Pół biedy jak Pani przedszkolanka robi beznadziejne zdjęcia. U nas w przedszkolu mieli przez jakiś czas fotografa, który przyjeżdżał na jakieś tam okolicznościowe sesje i robił tak beznadziejne zdjęcia, że mój syn na każdym wyglądał jakby do przedszkola chodził za karę. A hitem dla mnie było zdjęcie w wielkanocnym jajku, na którym młodemu z nosa wystawał całkiem pokaźny, nieco żółtawy smark. Jak można się domyślić tych zdjęć raczej nie wzięłam 😉 . Aglaia.

  • Wiewiórkowo- Lidia

    Izzy, a miałam zaproponować Ci bycie moją infuencerką, ale po tym poście jesteś stracona :)Myślę, że jakoś sobie z tym oczywiście poradzisz 🙂

    A tak na serio, to ja też mam uczulenie na reklamy, które wyskakują z każdej strony. Gdy widzę blogerów, którzy co drugi post przemycają marketing, to nie czytam żadnych ich postów, nawet tych niemarketingowych.
    Są od tego oczywiście wyjątki, jeśli ktoś prowadzi bardzo merytorycznego bloga i zwyczajnie poleca swój produkt (np. książka Arleny Witt do j.Angielskiego) który faktycznie daje coś, co jest unikatowe, to bardzo popieram.
    Jeśli ktoś wypracował sobie pozycję na rynku w jakiejś wąskiej branży i jest tam faktycznie specjalistą, to chętnie posłucham jakie produkty innych twórców poleca – przykład blog-"Jak oszczędzać pieniądze" Michała. Tu też nie mam problemu z tym, że Michał zarabia gigantyczną forsę na tym, że poleca tą, a nie inną lokatę. Dla mnie jest prawdziwy i bardzo rzetelny w krytyce tych produktów i co najważniejsze, ci co mu zaufali i skusili się na polecany produkt byli bardzo zadowoleni.

    Ale nie ma co ukrywać takich osób jak Arlena czy Michał jest bardzo mało, zazwyczaj są to polecajki dla lajków, kasy i jak napisały dziewczyny wcześniej z małą orientacją w branży.

    • izzy

      Hahaha, ja Twoją influencerką? Ależ Ty sobie kochana świetnie sama radzisz 😀 Te wszystkie sponsorowane teksty, no kto by uwierzył, że tak od siebie polecasz modernizację sypialni, albo nowe okulary 😛

      Pamiętam jak mój mąż kładł sam kafelki i oglądał wcześniej takiego videobloga, prowadzonego przez jakiegoś tam gościa, który niby się znał na tym. I powiem Ci, że był całkiem do rzeczy, pokazywał wszystko, sugerował produkty (ale nie chamsko, po prostu przykłady np. z Castoramy, ale wiadomo, możesz kupić w Obi czy gdzie indziej)
      I tak jak piszesz, jeżeli ktoś coś poleca, ale podaje do tego rzetelne argumenty i przede wszystkim nie ukrywa tego, że na tym zarabia, ale po prostu zachęca – albo się decydujesz, albo nie, ale wkurza mnie taka manipulacja, jak ktoś udaje "blogową" koleżankę po to, by Ci coś wcisnąć.
      Nie wiem, czy widziałaś, ostatnio na FB pokazało się takie zdjęcie, które Adam Małysz wrzucił stojąc w korku. Post niby o tym jakie to życie beznadziejne, bo korki są, a tak naprawdę to ukryta reklama Mercedesa, którym jechał. Zdjęcie zrobione tak, żeby pokazać korek ale i ogromne logo na kierownicy. I to jest dla mnie takie na niskim poziomie, takie robienie z ludzi przygłupa. Ja lubię Małysza i niech gość reklamuje Merca, to reklama na poziomie. Ale niech nie pisze takich bzdur, że post jest o korku… Niech jawnie powie, że np. w takim aucie to ja mogę stać w korku. Wiesz o co mi chodzi. Ja po prostu nie cierpię takiej sztuczności a jak już ktoś na niej zarabia to w ogóle mam uczulenie. Bo to co mówimy, jeśli ktoś coś robi dobrze, to niech zarabia na tym, czemu nie. Ale większość tych influencerów to ludzie, którzy po prostu znają triki, by wcisnąć coś, na czym zbiją fortunę.
      Uważam też, że potrzebne są blogi np. o niepłodności, bo od dziewczyn przez to przechodzących dowiesz się więcej niż od lekarza, czy z internetowych artykułów. I to jest wspaniała rzecz.

  • Agata

    Temat na czasie, bo wlasnie na blogowisku jest wysyp postow reklamujacych plecaki, piorniki i wszelkie inne szkolne akcesoria. 😉 Wczoraj na chyba trzech blogach wpadlam na reklame przyborow z Biedronki. 🙂 Pomijam fakt, ze mi owy dyskont jakos nie kojarzy sie ze szczegolna jakoscia (ale moze sie nie znam, bo z Polski wyjechalam -nascie lat temu). Wole jednak kiedy tytul posta mowi jasno: fajne szkolne przybory z Biedronki, czy cos takiego. 😉 Przynajmniej na pierwszy rzut oka widac, ze chodzi o reklame. Ale jesli tytul brzmi mniej wiecej "jak przygotowac dziecko do szkoly" i pierwsza polowa posta to wskazowki zywcem zebrane z poradnikow, bez zadnego osobistego wydzwieku, a potem szybki przeskok, ze moja corka/ syn juz szkoly sie nie moze doczekac bo bedzie miala piornik z Biedronki, po czym nastepuje dlugi opis wszystkich biedronkowych akcesoriow, to… po prostu wychodze. Inna rzecz, jak ktoras ze znajmych blogerek wspomni, ze uwielbia jakis produkt, a inna to otwarta reklama. Podobnie, nie znosze, kiedy pod niby zwyklym postem, autorka wymienia producentow kazdej czesci garderoby swojej i dzieci, od bluzki, az po skarpety (szkoda, ze nie majty jeszcze :D). Choc tu chodzi mi o zwykle chwalipiectwo, bo oczywiscie wiekszosc to ciuchy z gornej polki. 😉

    A tak przy okazji, czy jest jakis sekret w dodawaniu Twojego bloga do ulubionych? Bo dodalam Cie u siebie, ale wyskoczylo mi, ze blogger nie moze znalezc kodu ULR (?), wyrzucilo Cie na koniec listy i posty mi sie nie aktualizuja. A widze, ze na innych blogach pokazuje, kiedy publikujesz cos nowego. :/

    • izzy

      Haha, właśnie dokładnie o tym mówię! No kurczę, tak jak mówisz, nie można napisać "Fajne przybory z Biedronki?" Tylko zaraz "Jak przygotować dziecko do szkoły" a tam reklama. Majty kochana potrafią też wiele kosztować, więc warto je reklamować :D:D
      Wyobrażasz sobie posta pt. "Jak mieć energię przez cały dzień", albo coś w tym stylu i tekst: Po 8 godzinach snu, budziłam się rano wyspana. Wreszcie poczułam przypływ energii. Ponieważ dzieci jeszcze spały, postanowiłam wziąć prysznic. Cudownie było tak stać i polewać się wodą. By poczuć się jeszcze lepiej, założyłam pierwszy raz nowe majty, które ostatnio zakupiłam w Firmie X. WOw! Cóż za miękkość i wygoda, a krój po prostu idealnie dopasowany! Na dodatek akurat była promocja. Dziewczyny mówię wam, nie wyobrażacie sobie jak wspaniale poczułam się jako kobieta 😀
      Wiem, popłynęłam, ale tak to mniej więcej wygląda 😛

      Jeśli chodzi o Biedronkę to fakt, w przeciągu tych 10-15 lat bardzo się zmieniła, dziś kupisz tu produkty bardzo dobrej jakości, w zasadzie te same co w supermarketach tylko często dużo tańsze. Zupełnie inny profil sklepu.

      A co do bloga to spróbuj nie kopiować linka do niego tylko wpisać "z ręki" https://www.naszmalyswiatek.pl Nie wiem, czy pomoże, ale jak ja kiedyś skopiowałam, to wkleiło się razem z http i innymi i też jakiś błąd wyskoczył. Ciekawa jestem, czy to to.

    • izzy

      Bo to zaraża Dziubasowa, więc się strzeż takich ludziów 😉
      A na poważnie to według mnie wszystko jest dla ludzi, FB, Instagram i inne media. Zależy do czego chcesz go wykorzystać. Mnie bardzo długo nie było w sieci, a jak już zaistniałam to i tak wiele dowiedzieć się o mnie nie można dowiedzieć. IG jest fajny, bo można podzielić się zdjęciami fajnych miejsc, fajnych rzeczy, pod warunkiem, że lubisz robić zdjęcia. Albo można samemu poszukać inspiracji książek, miejsc, przepisów itd. Tak bez potrzeby to tylko zżeracz czasu 😉

    • izzy

      Wiesz, w samym IG nie widzę nic złego. Tak jak w FB i innych mediach. To tak jak ze wszystkim, jak używasz rozsądnie i z umiarem to jest to naprawdę fajne. Przestałam zwracać uwagę na ludzi, którzy polubią profil na 1 dzień. Przychodzą i znikają. Ale inni zostają i to jest fajne. Szybciej i łatwiej można tam coś wrzucić, niż pisać na blogu. Zresztą dla mnie jakoś ten IG istnieje sobie niezależnie. Czerpię inspiracje do ogródka, patrzę na ciekawe miejsca, nie tylko za granicą, czy jakieś przepisy. No i nie ukrywam, że patrzę co u innych. Na przykład mama Tygrysa więcej tam działa teraz niż na blogu, więc chociaż wiem co u nich 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.