Dziecko,  Psychologia,  Więcej

Gdy gasną światła, czyli co się czai w dziecięcym pokoiku.

Czasem lubię wracać w miejsca, które znałam jako dziecko. Z perspektywy dorosłego, wyglądają jednak zupełnie inaczej. Pomijam fakt, że drzewa urosły w parku tak, że nagle wchodzę w zielony gąszcz nie do poznania, ale przede wszystkim nic już nie jest tak dużych rozmiarów jak pamiętam. Nagle górka już nie jest wyższa ode mnie, huśtawka nie jest taka wysoka, a do przystanku autobusowego nie jest tak daleko jak wtedy. Dla małej mnie cały świat wyglądał inaczej.

“Nie bój się pieska, jest nie groźny”, nie raz mówimy do naszych dzieci. Być może i niegroźny, ale wyobraźmy sobie zwierzę naszych rozmiarów. Czy słysząc zapewnienia, że nic nam się nie stanie, nie będziemy się bać? Nie bez przyczyny w poradnikach dla rodziców radzą, by na pewnym etapie przejść się po swoim domu na kolanach – inaczej nie zrozumiemy świata dziecka raczkującego i czyhających na niego zagrożeń. Wyobraźmy więc sobie mur wyższy niż my, czy krzesło sięgające nam do pasa.


Jednym z poważnych lęków z jakimi nasze dzieci muszą się zmierzyć, jest sen w samotności. Po pierwsze dlatego, że to czas, w którym zostają same, bez mamy i taty, tracą więc poczucie bezpieczeństwa. Po drugie dlatego, że zapada ciemność. I choć niemowlakowi zwykle to nie przeszkadza, to już dla większego dziecka może stać się źródłem frustracji. 


Szczerze mówiąc od samego początku gasiliśmy światełko w pokoiku dzieci. Na karmienie włączaliśmy tylko malutką lampkę zmieniającą kolory. Nigdy nie sugerowaliśmy też, że ciemność może być w jakikolwiek sposób straszna. W ogóle mamy taką zasadę, że nie pytamy, póki dziecko samo nie powie pewnych rzeczy. Czasem nawet zwykłe “nie bój się” (jako zachęta) sugeruje, że czynność jaką dziecko ma wykonać może być w jakikolwiek sposób niefajna, czy niebezpieczna. Maluch nie wie, że ma się bać, nie widzi zagrożenia póki ono faktycznie nie zaistnieje. Oczywiście zawsze jesteśmy obok i jeśli dziewczynki proszą np. w nowym miejscu o zostawienie światełka, nie odmawiamy. Jeśli czegoś nie chcą zrobić, nie nalegamy. Ważne, żeby czuły się bezpieczne. Na pewno pomaga to, że są we dwie.





Czy dzieci czasem wyolbrzymiają zagrożenie?
Pewnie tak. Przecież migające drobne światełko z radia może jawić się jako oko strasznego smoka. Wyobraźnia dziecka nie zna granic, dlatego też nie wolno lekceważyć jego lęków i nie zaprzeczać jego uczuciom. 


Opowiem wam coś zupełnie irracjonalnego. Ja stara baba przyznam się do tego, że gdy leżę w łóżku to od strony zewnętrznej zawsze mam przykryte stopy 😀 To tak w razie gdyby pod łóżkiem czaiły się jakieś stwory. I choć mój rozum i logika podpowiadają coś innego, to i tak to robię. Tak jakby za chwilę coś miało mnie złapać i wciągnąć (mój mąż powiedziałby pewnie, że za dużo naoglądałam się filmów, ale to chyba nie to) Mam nadzieję, że nie przeczyta tego jakiś psycholog, bo pewnie stwierdziłby, że powinnam się leczyć a takie zachowanie ma podłoże w głębokim dzieciństwie i nie jest normalne. Ale co tam. Dobrze mi z tym. W końcu za chwilę odwrócę się w kierunku męża (lub dziecka jeśli w międzyczasie przydreptało) i mogę spokojnie odkryć całe stopy, bez obawy, że coś mnie ugryzie 😉 Może to wam się wydawać dziwne i głupie, ale nic na to nie poradzę. Świadczy to jednak o tym, że pewne przyzwyczajenia zostają, nawet jeśli nie mają żadnego logicznego wytłumaczenia. 









14 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.