Świat w obiektywie,  Więcej

Niemcy mają lepiej, czyli polski turysta za granicą.


To już drugi tydzień naszych wakacji. I jak to zwykle bywa, minie tak szybko, że za chwilę pewnie będziemy pakować manatki i wracać do domu. No cóż, wakacje są fajne, ale nie trwają wiecznie.  Wczoraj pożegnaliśmy się z jeziorem Maggiore, gdzie pod namiotem spędziliśmy ponad tydzień i przenieśliśmy się nad Adriatyk, tym razem do domku. Ale w sumie nie o tym dziś 🙂 Dziś chciałabym podzielić się z wami takimi moimi luźnymi przemyśleniami na temat polskiego turysty za granicą. 


Pomimo tego, że jest już w zasadzie po sezonie, kemping nad jeziorem wypełniony był prawie po brzegi. Gdy przyjechaliśmy, trudno było dostrzec wolne miejsce, choć nie do końca wiem na ile zajęte były domki. Można było tu znaleźć Włochów, Holendrów, Szwajcarów, a nawet i czasem przedstawicieli anglojęzycznych krajów, jednak większość to byli Niemcy. Nie mam nic do Niemców jako narodu, nie patrzę na nich przez pryzmat historii, są zawsze do nas mili, kłaniają się i nigdy nie zdarzyło się, żeby źle nas potraktowali. Drażni mnie jednak pewna rzecz.

Kiedy ileś lat temu poleciliśmy na Majorkę, po raz pierwszy doświadczyłam tego, że wszystko, dosłownie WSZYSTKO, przygotowane było pod nich. Czuliśmy się dosłownie tak, jakbyśmy byli w Niemczech, a nie w Hiszpanii. Wszystkie napisy po niemiecku, ludzie „szprechający” po niemiecku, dookoła niemieckie jedzenie. Szybciej można było kupić wurst niż paellę. Do tego ludzie tak głośni, że atmosfera przypominała bardziej festiwal Oktoberfest niż wakacyjny odpoczynek. Tu było trochę inaczej, na kempingu wiadomo jest inny klimat, poza tym po 23 panuje cisza nocna, której wszyscy przestrzegają. Nie ma głośnych imprez, które zakłócałyby sen. Ale znów wszystko zrobione „pod Niemców” Włosi mówiący po niemiecku, menu po niemiecku, animacje dla dzieci po niemiecku. I tu się zatrzymajmy. Jak wiecie kochamy podróżować. Dzięki temu człowiek wiele może zobaczyć oraz nauczyć się nie tylko o historii, ale przede wszystkim poznać ludzi, ich kulturę i język. Oczywiście rozumiem, że skoro 90% turystów jest z Niemiec, to wychodząc im naprzeciw szykuje się wszystko tak, żeby byli zadowoleni, ale czy w podróżowaniu o to chodzi, by stworzyć za granicą namiastkę swojego kraju? Nie po to jadę do Włoch, by jeść schabowego z kapustą, ale by zakosztować ich wspaniałej kuchni z pizzą i makaronem na czele. Ja wiem, że łatwiej byłoby, gdyby wszędzie mówili po polsku, ale jaki wtedy byłby sens uczenia się języków? Być może o to właśnie chodzi w wakacjach, by było miło, łatwo i przyjemnie. I choć nasze dzieci świetnie dawały sobie radę bawiąc się przy niemieckich piosenkach i niemieckich grach, to czy naprawdę tak strasznie byłoby, gdyby wszystkie animacje były po włosku? Przecież dzieciom wystarczy pokazać co mają robić, nie muszą wszystkiego rozumieć. Poza tym to świetna okazja do nauczenia się kilku słówek w nowym języku. Nie wspomnę o tym, że ja osobiście gdybym była włoszką, czułabym się dziwnie jadąc na wakacje w swoim kraju musząc słuchać moich rodaków mówiących wszędzie po niemiecku. I tak się zastanawiam głęboko. Czy gdyby cały taki pobyt nie był organizowany w sposób taki, że niemiecki turysta czuje się tu jak w domu, to przestałby przyjeżdżać?

Podróżując do innych krajów te X lat temu, z przykrością muszę stwierdzić, że nie raz wstydziłam się powiedzieć, że jestem z Polski. Pewnie wynika to z wieku czynników. Ogólny obraz Polaka za granicą nie jest i nigdy nie był zbyt pozytywny i choć dziś większość już wie, gdzie leży nasz kraj,(tak tak, zdarzało się, że musiałam natrudzić się, by komuś wytłumaczyć) to czuję, że nadal nie dba się o nas tak, jak o przedstawicieli innych krajów. A przecież nie każdy z nas to prostak jadący na all-inclusive tylko po to, by najeść się ile wlezie i rozłożyć na leżaku przy basenie. Znam wielu prawdziwych turystów, którzy odkrywają piękno naszego kraju i nie tylko, wędrując, jeżdżąc rowerem, samochodem, czy też latając w nieznane miejsca, w które biura turystyczne nawet nie zaglądają. I smutno jest, gdy w Chorwacji, w kraju, który jest Polakom przyjazny, nie uświadczyliśmy nawet menu w naszym języku. Ja tego nie oczekuję, ale skoro był niemiecki, angielski, rosyjski, to czemu nie polski? Być może gdzieś, gdzie tych polskich turystów jest najwięcej, znajdziecie coś przygotowanego dla nas, ja niestety z tym się nie spotkałam. Być może Chorwaci wychodzą z założenia, że skoro my i tak przyjeżdżamy to po co się starać, ale fakt pozostaje taki, że o polskiego turystę nie troszczą się tak jak np. o Niemców . I tak jak wcześniej wspomniałam. Nie oczekuję nie wiadomo czego, czerwonego dywanu na nasz przyjazd, ale chciałabym kiedyś poczuć to coś, nie wiem co to właściwie jest, ale coś co sprawi, że hasło „Jestem z Polski” nabierze innych barw.

Nie chciałabym, żebyście mnie źle zrozumieli. Tak jak napisałam wyżej, nie oczekuję nie wiadomo czego od innych narodowości. Nie mam też ani żalu, ani pretensji o nic. Nie czuję się też ani źle za granicą, ani nie spotkała mnie żadna sytuacja, w której to bycie z Polski sprawiłoby, że ktoś mną pogardził. Pragnęłabym tylko, by każdy Polak za granicą znał swoją wartość, by nie było tak, że o niemieckiego turystę trzeba dbać, bo ma duże wymagania a Polak zadowoli się czymkolwiek, niczym 25 lat temu.

11 komentarzy

  • Anonimowy

    Cóż – po prostu turystów niemieckojęzycznych jest więcej a siła nabywcza ich euro jest większa niż naszej złotówki. Ale są kraje gdzie polskiego turystę nosi się omalże na rękach – czegoś takiego doświadczyliśmy np. w Gruzji i we Lwowie. Tak więc polecam wyprawy na wschód – tam niemiecka stonka jeszcze nie dotarła 😉 . Ciekawa rzecz spotkała nas ostatnio w Turcji w jednym z meczetów pracownik obsługi zapytał się skąd jesteśmy. Jak się dowiedział, że z PL z przykrością stwierdził, że ulotki o meczecie w PL nie ma ale może nam zaoferować do przeczytania Koran w polskiej wersji językowej…
    Bawcie się dobrze nad morzem – w PL dziś zrobiło się mega jesiennie…

    • izzy

      Bardzo dziękujemy 🙂 Oj jeszcze kilka dni i pora wracać do domu.
      Chyba faktycznie powinniśmy zmienić kierunek zwiedzania 😉 Jakoś natomiast nie wyobrażam sobie wakacji w Gruzji pod kątem basenów i pluskania, ale może dlatego, że nigdy się tym zbytnio nie interesowałam 😉
      Bardzo ciekawa sprawa z tym Koranem! Ciekawa jestem, czy skorzystaliście, żeby chociaż zobaczyć jak to wygląda 🙂 Niesamowite!
      Tu nad Adriatykiem, gdzie obecnie jesteśmy też już pachnie jesienią (zapewne za sprawą opadających liści z niektórych drzew) pomimo tego, że temperatury nadal wysokie.

      Pozdrawiamy serdecznie. Dzięki za komentarz :))

    • Anonimowy

      Gruzja raczej basenowa nie jest ale jest morze więc popluskać się można. My akurat niebasenowi (tzn. jak jest to się popluskamy ale nie stanowi to dla nas wyznacznika udanych wakacji) i udało nam się dziecko przekonać, że basen na wakacjach nie jest koniecznie do szczęścia potrzebny.
      Za Koran podziękowaliśmy – ja już kiedyś widziałam. Mąż to nawet kiedyś z ciekawości przeczytał.

    • izzy

      Naprawdę przeczytał? Wow. W jednym z moteli w którym się zatrzymaliśmy w drodze w zeszłym roku leżał na szafeczce nocnej, ale tylko otworzyłam i zamknęłam. Zdziwiło mnie to, że tam leżał, bo był to zwykły motel przy autostradzie.
      Ja basenu też nie muszę mieć, ale dziewczynki kochają szaleństwa w wodzie, więc jeśli tylko jest taka możliwość to fajnie. Obecnie testują taką dość wysoką rurę – podziwiam je, że im się chce 30 razy wchodzić i zjeżdżać 😉 Oczywiście jak nie ma basenu to są inne rzeczy, zawsze się coś znajdzie ciekawego na wakacjach. Tak czy siak, dzięki za propozycję, warta rozważenia w przyszłości 🙂
      Pzdr.

    • Anonimowy

      Jak się chciało arabistykę studiować to w sumie nic dziwnego. Na szczęście wybrał bardziej życiowe studia 😉 . Ale bardzo lubimy spędzać wakacje w krajach muzułmańskich. Zupełnie inny świat. Do tego wszyscy uwielbiają dzieci więc podróżowanie z maluchem to czysta przyjemność – rodzinie z dzieckiem każdy chce nieba przychylić.
      PS: zawsze uważałam, że wybierając się z dzieckiem na basen więcej kalorii spalam wchodzą na zjeżdżalnię niż pływając 😉 .

  • Dziubasowa

    Heheh, no właśnie miejsce zamieszkania swoją drogą.
    Do dziś mam przed oczami plażę w Turcji, na której umierałam z gorąca w cieniu. Bo tam było jakieś 50 stopni. A na słońcu leżała rosyjska para (oligarchów :D) i smażyła się mając na sobie tonę złotych łańcuchów, pierścieni i bransoletek – ciekawe jaką te blaszki miały temperaturę 😀

    • izzy

      Pewnie byliście jakoś lipiec/ sierpień co? Wtedy to najlepiej siedzieć w wodzie 😀 Jejku a z Rosjanami to przypomniałaś mi jak X lat temu, jeszcze w liceum, byłam z rodzicami w Bułgarii. Była tam taka matka z córką z Rosji, obie strasznie grube i też właśnie obwieszone biżuterią. Codziennie, przysięgam CODZIENNIE, przekopywały całą plażę, bo non stop im coś ginęło w tym piachu 😀 Także na początku dnia smażyły się w słońcu, a potem łopatami kopały doły :D:D

  • olitoria

    Aaaale maaacie faaajnie…
    Ja to Międzyzdrojska jestem, więc do Niemców przywykłam. Również w miejscu zamieszkania, jak wiesz. Ale gdy tak o tym piszesz, to uświadamiam sobie, że chyba już tak nie szaleją z tą niemieckością.
    Co racja to racja – jechać na wakacje, żeby mieć jak w domu to bzdura.

    • izzy

      Pewnie zależy od miejsca, nie wiem. Rozumiem zasadę płacę to wymagam, ale denerwuje mnie jeśli ktoś chce, żeby wszystko było zrobione pod jeden naród podczas gdy przybywają tam ludzie z różnych krajów. Jadę do Włoch, a tam wszystko po niemiecku. Zwiedzałam też trochę Niemcy i oczywiście nie mam problemów z tym, że wszystko jest niemieckie 😉 Tam chciałam poznać ich obyczaje np. w Bawarii, ale jadąc do Włoch fajnie zjeść makaron a nie wurst 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.