Więcej

Ciężar, który przyszło nam nieść.

Ciężko. Ciężko, bo szkoły zamknięte, zamknięte przedszkola, uniwersytety.

Ciężko. Ciężko, bo trzeba zostać w domu, odwołać zaplanowane spotkania.

Ciężko. Ciężko, bo trzeba pracować zdalnie, w domu dzieci i mąż.

Ciężko. Ciężko, bo zamiast wykupionych obiadów dla dzieci na stołówce i wypadów z kolegami na szybki lunch, trzeba samemu przygotować posiłki.

Ciężko. Ciężko, bo brakuje pomysłów na to, co robić z dziećmi. Zdarza się, że je ponosi, a my ledwo trzymamy nerwy na wodzy.

Ciężko. Ciężko, bo codzienne zakupy przestały być normalnością. Gromadzimy zapasy, by jak najrzadziej ruszać się z domu.

Ciężko. Ciężko, bo majówka, którą zaplanowaliśmy tak dawno temu zapewne zostanie odwołana.

Ciężko. Ciężko, bo martwimy się o najbliższych, czy są zdrowi, czy nie narażają się za bardzo, czy na pewno mają wystarczającą odporność.

Ciężko. Ciężko, bo musieliśmy tymczasowo ograniczyć działalność biznesową lub w ogóle ją zamknąć. Nie wiadomo na jak długo starczą oszczędności.

Ciężko. Ciężko, bo zostały odwołane różne imprezy, na które tak bardzo czekaliśmy. Nie będzie Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej, nie będzie wielu wspaniałych koncertów, wystaw i targów.

Ciężko. Ciężko, bo tylu rzeczy nie zdążyliśmy kupić, wielu miejsc odwiedzić, z tyloma osobami się spotkać.

Ciężko. Ciężko, bo bycie razem 24/7 jest trudne, trzeba się starać, iść na kompromis, wybaczać.

Ciężko. Ciężko, bo minął cały dzień i zabrakło czasu dla siebie, na własne przyjemności.

Ciężko. Ciężko, bo nie możemy iść do ulubionej kawiarni, na siłownię, kontynuować lekcji tańca.

W piątek byłam na zakupach w Lidlu. Ten sam sklep, a jednak wszystko się zmieniło. Ludzie patrzą na siebie ukradkiem, jak gdyby chcieli zapytać “Hej, ty, w czerwonej kurtce, czy na pewno nie jesteś zarażony?” Jedna osoba w maseczce. Nikt się nie uśmiecha, każdy w pośpiechu wybiera najpotrzebniejsze rzeczy i idzie do kasy. Przy kasie stoi po kilka osób, każda w pewnej odległości od siebie. Kasę obok obsługuje znajoma pani, która zrezygnowana mówi do mnie: Armagedon. Pytam ją więc jak sobie radzi ona i inni pracownicy, na co odpowiada: Ledwo sobie radzę. Teraz pracuję nie na jeden etat, ale na trzy. Oprócz Lidla muszę jeszcze być opiekunką do dzieci i nauczycielką. Oczy same mi się zamykają.

Narzekają rodzice. Bo trzeba zająć się dziećmi, gdy mają pracę zdalną. Rozumiem. Ale pomyśl, że są tacy, którzy daliby wszystko za pracę zdalną, by móc spędzić czas bezpiecznie w domu, ze swoją rodziną.

Narzekają nauczyciele. Że nie przerobią materiału, że być może zostanie przedłużony rok szkolny i nie będą mieć tak długich wakacji. Rozumiem. Ale pomyśl, że obowiązek dopilnowania dziecka i pomocy mu w nauce spadnie teraz na rodziców. Są tacy, którzy fizycznie i logistycznie nie będą mogli tego zrobić.

Narzekają młodzi. Bo trzeba siedzieć w domu z rodzicami i rodzeństwem. Jedyne co pozostaje to seriale na Netflix, media społecznościowe, czy gry. Nie ma gorszej kary niż bycie oddzielonym od świata na tak długo. Rozumiem. Też kiedyś byłam młoda. Ale czymże jest miesiąc czy dwa wobec całego życia, które możemy uratować?

Ekspedientki w sklepie, kurierzy, odpowiedzialni za bezpieczeństwo nie mogą wycofać się z życia. Wykonując zwykłą pracę, narażają nie tylko swoje zdrowie, ale również zdrowie swojej rodziny. Po to byś mógł założyć maseczkę i wpaść po świeże bułki do sklepu, mógł zamówić towar on-line, czy czuł się bezpiecznie na ulicy.

A teraz wyobraź sobie jak wygląda życie lekarzy i pielęgniarek mających bezpośrednią styczność z chorymi. Wyobraź sobie, że podczas gdy ty urządzasz pierwszego grilla na dworze korzystając z promyków wiosennego słońca, oni właśnie walczą o czyjeś życie. I wyobraź sobie, że wtedy, gdy ty masz już dość siedzenia w domu, bo zabrano ci twoją wolność, umiera kolejna osoba, kilkoro innych zostaje zarażonych, na kwarantannę zostaje wysłany lekarz zostawiając za sobą coraz to mniejszy zespół specjalistów. W tym samym czasie dzień i noc pracują grupy naukowców, próbujących opracować szczepionkę na wirusa. Wyobraź sobie to wszystko wtedy, kiedy będziesz miał dość swoich nieznośnych dzieci, narzekającego męża/żony, ograniczonej wolności i nudy.

Na wiele rzeczy nie mamy wpływu, ale jest coś co możemy i powinniśmy zrobić. Zostać w domu.

11 komentarzy

  • Jaga

    możesz płuca wypluć a i tak 69 % populacji nie zrozumie Twojego przekazu. Mają za złe że koncert odwołali i że nie mogą do kina pójść ze znajomkami – debile górą

    • izzy

      Nawet nie wiesz jak bardzo chciałabym się z Tobą nie zgodzić 🙁 Nie zdążyłam Ci odpisać a już nowe wytyczne – nie można od jutra wychodzić z domów. Tak z ciekawości napiszę, że dziś pojechałam do Warszawy podać mojej uczennicy książkę, tylko tyle. Przejeżdżając koło parku co widzę? Lato w pełni. Mamusie z wózkami, dzieci na rowerkach, spacerowicze, biegacze, rowerzyści, rolkarze. W różnym wieku. Kupa ludzi! Chyba nie bardzo zrozumieli w jakiej formie mogą wyjść na spacer…
      Najbardziej boli to, że w sieci pojawiają się filmy opustoszałej Warszawy, jacy to niby są odpowiedzialni jej mieszkańcy. Jasne, tylko w samym Kampinosie w weekend było zatrzęsienie ludzi, nie mówiąc o innych miejscach. Założę się, że gdyby były otwarte kluby, restauracje, to ludzie po 2 dniach poczuliby się pewnie i żyli jakby nigdy nic. I byłoby to samo co we Włoszech. Kompletnie nie rozumiem tych ludzi. Skoro nasi dziadkowie, pradziadkowie, potrafili w czasie wojny siedzieć gdzieś w schronach, by walczyć o życie swojej rodziny, to czemu nam tak trudno siąść na 4 literach w domu?
      Nie powiem, mam sytuację wygodną, bo na wsi łatwiej jest to przetrwać, ale wiem, że w mieszkaniu zachowałabym się tak samo…

  • olitoria

    Dla nas to oczywiste! Fajnie, gdyby do wszystkich to dotarło.
    P.S. Ostatnio daję grube napiwki kurierom, żeby chociaż w taki sposób…

    • izzy

      Do wczoraj widywałam przez okno mnóstwo ludzi chodzących na spacery, teraz dookoła głucho i pusto. My siedzimy w ogródku i powiem Ci, że mam wrażenie, że jesteśmy ostatnimi ludźmi na ziemi…

  • Agata

    U nas tez co i rusz slychac takie apele, a jak zajechalam, cala w strachu, do sklepu, to szczeka mi opadla. Parking pelniutki, w sklepie ludziow jak mrowkow. 😉 Nie wiem dlaczego jeszcze nie wprowadzili, jak w Europie, limitu osob, ktore moga przebywac w sklepie w jednym czasie. Narazie sa tylko limity na niektore artykuly. Co z tego, jak srajtasmy i maki i tak nie ma…
    Z jednej strony ciesze sie, ze M. nadal normalnie pracuje, bo teraz nie zarabiam, ale z drugiej… zaczynam sie bac. W jego firmie codziennie jest mniej ludzi i co i rusz ktos oglasza, ze idzie do domu, bo zle sie czuje. Nie wiadomo, na ile to wymowka, a na ile prawdziwa choroba. Z tych, co wychodzili z pracy prosto do lekarza i niby na test (choc podobno to wcale nie tak latwo sie na niego zalapac), nikt nie wrocil i nikt nie zna ich wynikow. Zarzad twierdzi, ze maja federalne pozwolenia i chocby zostaly tylko dwie osoby, zakladu nie zamkna…

  • Aglaia

    Niedługo to niestety niektórym przyjdzie nieść dużo większy ciężar utraty pracy albo znacznego zmniejszenia dochodów 🙁 to mogą być prawdziwe dramaty…

    • izzy

      Zgadza się 🙁 Choć największym dramatem mimo wszystko jest stracić życie, pracę zawsze można znaleźć inną…
      Oby wszyscy wyszli z tego obronną ręką i wszystko udało się szybko odbudować.

  • Aglaia

    Powiem nieco przewrotnie – każdy z nas kiedyż umrze. A póki żyjemy trzeba mieć co do garnka włożyć. Brak pracy może się poważnie odbić na zdrowiu – szczególnie psychicznym – wiedzą to osoby, które doświadczyły bezrobocia.

    • izzy

      Owszem, masz rację, że wszyscy umrzemy, ale ja wolałabym jeszcze nie spotykać się ze św.Piotrem 😉 (o ile to właśnie do Niego trafię haha) To wyjątkowa sytuacja dla każdego, a dobra oferta pracy niestety na nic się zda jeśli nie będzie nas w gronie żywych… Oczywiście żyję nadzieją, że jednak uda się wyjść z tego bez szwanku. Wiem doskonale jak ludzie psychicznie reagują, bo np. wybudowano obwodnicę Warszawy i nie ma już zjazdu do restauracji, którą ktoś prowadził od zawsze. Całe rodziny potraciły źródło utrzymania. Taki przykład tylko.

  • Lidia

    A ja tak przewrotnie napiszę, bo wiem że o to Ci chodziło, że mam lekusieńko:
    – bo mam dom, w którym mogę zostać
    – mam nawet 4 m.kw balkonu na którym mogę wystawić czubek nosa do słońca
    – nie idę za chwilę na 48 godzinny dyżur do szpitala i nie boję się czy potem wrócę
    – oddycham pełną piersią i teraz ogromnie doceniam ten dar, szczególnie na myśl o pacjentach, których dopadła ta wstrętna choroba i potrzebują maszyny do wspomagania oddechu
    – i pewnie mogłabym jeszcze tak długo, ale… to Twój blog 🙂

    Trzymajcie się dzielnie i dbajcie o zdrówko, to psychiczne też 🙂
    Całusy

    • izzy

      Tak, dokładnie o to chodziło 🙂 Ja wiem, że ludziom ciężko, w pewien sposób każdy z nas odczuwa coś od dyskomfortu poczynając, na sporych komplikacjach kończywszy. Myślę, że ludzie żyją swoim życiem, w którym często nie ma miejsca na NIC innego, na rozmowę z drugim człowiekiem, na ugotowanie ulubionej potrawy, na obejrzenie filmu itd. W zasadzie każdy ma wszystko poukładane. Ale potem przychodzi choroba dziecka, rodzica, bliskiej osoby, nasza, strata pracy i inne niespodziewane sytuacje i co? I musimy wziąć to na barki, inaczej żyć, inaczej to poukładać. I ja nie mówię o tym, żeby odnajdować radość w tym, że mamy koronawirusa i juhu wszyscy umierają a ja nie, bo to nie o to chodzi. Ale w pewien sposób przyjąć te niedogodności, ten krzyż i przeżyć ten czas jak najlepiej. Twoje przykłady właśnie to potwierdzają, bo narzekać zawsze łatwo a tu może by docenić co mamy? Nie mamy wielkiego ogrodu, ale mamy balkon, na który można wystawić stoliczek, nie pracuję?może stracę tę pracę? Fakt, okropne, ale co mają powiedzieć właśnie ci lekarze, pielęgniarki, którzy pracę mają, ale być może nigdy z niej nie wrócą, nie zobaczą swoich dzieci, męża, żony. Ludziom jest źle. No pewnie, bo ktoś zabrał im wolność, a tak jak kiedyś pisałam, w dzisiejszych czasach każdy robi co chce, wszystko stało się “normalne”, to nasze życie, jestem jego panem. Otóż tak nie jest. Koronawirus może pokonać każdego. Dlatego nie rozumiem dlaczego nadal niektórzy próbują mu udowodnić, że są mądrzejsi….

      Wy też się trzymajcie! Ja w ramach ożywiania mojego stanu psychicznego chodzę na spacery do bramy 😉 Wjazd jest długi 😀

Skomentuj olitoria Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.