Adopcja,  Szkoła

Sześciolatek w pierwszej klasie. Gotowość szkolna.

Wiele osób pyta mnie, skąd decyzja o wysłaniu naszego Misiaczka o rok wcześniej do szkoły. Obiecałam, że pojawi się osobny wpis na ten temat, więc oto i on 🙂

Pomysł o wysłaniu dziewczynek razem do szkoły pojawił się dawno temu, kiedy były jeszcze małe. Na tamten moment były to bardzo luźne, niezobowiązujące przemyślenia, ostateczną decyzję podjęliśmy dopiero wtedy, gdy trzeba było składać dokumenty.

Na początku chciałabym napisać wam o tym co to znaczy “gotowość szkolna” , w kontekście adopcji temat gotowości przewijał się przecież przez blog wiele razy.
Mówiliśmy o tym, że nie każdy niestety może przysposobić dziecko. Pomimo tego, że wielu ludzi ma pragnienie niesienia pomocy, przyjęcie do swej własnej rodziny syna czy córki i dożywotne związanie się z jego/jej przeszłością biologiczną nie jest dla każdego. Czemu o tym wspominam. Ponieważ gotowość do pewnych rzeczy jest pierwszym krokiem do sukcesu. Do adopcji można dojrzeć, można nie dojrzeć nigdy a można też zmienić swój kierunek myślenia i postępowania (np. zamiast przysposobienia stworzyć rodzinę zastępczą) Natomiast jeśli chodzi o szkołę, to jeśli tylko dziecko nie jest zdiagnozowane w kierunku opóźnień wynikających z zaburzeń czy innych czynników, POWINNO być gotowe do pójścia do szkoły w wieku 7 lat. Ale co to właściwie znaczy gotowe? Bo ma plecak, zeszyty, książki i piórnik? Bo umie już czytać i pisać? Po części tak, bo przecież i kredki się przydadzą i umiejętności wszelkiego rodzaju również. Ale nade wszystko, dziecko musi być dojrzałe emocjonalnie. Musi być samodzielne, musi umieć sobie radzić w sytuacjach trudnych, w tłumie innych dzieci, w hałasie, z nową panią, nowymi kolegami. Dla malucha wysiedzenie 45 minut w ławce może być i zapewne będzie większym lub mniejszym wyzwaniem. Wiedzieliśmy o tym wszystkim, dlatego tak jak wspominałam wam w poprzednich postach, postawiliśmy w wychowaniu na rozwój emocjonalny dzieci nawet bardziej niż na wiedzę i umiejętności z nią związane. Idąc do pierwszej klasy dziecko nie musi umieć pisać i czytać, za to musi umieć odnaleźć się w szatni, samemu trafić do sali, zintegrować się w nowymi kolegami i koleżankami. Nie zawsze trafi do tej samej grupy z kolegą/koleżanką z przedszkola. A nawet jeśli, to na dłuższą metę musi umieć liczyć tylko na siebie. Uwierzcie mi, PEWNOŚĆ SIEBIE, ZARADNOŚĆ, SAMODZIELNOŚĆ to cechy, które stoją wyżej w swej wartości niż znajomość tabliczki mnożenia w wieku 7 lat. Mając to wszystko w głowie i zdając sobie sprawę, że są to rzeczy niezbędne do dobrego funkcjonowania w szkole, staraliśmy się naszą młodszą córkę przygotować do tego, by z podniesioną głową, bez jakiegokolwiek poczucia niższości, poszła w tym roku do pierwszej klasy.
Kierowaliśmy się również opinią starszej córki z zerówki, w której to szczegółowo zostały opisane różne zagadnienia związane z dojrzałością do obowiązku szkolnego. Tu pojawiły się właśnie kwestie takie jak samodzielność (używa sztućców, sygnalizuje potrzebę zabawy, głodu, odpoczynku itd.), sprawność fizyczna, panowanie nad emocjami, rozwój społeczny (relacje z rówieśnikami, współdziałanie z dorosłymi), przestrzeganie zasad. Na samym końcu znalazła się wiedza ogólna, również ważna. Dziecko powinno wiedzieć gdzie mieszka, rozróżniać prawą stronę od lewej, umieć wykonać proste zadanie matematyczne, rysować po śladzie itd. Wziąwszy to wszystko pod uwagę oceniliśmy możliwości młodszej córki. Pojawił się też pomysł badań w Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej, ale niestety ze względu na Covid i całe związane z nim zamieszanie zrezygnowaliśmy. Zaufaliśmy wiedzy mojej i mojej mamy, byłej nauczycielki nauczania początkowego i swojemu instynktowi.

Nasza Misia
Nasza młodsza córka to na pozór słodka dziewczynka, która nie sprawia żadnych problemów, “dziecko idealne” jak to zwykły mówić o niej panie w przedszkolu. Jest obowiązkowa, jak na przyszłą porządną policjantkę przystało, trzyma się zasad i reguł. Lubi pogadać na różne tematy, nie odpuści póki nie uzyska satysfakcjonującej odpowiedzi. Jeżeli faktycznie tą policjantką zostanie, lepiej nie trafić do niej na przesłuchanie 🙂
Odkąd była malutka, zawsze próbowała dorównać siostrze. We wszystkim. Bez skrępowania uczyła się tych samych umiejętności co ona, nie zważając na to, że dzieli je rok (wtedy aż rok – różnica między 2-latką a 3-latką była znaczna) Odpieluchowała się więc wraz z nią, o rok wcześniej, jeździła na rowerze o rok wcześniej, czytała i pisała o rok wcześniej. Nigdy nie miała poczucia bycia młodszą siostrą w kontekście umiejętności. Jej ulubionym pytaniem, zresztą do tej pory, jest “A ja?” Nigdy nie uważała się za gorszą, że czegoś nie może zrobić. Zawsze próbowała. Jeśli jej nie wychodziło, mówiła (i nadal mówi) “Ale najważniejsze, że się odważyłam” Tego ją nauczyliśmy. Że zawsze powinna spróbować jeśli tylko ma ochotę. Nie zawsze wychodzi, bo przecież nam dorosłym też nie wszystko się udaje, ważne, by się nie poddawać, bo przecież są kolejne szanse. Właśnie dlatego na przykład jako 4-latka sama zgłosiła się na konkurs śpiewania pastorałek w innym przedszkolu. Skoro siostra mogła śpiewać to dlaczego nie ja? Siostra była dla niej zawsze motywacją i inspiracją. I choć w te wakacje, gdy na drabinkach podwórkowych wisiały jak nietoperze głową w dół i Milka powiedziała “puść się” to puściła rączki i spadła na twarz, to generalnie od starszej siostry można się wiele nauczyć. Nie wszystkiego jak widać, ale sporo 😉 To ona uczy ją rysować, marzyć, wyobrażać sobie świat w kolorowych barwach. To ona bawi się z nią w szkołę i uczy angielskiego. To ona prowadzi kawiarnię i sprzedaje ciastka z piasku ozdobione stokrotkami zerwanymi w ogródku. I to z nią pokłóci się czasem, by kolejny raz zdobyć cenne doświadczenie we współżyciu z innymi. Wie jak ustąpić lub trzymać się swoich przekonań, wie jak przepraszać i prosić, uczy się empatii i zrozumienia. I choć bywają dla siebie złośliwe i krzywo na siebie patrzą, to gdy za karę 5 minut nie mogą bawić się razem, po minucie pytają “Możemy już”?
W pewnym momencie dziewczynki stały się jak bliźniaczki. Młodsza dorównywała starszej prawie we wszystkim. Naśladowała ją, uczyła się od niej, ale pozostała sobą. Zawsze podkreślaliśmy im, że każda może mieć czas dla siebie, czy sam na sam z mamą i tatą. Nie muszą być zawsze razem. To samo dotyczy koleżanek, tym bardziej, że obie oczekują zupełnie innego towarzystwa. Misia jest spokojniejsza, więc zadowolą ją zabawy z dziećmi ruchliwymi zarówno jak i z bardziej wycofanymi. Milka potrzebuje na dłuższą metę żywiołu, kogoś kto jej dorówna, albo przynajmniej będzie się starał. Rysowanie – tak. Ale przede wszystkim chodzenie po wspinaczce, biegi i inne zajęcia ruchowe są mile widziane. “Lubię szalące” koleżanki, jak to zwykła mówić w przedszkolu. Dlatego dziewczynki bardzo dobrze czują się wśród chłopców i chętnie grają z w piłkę nożną czy bawią się dinozaurami. Na co dzień Misia dorównuje siostrze, ale nie mogą przecież kisić się non stop we własnym sosie.
Jeszcze przed rozpoczęciem roku szkolnego przypomniałam Milci, że ma się opiekować siostrą, pokazać się wszystko (ona już znała szkołę z zerówki) póki Misia nie znajdzie sobie swojego towarzystwa. Chcielibyśmy, by dziewczyny wspierały się, pomagały sobie, ale żeby każda miała swój świat, bez oglądania się na drugą. Mam nadzieję, że ich więź jeszcze bardziej się wzmocni, że będą razem dobrze funkcjonować w jednej klasie by dać podstawę dla głębokiej przyjaźni w przyszłości. Wiem, że się uda 🙂

We wrześniu odbyło się też pierwsze zebranie z rodzicami, na którym pani wychowawczyni poinformowała nas, że Misia we wszystkim dorównuje klasie prócz jednego… jedzenia. To fakt. Lubi jeść powoli, pogadać, porozglądać się. A w szkole niestety nie ma na to czasu. Przerwa obiadowa trwa 20 minut, w czasie których musi zjeść zupę i drugie danie. Obiecała poprawę, więc czekam na kolejne zebranie i zobaczymy co powie pani.
Również we wrześniu wychowawczyni przeprowadziła diagnozę wiedzy i umiejętności, którą obie dziewczynki zrobiły na 100%. Ucieszyło mnie to bardzo, szczególnie jeśli chodzi o Misię, ponieważ do tej pory nie była ona diagnozowana w sposób fachowy.

Podejmując różne decyzje w naszym życiu rzadko można być pewnym, że są one dobre. Można wierzyć a nawet być przekonanym, że postępujemy właściwie, ale tak właściwie to dopiero życie zweryfikuje to wszystko. Czy nigdy nie miałam wątpliwości? Miałam. I to kilka razy. Ale zawsze powracała myśl, jakiś wewnętrzny głos, by się nie wycofywać. Mój mąż zawsze był na 100% przekonany do tej decyzji i w chwilach mojego zawahania to właśnie on sprowadzał mnie na ścieżkę. Nie ukrywam, że takie rozwiązanie jest też wygodne dla nas, ale muszę podkreślić, że w swojej decyzji NIGDY nie kierowaliśmy się własną wygodą tylko dobrem dzieci. Wydaje nam się, że Misia niewiele przez ten rok by zyskała w zerówce. W szkole jest po prostu szczęśliwsza. Ekscytowała się ślubowaniem, które wczoraj się odbyło się w szkole, dzisiejszą wycieczką na którą pojechali i szkolną codziennością. Lubi się uczyć, jest ciekawa świata, dobrze odnajduje się w grupie. Wiem, że gdyby miało ją to ominąć, byłoby jej najzwyczajniej w świecie smutno.

6 komentarzy

  • Aglaia

    Odważna decyzja i z punktu widzenia wysłania 6-latka do szkoły i to jeszcze razem ze starszą siostrą. Kiedyś widziałam taki mem – dwie dziewczynki, ewidentnie siostry z niewielką różnicą wieku stoją w identycznych ubrankach, identycznie uczesane. Starsza z mocno kwaśną miną ma „dymek” – „Wyglądam jak moja młodsza siostra”, młodsza rozpromieniona z „dymkiem” – „Wyglądam jak moja starsza siostra”. Mam nadzieję, że Wasza starsza córka nigdy nie będzie wyglądała jak w tym memie 😉 .
    Powodzenia dla obu pierwszoklasistek – żeby każda znalazła swoją drogę ale żeby jednocześnie były dla siebie wsparciem.

    • izzy

      hahaha Tak! Znam to zdjęcie i nawet kiedyś sobie zapisałam z cichym przykazaniem, że tak nie zrobię 😀 Także gdybyś kiedyś widziała jakieś przesłanki świadcząca o tym, że mi odbiło, to koniecznie daj znać!
      Szczerze mówiąc rzadko ubieraliśmy dziewczynki tak samo, choć zdarza się np. teraz kupiłam im świetne bluzy sportowe. Czasem mają tę samą rzecz, ale inne kolory, inny fason. Nie przeszkadza im to, raczej się cieszą, że mają coś fajnego. Misia uwielbia ciuchy po siostrze, cieszy się, że ma coś fajnego i wreszcie siostra wyrosła 😀 Jak długo tak będzie to nie wiem, póki co jest super. Starsza nie zawsze ma nowe ciuchy, czasem po kimś i nie krzywduje – byle ładne były 😉
      A co do decyzji to czy ja wiem, czy odważna. Kilka lat temu wiele dzieci szło do 1 klasy jako sześciolatki i dziś to siódme klasy mieszane i często właśnie te 6-latki uczą się lepiej. A że dziewczynki są w tej samej klasie to myślę, że dla nich dobrze. Są na etapie wspierania się, pomocy. Jeśli to się zmieni bo wyniknie coś, czego nie przewidzieliśmy to poszukamy rozwiązania. Nie martwimy się na zapas. Można przecież przenieść jedną do równoległej klasy. Poza tym w 4 klasie dzieci są dzielone ponownie, ponieważ dochodzi klasa sportowa. Może któraś z nich będzie chciała właśnie tam iść? Wtedy naturalnie każda pójdzie swoją drogą. Zobaczymy co przyniesie los 🙂 Trzymaj kciuki, ja też Was pozdrawiam serdecznie!

  • Agata

    Hihi, napisze Ci tak… Mam nadzieje, ze bedziesz pisala jeszcze wiele lat, bo przeprowadzasz bardzo ciekawy eksperyment spoleczny! 😀 Nie obraz sie prosze, bo pisze tak troche z przymruzeniem oka, ale podobnie jak Aglaia zauwazam w Twoim poscie pewna doze faworyzacji Misi kosztem jej siostry… Dziewczyny przez przynajmniej 3 lata, a moze i 8 beda ciagle razem. Razem w domu, razem w szkole… Zamiast wzmocnienia wiezi, moze to spowodowac, ze beda mialy siebie po prostu dosc… W dodatku, posylajac Misie do szkoly o rok wczesniej, poniekad odebraliscie Milce taki moment dumy, ze oto ona jest juz szkolniakiem, a siostra zostaje nadal w przedszkolu… 😉
    Oczywiscie zycze zeby wszystko poszlo po Waszej mysli, a decyzja okazala sie jak najsluszniejsza! 🙂

    • izzy

      Nie no co Ty, nie obrażam się jakże bym mogła 😉
      Może to tak trochę zabrzmiało faktycznie, że wyróżniam Misię, bo więcej o niej piszę, ale naprawdę to tak nie jest. No zobaczymy, obiecuję, że szczerze napiszę (o ile jeszcze będę wtedy pisać bloga 😉 jak nasza decyzja wygląda w praktyce. Na razie mam porównanie takie malutkie, bo o tym nie pisałam, ale w klasie dziewczynek są też siostry bliźniaczki. I widzę różnicę taką, że one (z tego co mówią moje dziewczyny) bawią się tylko ze sobą, albo w grupie. Na razie żadna nie potrafi odrębnie znaleźć sobie zajęcia. U nas jest o tyle inaczej, że przez tyle lat dziewczynki były jednak osobno i nauczyły się, że nie potrzebują drugiej, by dobrze się bawić.
      Masz rację, na pewno odebraliśmy Milce tę moment dumy, że ona już jest szkolniakiem, ale wiesz, ona też jest dumna z tego, że jako starsza siostra mogła młodszej pokazać szkołę i nie mogły się doczekać, kiedy będą razem. Nigdy nie była zła z tego powodu, że młodsza siostra będzie z nią w klasie. Gdyby tak było, głęboko byśmy się zastanowili nad tą decyzją. Ona też należała do dzieci. Bez ich akceptacji to na pewno by się nie udało. A one widzisz lubią być w swoim sosie 😀 Wczoraj Milka popłakała się, bo Misia chciała bawić się ze mną, więc zaryczana przychodzi z żalem “Już drugi dzień się ze mną nie bawisz!” :D:D Nie to, że były w szkole razem…

      Jeszcze taka historia. X lat temu, kiedy miałam 22 lata (Boszzz kiedy to było ;), poszłam do swojej pierwszej pracy w szkole. Była to podstawówka. W klasie piątej były siostry – Marta i Dorota. Przez długi czas myślałam, że są bliźniaczkami, ale potem doczytałam w dzienniku, że Marta jest rok młodsza. Obie świetnie się uczyły, ale to właśnie młodsza była tą szóstkową, lepszą uczennicą. Siedziały osobno, miały swoje towarzystwo (podobnie jak u nas miały różne temperamenty), ale nigdy nie widziałam, by były między nimi problemy. Oczywiście po skończeniu szkoły nie miałam z nimi kontaktu, ale po latach dowiedziałam się, że młodsza zachorowała na raka. 🙁 Wspólnie z bratem (było 3 dzieci) bardzo wspierali się nawzajem, kwestowali na leczenie, byli dla niej. Mam to gdzieś w pamięci, to, że te dzieci były związane ze sobą i w trudnym momencie życiowym potrafili się zjednoczyć. Nie wiem oczywiście jak było naprawdę, nie miałam nigdy z nimi kontaktu, ale wiem, że więź jaką się wypracuje, gdy dzieci dorastają jest głęboka, bo trudno ją mieć , gdy nagle zaczynamy poznawać siebie jako dorośli ludzie. To taka historia. Można powiedzieć, że nie trzeba być w 1 klasie by mieć więź, jasna sprawa, ale tu ponieważ jest tylko rok różnicy, podjęliśmy takie ryzyko.
      No, ale wracając do tematu. Myślę, że masz rację, jest to pewnego rodzaju eksperyment, ale gdyby były bliźniaczkami to też czekałaby nas praca, by nauczyć je, że każda z nich jest wyjątkową indywidualnością 🙂 Poczekamy zobaczymy.

  • olitoria

    Tak to jest z rodzeństwem. Kłócą się, rywalizują, ale przede wszystkim bawią się razem i nie zawracają d.. 😀 Tamaluga, chociaż świetnie bawi się sama to jednak brakuje jej towarzysza zabaw w domu, więc angażuje członków rodziny znacznie częściej niż w przypadku rodzeństwa. Oczywiście mam na myśli rodzeństwo w zbliżonym wieku.
    Co do zerówki, to powiem ci, że tak się ciągle zmienia coś w tym systemie edukacji, że ja byłam przekonana, że Tamaluga musi iść do szkoły w wieku 6 lat. Gdy się dowiedziałam, że może zostać w zerówce w swoim przedszkolu to prawie posikałam się ze szczęścia 😀 Nie dlatego, że nie dojrzała emocjonalnie, bo myślę, że świetnie by sobie poradziła. Raczej dlatego, że to naprawdę wspaniałe przedszkole, które ona uwielbia i wyjątkowo zgrana grupa, z której większość dzieci też zostaje w zerówce z tego samego powodu.

    • izzy

      Rozmawiałam niedawno z mamą kolegi dziewczyn z klasy, która opowiadała mi, że jej córka poszła do szkoły jako 6-latka i niestety nie poradziła sobie. To był ten rok mieszany, 6-7 lat. Winą obarczają rodzice panią, ponieważ to nie było jedno dziecko a pół klasy a ona standardowo prowadziła lekcje z tymi co sobie radzili a reszta kulała. Jej córka została w tyle i psycholog powiedziała, że w końcu nadrobi, tylko czy jest sens? Jakim kosztem by to było? Kilkoro dzieci zostało więc na kolejny rok, by 1 klasę powtórzyć i poszli ze swoim rocznikiem. Dziś mówi, że nie żałuje, że tak zrobiła.
      Ja ci szczerze powiem, że oni bardzo szybko idą z materiałem, codziennie nowa litera, matematyka, przyroda, szachy itd. My naprawdę sporo zrobiliśmy, by Misię przygotować, bo jednak nie chodziła do zerówki, gdzie dzieci “liznęły” materiał, ćwiczyły głoskowanie, litery, liczenie itd. Ona idąc pięknie czytała, rozwiązywała zadania, miała wiedzę ogólną. Myślę, że to dało jej pewność, by nie czuć się w żaden sposób gorsza od innych.
      Ja na waszym miejscu też bym trzymała Tamalugę w przedszkolu – i tak to jest grupa zerówkowa, więc materiał przerobić muszą, a przynajmniej w znanej jej grupie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.