Szkoła

Sześciolatek w pierwszej klasie. Koniec roku.

Hurra! Wreszcie zaczęły się wakacje 🙂
Zaraz po zakończeniu roku szkolnego odwieźliśmy dziewczynki do moich rodziców. Dla nich frajdą jest pojeździć autobusem i tramwajem, pograć w tenisa z dziadkiem czy pokopać piłkę, zjeść babcine ulubione kluseczki śląskie. Mają wypełniony czas atrakcjami – a to plac zabaw a to mini zoo z parkiem czy też spokojniejszy dzień na działce. My w tym czasie próbujemy ogarnąć zaległe rzeczy w domu i ogrodzie. Dziewczynki są już na tyle duże i dojrzałe, że bez problemu zostają bez nas. Oczywiście wszystkie trzy uroniłyśmy łezkę przy rozstaniu, ale myślę, że to pozytywny znak. Chyba gorzej bym się czuła gdyby po prostu odwróciły się na pięcie i poszły w drugą stronę.

Końcówka roku szkolnego była trudna dla wszystkich. Dobra pogoda sprawiała, że dłużej siedzieliśmy w ogródku i dziewczynki chodziły późno spać. Rano trudno im było wstać do szkoły – w ostatnim tygodniu codziennie już pytały kiedy wakacje 😉 Ogólne napięcie doprowadzało do różnych niefajnych i złośliwych sytuacji, tak, że na koniec tygodnia, dokładnie w dzień zakończenia roku sięgnęło zenitu. Zwołaliśmy więc rodzinne zebranie interwencyjne. To nie jest tak, że od razu jakimś cudem jest lepiej. Nie jest. Ale emocje i uczucia zostały nazwane i każdy wie nad czym powinien pracować i co osiągnąć. W niedzielę już wyjechaliśmy do dziadków, więc po powrocie okaże się jakie zmiany nastąpiły 🙂

Wracając jednak do szkoły. Dziś chciałabym zrobić podsumowanie i opisać moje odczucia nie tylko odnośnie Misi i tematu sześciolatków w 1 klasie, ale ogólnie klasy pierwszej.
Powiem tak, pomimo, że cały rok dziewczynki same radziły sobie z przedmiotami, pracą domową (czasem sprawdzaliśmy tylko) czy przygotowaniem do testów to uważam, że materiał znacznie różni się od tego, który ja pamiętam z moich czasów. Już nawet sam podręcznik może nie tyle jest trudny, co zawiera ogrom wiedzy. Składa się z czterech części ( 4 podręczniki + 4 ćwiczenia) oraz dodatkowo zeszyt do kaligrafii. Przeciętne dziecko spokojnie sobie poradzi, ale jeśli mamy do czynienia z uczniem słabiej przyswajającym wiedzę, dzieckiem z problemami, to szczerze powiem nie jestem pewna, czy lekcje wyrównawcze wystarczą. Nauka czytania i pisania przebiega bardzo szybko. Cieszę się, że moje dziewczynki tylko doskonaliły tę umiejętność, bo gdyby miały się dopiero uczyć to musielibyśmy więcej czasu poświęcać na to wszystko. To już nie czasy czytanek typu “Ala ma kota” To prawie codziennie nowa literka oraz teksty długie i zawierające trudne słowa od samego początku. Kiedy w maju byliśmy na wakacjach, oczywiście zabraliśmy ze sobą książki. I powiem wam szczerze, że często zadania były ułożone tak, że ani ja ani mój mąż nie byliśmy do końca pewni czy dobrze je interpretujemy. A oboje jesteśmy po studiach! Nie wspomnę o gramatyce polskiej z której jestem dość dobra, ale wykończyło mnie na początku zwykłe głoskowanie ;)! Musiałam sobie przypomnieć co to miękkie, co to twarde spółgłoski i czy “ni” to jedna głoska czy dwie. Zdecydowanie wolę gramatykę angielską … 😉
A jak przy angielskim jesteśmy to powiem wam, że nie liczyłam oczywiście na nie wiadomo co jeśli chodzi o naukę języka w szkole, ale jestem bardzo mimo wszystko zawiedziona. Pomijam, że pani ciągle nie było i miałam wrażenie, że przychodzi tylko na powtórzenia i na testy. W czasach, gdy dostępność różnorodnych materiałów dydaktycznych jest tak szeroka przerabiać z pierwszakami tylko podręcznik i robić żmudne zadania z ćwiczeń jest karygodne. Kurczę, tyle jest fajnych piosenek, wierszyków, zabaw, czy nawet filmików, które uczą. Moje dziewczynki pytały, czy mogę je wypisać z angielskiego… To chyba o czymś świadczy, bo uczymy się w domu i naprawdę bardzo lubią. Miałam nadzieję, że w szkole będą po prostu bawić się w grupie z językiem, coś innego niż w domu z mamą. Także mam wrażenie, że niewiele się zmieniło jeśli chodzi o naukę języka w szkole. Tak czy siak już rozumiem dlaczego mam tylu chętnych na lekcje.

Wracając jednak do tematu głównego, czyli sześciolatek w pierwszej klasie. Jak już wielokrotnie powtarzałam, nie umiałabym jednoznacznie określić, czy to dobry pomysł dla każdego. Dlaczego? Nie chodzi tylko o to czy da sobie dziecko radę z materiałem, ale również jak odnajdzie się wśród innych, starszych kolegów i koleżanek. Osobiście znam 2 dziewczynki, które teraz pójdą do 8 klasy, które poszły do szkoły w wieku 6 lat. Ale w ich przypadku wszystko wyglądało inaczej, ponieważ nie były osamotnione – tych dzieci było w klasie więcej. Moja córka jako jedyna jest z rocznika 2015 i choć czasem dzieli ją zaledwie kilka miesięcy różnicy z kimś, jest uważana przez niektórych za “malucha” Czasem w pozytywnym sensie, czasem nie. Są takie dziewczynki, które otwarcie mówią, że z “maluchami bawić się nie będą”. I tu moja córka zdała egzamin z poczucia własnej wartości na piątkę. Nie przejmuje się takimi uwagami, stwierdza tylko, że to bez sensu, że ktoś ją odrzuca tylko dlatego, że jest młodsza. Nie to nie. Bawi się z kimś innym. Siostra póki co daje jej poczucie bezpieczeństwa, na palcach jednej ręki można policzyć sytuacje sporne w całym roku szkolnym. To cieszy. Milka woli bardziej rozbrykane towarzystwo, Misia spokojniejsze. Każda ma ulubione koleżanki, ale często bawią się też razem. Myślę, że w przyszłości jednak szkoła będzie ograniczała się do funkcji nauczania, nie zabawy. Wtedy te różnice wiekowe powoli zaczną się zacierać.
Na razie dzieciaki z klasy widać, że są jeszcze wszystkie maluchami (choć niektórzy twierdzą, że nie 😉 ) bawią się w koniki, księżniczki, zakładają kluby przyjaciółek, kumpli, kolekcjonują karty itp. Ja się bardzo z tego cieszę i mam nadzieję, że jeszcze długo zabawa będzie polegała na dziecięcej wyobraźni a nie przenoszeniu się w wirtualny świat gier komputerowych.

Czy mam obawy przed 2 klasą? Oczywiście! Będzie na pewno dużo trudniej i poważniej. Mam jednak nadzieję, że Misia da radę i będzie zadowolona ze szkoły tak jak w pierwszej klasie. Dołączą również w poczet uczniów jej koleżanki koledzy z przedszkola (niewielu, ponieważ większość poszła do szkoły w miejscowości gdzie było przedszkole), więc będzie mogła spotykać się z nimi na przerwie. W wakacje chcemy opanować tabliczkę mnożenia by było potem łatwiej (podstawowe działania zaczęli pod koniec roku) i robimy lekcje angielskiego. Przyznaję, że dziewczynki super mówią, ale pisać dopiero się uczą, przyswoiły język naturalnie, bez siedzenia przy książkach, dopiero od tego roku poznają wszystko od “szkolnej” strony.

Szkoła może być dla dziecka fajna, ale zależy to od wielu czynników. Wiele zależy od nas, rodziców, to jak przedstawimy szkołę – czy jako nową wspaniałą przygodę, czy pełną obaw wyprawę w nieznane. Wychowawca – czy poprowadzi nasze maluchy ku dorosłości? Czy będzie umiał zachęcić i przekazać wiedzę? Rówieśnicy – czy zintegrują się i będą sobie wzajemnie pomagać? Czy będą się dobrze i zgodnie razem bawić? Nie na wszystko mamy wpływ, ale na pewno trzeba mądrze wszystko zbalansować. Z jednej strony pomagać dziecku w tym starcie edukacyjnym, z drugiej jednak dać mu swobodę na tyle, by było samodzielne i radziło sobie w różnych sytuacjach bez nas. Trudne to wszystko. Nie zawsze mi wychodzi, ale staram się. Osobiście pamiętam szkołę jako fajny czas, pomimo różnych nieprzyjemnych sytuacji. Mam nadzieję, że podobnie będzie dla moich dzieci. Oby!

2 komentarze

  • Aglaia

    Ja szczerze mówiąc nie wiem czy ta współczesna edukacja początkowa jest „straszniejsza” od naszej z końca lat 80-tych/początku 90-tych (z innych postów wnioskuję, że jesteśmy +/- w podobnym wieku). Może i podręczników mieliśmy mniej ale np. pisaliśmy dużo więcej w zeszytach – mój syn w pierwszej klasie zapisał jeden zeszyt do polskiego i niepełne dwa do matmy. W drugiej niewiele więcej. Ja zeszytów zapisywałam dużo więcej (i to nie tylko dlatego, że pisałam jak kura pazurem więc musiałam więcej ćwiczyć).
    W tych obecnych zeszytach ćwiczeń treści też nie jest zatrważająco dużo – za to ilości naklejek jak w książkach dla przedszkolaków. Nie wiem czemu ma to służyć? Rozumiem jakieś urozmaicenie ale jak zobaczyłam w ćwiczeniach dla drugiej klasy dialog do uzupełnienia tekstem na naklejkach to myślałam, że mnie trafi – ani to nie ćwiczy kreatywności ani pisania w szerokim kontekście (ćwiczenie ręki, ortografia itp.). W ćwiczeniach do angielskiego to samo – mnie już nie dziwi dlaczego moje dziecko nie może załapać pisowni po angielsku – jak ma to zrobić skoro pisania jak na lekarstwo za to naklejek ile wlezie…
    Nie wiem jak u was nauczyciel podszedł do tematu czytania ale u nas na początku pierwszej klasy dzieci zostały podzielone na 3 poziomy i w zależności od tego dostawały teksty do czytania na swoim poziomie umiejętności – nikt się nie nudził ani nie był sfrustrowany, że sobie nie radzi. Pod koniec roku szkolnego prawie wszyscy czytali już to samo – jedni bardziej sprawnie, inni mniej ale jak to się teraz mówi „ogarniali”.
    To, że nie byliście z mężem w stanie pojąć o co chodzi w niektórych ćwiczeniach to nie jest kwestia poziomu tylko jakości tych podręczników. Ja też czasem mam problemy bo te ćwiczenia, szczególnie na polskim bywają absurdalne. Jedno z moich „ulubionych” w temacie o ogólnie rzecz biorąc o „przybytkach kultury” dotyczyło napisania z czym kojarzą ci się wskazane słowa – „krzesła, ekran, bilety”. Co odpowiedziało moje dziecko? Nie, nie kino jak można by się spodziewać ale „lotnisko”. Mogłabym mnożyć takie kwiatki
    Poza tym od drugiej klasy mieliśmy już normalne oceny i odznaki wzorowego ucznia jako substytut czerwonego paska. Teraz ocena opisowa do trzeciej klasy więc frustracji zdecydowanie mniej.
    Nas po wakacjach czeka trzecia klasa i „projekt komunia” – i tu z relacji znajomych widzę, że rzeczywiście jest zdecydowanie gorzej niż „za naszych czasów”.
    Na razie odpoczywamy – nie zamierzamy nadganiać materiału z kolejnej klasy. Chociaż młody coś wspomina, że dziesięciu przykazań musi się nauczyć bo go do komunii nie dopuszczą… Ale poczekam z tym do sierpnia żeby nie zapomniał 😉 . I już myślę jak mu wytłumaczyć o co chodzi z nie cudzołóż i nie pożądaj żony bliźniego swego…
    Udanych wakacji.

    • izzy

      Oj tak, zgadzam się w 100%! Dlatego napisałam, że jest tego mnóstwo, 4 podręczniki+ ćwiczenia, kaligrafia itd. i czasem trudno nadążyć za tym wszystkim. Jeśli dziecko jest słabsze i nie ma mu kto pomóc to ma sporo do nadrobienia, naklejanie, ćwiczenia, zadania… A jakość tak jak piszesz, niekoniecznie wysoka. To racja, że w naszych czasach (jakkolwiek to brzmi, kurczę jakby moja babcia o wojnie opowiadała kiedyś 😉 ) był jeden elementarz i pani nauczycielka dwoiła się i troiła, by przekazać wiedzę. I wcale gorzej to nie wychodziło. Pamiętam, że miałam tak jak piszesz kilka zeszytów, pięknie prowadzone, starannie wklejane słowa, które wycinało się chyba z ćwiczeń (albo pani dawała karty??) i ta nauka przebiegała w zupełnie inny sposób. Nie wiem jak klasa uczyła się czytania, ale większość już umiała, gdy przyszli do 1 klasy (lepiej lub gorzej) i wiem, że ci co nie umieli to było im trudno, bo tak jak pisałam codziennie prawie nowa literka, czytanki niczego sobie. No nic, zobaczymy jak 2 klasa.
      Ale sama powiedz, kto to układa te ćwiczenia? No może ja, jako dorosły i jeszcze nauczyciel potrafię bawić się w grę co autor miał na myśli, ale dziecko? Twój syn rewelacja! Dużo latacie to powiedział lotnisko :D:D Mądre dziecko. Inne powie kino, jeszcze inne nic nie powie. Oby pani zaliczyła wszystkie dobre odpowiedzi, bo są i takie, które pracują tylko z kluczem! ( w stylu dobrze, ale …. ) Z angielskim myślę dokładnie to samo co Ty. Moje dziewczyny mają z tym samym problem, bo my nigdy nie siedziałyśmy przy książkach, myślałam, że właśnie tego nauczą się w szkole. A w szkole tak jak pisałam, albo pani nie ma, albo jak słusznie zauważyłaś nie ma zadać uczących dzieci tej umiejętności. O zeszycie zapomnij – zapisali chyba 3 strony z czego 2 to jakieś bzdurne obrazki…A potem na teście (przygotowanym gotowym do książki) coś trzeba pisać i czytać. I co? Czarna magia. Muszę przed sprawdzianem siąść z nimi i czytać, żeby w ogóle wiedziały co mają w ćwiczeniu zrobić, bo mają np. zadanie połącz pytania z właściwymi odpowiedziami. A one ni w ząb tego przeczytać nie potrafią. Gdyby ćwiczenie było ustne, to żaden problem.
      Akcja komunia, jaaa!!! No tak, bo u Was już przecież tematy ciekawe chcąc nie chcąc wyjdą 😀 Koniecznie podziel się doświadczeniami! Chętnie skorzystam, bo tu akurat trzeba się zastanowić co powiedzieć, by nie powiedzieć za dużo, ale też nie za mało. Mnie się wydaje, że jak ja szłam do komunii (wtedy jeszcze w 2 klasie) to kazali się nauczyć na pamięć to się uczyłam, jak piosenki w innym języku, czyli śpiewałam, ale nie wiadomo co 😉
      A Wy odpoczywajcie i nic nie róbcie do szkoły, pewnie! My tylko tę tabliczkę spróbujemy się nauczyć, ale to na luzie, w deszczowe dni 😉 A angielski to lubią, bo śpiewamy, oglądamy coś, czytamy z podręcznika, który im pasuje ( ten ze szkoły mówią, że jest nudny – faktycznie jest)

      Wracam do roboty, jutro dziewczyny wracają od dziadków, “laba” się skończy 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.