Adopcja,  Psychologia,  Więcej

Mój mąż psychopata część 2. Czy mamy jeszcze dom?


– Mogę podrzucić do ciebie jutro chłopców z rana na około 2 godziny? – zapytała mnie Ania w czwartek po południu. Była z chłopcami na wakacjach, mieli wrócić w tym samym dniu.
-Tak, oczywiście, nie ma problemu-odpowiedziałam.
W czasie, gdy Ania przebywała poza domem, mąż wyważył drzwi i zajął dom. Zmienił zamki, zainstalował wszędzie kamery i czekał jak ona wróci. Nie chcąc doprowadzić do konfrontacji w obecności dzieci, na spotkanie po powrocie pojechała w towarzystwie brata i przyjaciółki.
W tym czasie ja próbowałam ogarnąć w domu dzieciaki i przygotować się na zaległe przyjęcie urodzinowe dla koleżanek, które miało odbyć się w sobotę. Od samego początku przypuszczałam, że nie ma szans, by wszystko zakończyło się w 2 godziny, ale kiedy od przyjazdu chłopców mijała piąta godzina, zaczęłam się niepokoić. Starszy Jacek też zaczął zadawać pytania, kiedy wróci mama, dlaczego tak długo. Nie wiedzieliśmy, że w ich rodzinnym domu dochodziło do scen iście dantejskich. Dwa razy interweniowała policja, przyjechał detektyw, by sprawdzić dom pod kątem kamer, doszło do przepychanek kiedy to Ania próbowała zabrać kilka swoich rzeczy. Kiedy zadzwoniła do mnie i powiedziała, że muszę zająć się chłopcami, bo przyjedzie bardzo późno, albo wcale, spojrzałam na dzieciaki oglądające bajkę po całodziennych szaleństwach na podwórku i zdałam sobie sprawę z jednego: ten długi dzień nie prędko się skończy. Na dodatek nadal nie miałam zrobionego tortu, a dom wyglądał jakby wcale nie był sprzątany. Ale to musiało odejść gdzieś na bok. Tak naprawdę liczyło się tylko to co jest teraz. Podeszłam do dzieci, zatrzymałam na chwilę bajkę i powiedziałam im jaka jest sytuacja. Przyjęli to nadzwyczaj dobrze, aż się zdziwiłam, ale zapewne nie dotarła do nich powaga sytuacji. Dokończyli więc oglądanie filmu i wyszli pobawić się jeszcze na dwór. Ja w tym czasie zabrałam się za robienie kolacji. Cieszyłam się, że miałam zamrożone bułki i więcej szynki – tak naprawdę nie do końca byłam przygotowana na całodzienny pobyt chłopców u nas. A czworo dzieci to nie dwoje. Po kolacji dzieciaki poszły się umyć, a my obiecaliśmy, że będzie czytanie książek i słuchowisko o kocie Mundku (akurat wyszedł nowy odcinek) Wszystko szło w miarę gładko gdy w pewnym momencie zobaczyłam na twarzy Jacka smutek. Usiadłam koło niego a on rozpłakał się. Powiem wam, że zwykle nie mam problemu z tym, by coś powiedzieć w trudnej chwili, by w jakiś sposób kogoś pocieszyć, ale tym razem po prostu jak to powiadają zabrakło mi języka w gębie. Jak, no powiedzcie mi jak, powiedzieć małemu dziecku, że będzie dobrze skoro wiesz, że nie będzie? Jak im powiedzieć, że nie wrócą do domu, do swojej szkoły, być może nawet będą musieli wyjechać z miasta? Widząc płaczącego Jacka, rozpłakał się również jego młodszy brat. “Bądźcie dzielni” jakoś nie mogło przejść przez moje usta. Bo niby dlaczego tak małe dzieci muszą być dzielne? I co to właściwie znaczy bycie dzielnym w takiej sytuacji? Mają nie płakać? Przecież to dla nich trudne wszystko i nie do pojęcia. Nie tak powinno wyglądać dzieciństwo. Dzieciństwo powinno być szczęśliwe i beztroskie, pełne zabawy i dobrych doświadczeń. Zdałam sobie sprawę z tego, że te dzieci są bezsilne z dwóch powodów – rozbitego domu, a właściwie na ten moment brak czegokolwiek, co można by było nazwać stabilnością i codziennością a z drugiej niezrozumienie tego wszystkiego co się dzieje. To nie tylko tragedia polegająca na wyrwaniu ich z dnia na dzień z życia, które znali i kochali, to kompletny chaos w głowie dziecka, które za nic w świecie nie jest w stanie zrozumieć co właściwie się wydarzyło. I tu właśnie pomyślałam o wszystkich maluchach, wyrwanych ze swojego środowiska dla ich dobra. Cóż z tego, że czeka na nich kochająca nowa rodzina, skoro świat, który do tej pory znali, jakkolwiek patologiczny by nie był, został im zabrany. Jak bardzo to musi boleć, jak trwałe ślady zostawia to wszystko w psychice, tego nie dowiemy się nigdy. Po Jacku widzę, że jest wrażliwszy i potrzebuje zapewnienia mamy, że będzie dobrze, że nadal go kocha. Bartek jest zamknięty w sobie a w jego oczach widać złość. Złość, która kiedyś wykiełkuje, nie wiadomo jeszcze w którym kierunku.

Jest 22. Przyjeżdża Ania z bratem, zwożą do nas rzeczy, upychamy wszystko w garażu. Ona cała roztrzęsiona, brat ma łzy w oczach. Otwierają się drzwi, na zewnątrz wychodzi Bartek. – Mamo, czy mamy jeszcze dom?

Ostatnimi czasy bardzo często widzę w wiadomościach informacje o tym, że ktoś popełnił samobójstwo albo co gorsza rozszerzone samobójstwo pociągając za sobą swoje dzieci. Ten dzień, dzień z życia żony psychopaty nauczył mnie jednego – informacje zachęcające do kontaktu, gdy przeżywasz załamanie są jedynie pustym, nic nie znaczącym sloganem. W przypadku realnej potrzeby pomocy – nie ma jej. A systemowi trudno się przeciwstawić. Ania złożyła niespełna miesiąc temu wniosek o zakaz zbliżania się. Sprawa ma odbyć się dopiero w połowie września. Co do tego czasu? Czekanie. Policjant ma prawo wydać natychmiastowy dokument o zabezpieczeniu do czasu rozprawy, ale … mówi, że nie ma do tego podstaw. Czytaj nie chcę się mieszać do waszych spraw. Mąż ma prawo wyważyć drzwi, bo to jego dom tak samo jak i jej. Zaatakowany brat Ani, choć pojechał na obdukcję prawdopodobnie będzie miał sprawę karną, bo się bronił, czyli jest to kwalifikowane jako bójka. Rodzice męża psychopaty, którzy przyjechali na miejsce ubliżali Ani i jej bratu, rzucali kamieniami w nich i w ich auto. Nie przyznają się do winy. Słowo przeciwko słowu.
I wiele, wiele innych drobiazgów, które sprawiają, że tego typu sprawa to to tylko przepisy, paragrafy i znajomość luk w prawie. Nie ma czynnika ludzkiego, nie ma empatii, nie ma nic. Policjant złapał się jedynie za głowę i skomentował przeklinając jak można tak spartaczyć swoje życie.
Nie powiem, że wiem jak można się czuć w takiej sytuacji, ale zrozumiałam czynnik, który w jakiś sposób kieruje ludźmi. Totalna bezsilność wobec systemu, wobec ludzi z którymi trudno walczyć, nieczęsto brak wsparcia. Nie dziwię się, że ludzie sobie po prostu nie radzą i postanawiają z tym skończyć.

Ania ma dziś przyjechać po rzeczy. Do domu już nie wróci. Mąż psychopata wnioskuje o opiekę naprzemienną nad dziećmi, które stały się jego bronią w walce z żoną. Psychopata doskonale wie, że tylko tak może ją złamać. Na dzieciach mu nie zależy.
– Niech Bóg ma cię w swojej opiece – powiedziałam przytulając Anię na pożegnanie.

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.