Kiedy zadzwonił telefon z informacją, że czeka na nas nasza córka, nagle świat nabrał innych barw. Jak pamiętacie byliśmy wtedy na wakacjach, środa, w zasadzie pierwszy tydzień z dwóch jakie chcieliśmy spędzić w Toskanii. I choć pani dyrektor ośrodka mówiła, że spokojnie możemy dokończyć urlop, to oczywiście nie chcieliśmy. Z jednej strony można powiedzieć, że tyle czekaliśmy, więc jaką różnicę robi jeden tydzień, ale z drugiej to właśnie to, że tak długo czekaliśmy, sprawiło, że nie chcieliśmy czekać ani minuty dłużej.
Kiedy przywieźliśmy Elsę do domu, miała katar, nie mogła spać, a my nie mieliśmy żadnego doświadczenia w opiece nad maluszkiem. Kiedy spała, dzwoniliśmy jednak do znajomych z radosną nowiną, a wszyscy pytali, czy jesteśmy szczęśliwi. Pewnie, że byliśmy, w końcu wreszcie spełniło się nasze marzenie o posiadaniu dziecka. Ale do prawdziwej radości było jeszcze bardzo daleko.
|
zdj.Pixabay |
Czegoś koniec i czegoś początek.
Patrząc na młodą parę stojącą przed ołtarzem, można by powiedzieć, że to najszczęśliwsi ludzie na świecie w tym momencie. Kończy się wprawdzie jakiś etap w ich życiu, ale zaczyna się coś nowego, głębszego. I choć teoretycznie nic nie powinno zakłócić szczęścia tych dwojga, to ilość rozwodów jednak świadczy o tym, że nie zawsze tak jest, a bliscy sobie ludzie, oddalają się od siebie. Potrzeba przecież jeszcze więcej miłości, poświęcenia, wybaczenia, pracy nad sobą i innych czynników, by można uznać małżeństwo za udane.
Podobnie z niepłodnością. Ktoś mógłby powiedzieć, że skoro rodzi się dziecko/dziecko adopcyjne, to musi zakończyć się ten zły okres i wszystko od tej pory się ułoży. Nic bardziej mylnego. Dopiero teraz trzeba wejść na inny poziom myślenia, zaawansowania, by poradzić sobie z tym wyzwaniem jakim jest dziecko w rodzinie. Zmienia się nie tylko nasz świat jako rodziny, ale również jako pary. Trzeba przewartościować wszystko i poukładać na nowo.
Biologiczna przeszłość naszych dzieci.
Czytając fora internetowe, czy blogi, słuchając ludzi, do których właśnie zadzwonił TEN telefon, można by pomyśleć, że zaczęła się adopcyjna sielanka. Każdy z nich mówi, że jest szczęśliwy, że na TO dziecko czekał, że mały/mała jest wspaniała/y i słodka/słodki. I to zapewne prawda. Ale to tylko mała część czegoś, co wchodzi w skład rodzicielstwa adopcyjnego. Pamiętajmy, że NIE MA DZIECI ZDROWYCH DO ADOPCJI. Jak to możliwe, ktoś mógłby zapytać, przecież czytamy na Bocianie, że “mała jest śliczna i zdrowiutka”. Jeżeli nawet dziecko jest zdrowe fizycznie, nie ma obciążeń, to najprawdopodobniej jest po traumie. Traumą mogą być jego przeżycia, albo choćby samo odrzucenie przez matkę w czasie ciąży. Czy jeśli w rodzinie biologicznej wszystko jest tak jak powinno, to czy 7-miesięczne dziecko trafia do adopcji? Nawet maluszki adoptowane jako niemowlęta niosą zatem ze sobą ogromny bagaż swojej przeszłości. Oczywiście trudno oczekiwać, że świeżo upieczeni rodzice, będą znajomym opowiadać to, co wiemy o naszym dziecku i jego rodzicach my. Nikt nie powie wam, że ta śliczna blondyneczka z loczkami w wieku 4 lat, była wykorzystywana seksualnie przez konkubenta swojej matki.(autentyczny przykład) Z takiej traumy nie wychodzi się nigdy. Ale dziecko jest zdrowe, nie choruje, jeśli o to pytacie…
Wyobrażenia a rzeczywistość.
Trudno wyobrazić sobie dziecko biologiczne, a co dopiero adopcyjne. Nie wiemy przecież nawet w jakim będzie wieku. Idźmy dalej. Trudno wyobrazić sobie wygląd dziecka, a co dopiero obciążenia jakie mogłoby mieć. I szczerze mówiąc lepiej tego nie robić, bo po co. Lepiej poczekać na konkretną propozycję, i wtedy podjąć przemyślaną decyzję, czy jesteśmy w stanie przyjąć do siebie to właśnie dziecko. Nie raz małżeństwa decydują się na pewne odstępstwa od tego, co pierwotnie zakładali. Zdarza się jednak, że niektórzy zupełnie wypierają ze świadomości to, że ich dziecko, dziecko adopcyjne, nie przyjdzie do nich z czystą kartą. Są tak spragnieni potomstwa, że widząc noworodka, godzą się na wszystko, myśląc, że jakoś to się ułoży. Potencjalne choroby, to taki niechciany “prezent” od rodziców biologicznych. Mogą one w przyszłości wyjść lub nie, ale musimy być na to absolutnie przygotowani. W przeciwnym razie możemy sobie nie poradzić z tym, co w miarę upływu czasu się rozwinie. Nie każdy jest na tyle silny psychicznie. Świadczą o tym nieudane adopcje, nie tylko te rozwiązane.
Długie czekanie.
Oczekiwanie na dziecko ogólnie wydłużyło się. Czasem pary potrafią nawet żyć w zawieszeniu przez trzy lata. Oczywiście większość czeka i z radością przyjmuje dziecko, ale również przez ten długi czas wiele może się zmienić. Gdy dziecko przychodzi szybko po kwalifikacji, czujemy że “idziemy za ciosem”,. Gdy jednak mijają kolejne miesiące i telefon nie dzwoni, perspektywa rodzicielstwa oddala się. Są takie małżeństwa, które nawet rezygnują z posiadania potomstwa, pomimo odbytego kursu. Nie czują się tak gotowi jak wtedy, gdy wychodzili z OA z pozytywną opinią. Są tacy, którym w międzyczasie zdarza się ciąża i gdy dzwoni telefon z informacją o dziecku, okazuje się, że dziecko już jest. Jeżeli cokolwiek zmieniło się w naszym podejściu do adopcji, powinniśmy szczerze porozmawiać o tym z OA. Przyjęcie do siebie dziecka jest ogromną odpowiedzialnością i nie bójmy się mówić o naszych obawach.
Adopcyjna sielanka?
Adopcja to nigdy nie jest sielanka. To ogromne wyzwanie. Nie tylko zwykłego rodzicielstwa, ale również walki z demonami przeszłości. Możemy mówić, że jesteśmy tacy sami jak inne rodziny, ale to nie do końca prawda. Jeżeli ktoś wyobraża sobie, że przyjdzie do nas słodki dwulatek, maluch, którego można jeszcze ukształtować, to musi mieć świadomość tego, że prócz zwykłych problemów i trosk, jakie dostarcza dziecko w tym wieku, musimy przygotować się na dodatkowe, związane z tym, co dziecko przeżyło. Rozmawiając z ludźmi oczekującymi na propozycję, wielokrotnie mam wrażenie, że jednak nie mają oni pojęcia o tym co ich czeka. Oczywiście nie ma nic złego w takiej zwykłej tęsknocie za zabawą z dzieckiem, za przytulaniem, za uczeniem go świata. Pod warunkiem, że gdzieś z tyłu głowy będziemy mieć to, że nasze dziecko kryje w sobie większą lub mniejszą krzywdę ze strony rodziców biologicznych.
I na koniec…
Nie staram się tutaj nikogo źle nastawić, czy przestraszyć, ale uczulić na pewne rzeczy, by mądrze i świadomie podjąć się wychowania dziecka obciążonego przeszłością. Obojętne, czy będzie to noworodek, czy dziecko starsze. Mam czasem takie wrażenie, że myśląc o adopcji maluszka, ludziom wydaje się, że wychowanie go i “wyrzeźbienie” po swojemu będzie łatwiejsze. A nie do końca to jest prawda. Taki trzylatek, wyrwany ze swojego środowiska, jakkolwiek patologiczne by ono nie było, będzie musiał nauczyć się żyć wśród całkowicie obcych mu (na razie) ludzi. I choćby najlepiej przygotowany pokoik, zawsze wyda mu się obcy. Trzeba mieć tego świadomość, że ciąży na nas ogromna odpowiedzialność, bo to MY MAMY BYĆ DLA TEGO DZIECKA, a nie odwrotnie.
18 komentarzy
Lady Makbet
Bardzo potrzebny wpis. Trzeba o tym mówić, zwłaszcza z perspektywy rodzica adopcyjnego.
Tak sobie myślę, że w naszym przypadku właściwie jest odwrotnie. Na samym początku, kiedy dowiedzieliśmy się o możliwych obciążeniach Księżniczki, szykowaliśmy się na najgorsze. Wypatrywaliśmy symptomów różnych przypadłości, z których żadna ostatecznie się nie potwierdziła. Im dłużej mała jest z nami, tym mniej myślimy o bagażu, który ze sobą przyniosła, a bardziej cieszymy się zwyczajnym rodzicielstwem… takim, w którym rano nadeptuje się na Duplo, a wieczorem ma się ochotę jednocześnie zacałować dziecko z miłości i udusić ze zmęczenia 😉
izzy
Wiesz Lady, ja adoptowałam niemowlaki, Ty jeszcze lepiej, bo noworodka, a to zupełnie inna bajka. Myśląc o obciążeniach mówisz o zdrowiu Księżniczki, bo była z Wami od samego początku, jedynie może mieć jakąś traumę życia prenatalnego. A takie już kilkumiesięczne bobasy potrafią mieć już trudniejszą przeszłość, życie np. w rodzinie gdzie jest alkohol, gdzie były głodzone, a może nawet i bite, bo płakały. Potem rodzice ado zastanawiają się skąd w takim maluchu tyle lęku, a ono przecież już tak wiele mogło przejść. Oczywiście, że tak jest, że wiele z obaw się nie potwierdza i dzieci rozwijają się normalnie, ale trzeba mieć świadomość, że może tak nie być. Decyzja Wasza była przemyślana, byliście na wszystko przygotowani psychicznie i podjęliście się wychowania tego właśnie malucha. Niech Wam rośnie i rozwija się wspaniale :*
Wracając jeszcze do przeszłości. Mówiąc o obciążeniach, większość ludzi tak jak Ty myśli przede wszystkim o zdrowiu fizycznym, a to niestety nie tylko to. Nie straszę, ale trzeba mieć to na uwadze. Lepiej się pozytywnie rozczarować tak jak Wy, niż być zaskoczonym.
Poza tym, wszystkie dzieci ado mają jedną wspólną cechę – są adoptowane. A z tym nie zawsze łatwo żyć. Wy jesteście teraz na etapie, że człowiek zapomina o tym, żyje normalnie, też przez to przechodziliśmy 🙂 Ale zaraz się okaże, że Twój maluszek jest już na tyle ogarnięty, że będziecie robić pierwsze podejście do powiedzenia mu prawy, a wtedy trzeba będzie sobie przypomnieć jak Księżniczka przyszła na świat. Buziaki
Lady Makbet
Mam świadomość, że psychika naszej córki też mogła ucierpieć, choć w zupełnie innym stopniu i sensie, niż w przypadku dziecka kilkuletniego. To, co siedzi w jej główce, cały czas jest dla nas jeszcze tajemnicą, chociaż rokowania są bardzo dobre 🙂
Dziubasowa
Dzieciaki muszą być naprawdę twarde…niektóre maluchy już mają za sobą tyle negatywnych przeżyć, że starczyłoby na obdzielenie nimi kilku dorosłych…
Wyobrażam sobie też jak bardzo wszystko staje na głowie, kiedy wreszcie przywozi się dziecko do domu. Podobne przeżycie do pierwszych chwil z noworodkiem – totalny chaos 😉
Cieszę się, że macie swoje dziewczynki i tak świetnie dajecie sobie radę 🙂
izzy
Oj tak, wszystko staje na głowie 🙂 Zwłaszcza, że Ty masz 9 miesięcy na naszykowanie się a rodzice ado czasem kilka dni, bo nie wiedzą w jakim dokładnie wieku będzie dziecko i nie wiedzą co kupić.
Oj tak, dzieci czasem przeszły wiele. Jak słucham ich historii to włos się jeży… Tak jak piszesz, wielu dorosłych by sobie z tym nie poradziło 🙁
Anonimowy
Z jednej strony to co piszesz to oczywista oczywistość, z drugiej nie można popadać w przesadę w drugą stronę. Pewne rzeczy warto mieć z tyłu głowy – ale to jest właśnie ich właściwe miejsce – przesuwanie ich wiecznie „przed głowę” też do niczego dobrego nie prowadzi. Dzieci ado są jakie są – jedne mają bardziej traumatyczne przeżycie inne mniej. Rolą ado rodziców jest nauczyć te dzieci z tym żyć i funkcjonować w świecie.
Gdybym każdą histerię mojego syna (o to, że nie dostał cukierka bo akurat zaczynamy obiad, o to że przegrał w chińczyka, o to, że sos do makaronu jest akurat nie taki na jaki on miałby większą ochotę) chciała usprawiedliwiać wczesnoniemowlęcą traumą to moim skromnym zdaniem do niczego byśmy nie doszli a wychowałabym jedynie rozkapryszonego dzieciaka, który wszystko wymusza fochem i płaczem. Niestety ale kilkulatek musi w życiu przeżyć trochę rozczarowań i wylać nieco łez a rolą rodzica jest pokazanie mu jak sobie z tymi negatywnymi emocjami radzić i pomóc mu w tych trudniejszych chwilach.
Polecam też choćby najprostszy podręcznik psychologii rozwojowej dziecka żeby wiedzieć gdzie mniej więcej są granice normy rozwojowej (a te są zazwyczaj dość obszerne).
Na szczęście większość naszych znajomych ma co najmniej jedno dziecko starsze od naszych i z moich obserwacji wynika, że dzieci ado są tak samo różne jak dzieci biologiczne. Jedne bardziej przebojowe inne mniej, jeden histeryzują więcej inne mniej, jedne łatwiej poddają się woli dorosłych inne mniej.
PS: 7-miesięczne dziecko wcale nie musiało przejść traumy patologicznego domu – prosto ze szpitala mogło trafić do PR, RZ albo RDD ewentualnie do placówki typu IPO albo DMD. Gdyby było inaczej raczej jako niemowlę nie trafiłoby do adopcji.
izzy
W jednym z moich pierwszych postów ("O grupach wsparcia") pisałam o tym, że jako rodzic adopcyjny trzeba być czujnym, ale nie popadać w paranoję. Napisałam to, bo ktoś mi wtedy zwrócił uwagę, że być może zachowanie mojego dziecka wyrywającego mi butelkę z mlekiem świadczy o zaburzeniu więzi. Ja wiedziałam, że tak nie jest, że moje dziecko po prostu lubi jeść, tak jest zresztą do tej pory. Nie schizuję, nie dopatruję się dziwnych zachowań, ani tym bardziej na co dzień nie myślę o moich dzieciach jako inne, bo adoptowane. Wymagam od nich bardzo dużo i nie mają żadnych ulg, tłumacząc zachowanie traumą.
Książek przeczytałam już wiele, obecnie czerpię wiedzę z życia, z doświadczeń swoich i innych ludzi, ponieważ na co dzień mam z nimi do czynienia, oraz bezpośrednio z OA, z którym współpracuję jako mama adopcyjna. I uwierz mi, to co dla mnie, dla Ciebie, czy innych rodziców jest oczywiste, dla wielu ludzi nie jest. I dla nich jest ten post.
By przemyśleli 100 razy zanim się zdecydują. Rozmawiałam osobiście z dzieckiem po nieudanej adopcji i uwierz mi, lepiej się mile rozczarować (że nie wyjdzie żadna choroba, że trauma nie była głęboka itd.) niż oddać dziecko. Dlatego o tym piszę i będę pisać.
Ja osobiście potrafię doskonale rozróżnić histerię dziecka spowodowaną wymuszeniem (tak jak piszesz o cukierka) a płaczem wynikającym z lęku. Wiem, co piszę. Mam to na co dzień. Moja starsza córka, pomimo tego, że spędziła tylko (a może aż?) 10 tygodni pod bardzo dobrą opieką, do tej pory go ma.
Piszesz, że 7-miesięczne dziecko nie musiało przejść traumy pobytu w rodzinie patologicznej. Oczywiście, że tak. Jeśli ma szczęście, to trafi np.do dobrej RZ, ale wtedy nawiąże się już więź między opiekunami a dzieckiem, a co za tym idzie przeżyje rozłąkę z nimi. Z RZ, PR itd różnie bywa. Z pierwszej ręki wiem, że nie zawsze jest kolorowo. Jak by nie było, to nie jest tak jak przywieźć dziecko ze szpitala po porodzie.
Jak wspomniałam wyżej, celem posta nie jest straszenie ludzi, by nie decydowali się na adopcję, lub żyli w strachu, ale przede wszystkim, by ludzie rozważający adopcję wiedzieli, na co się decydują. Na blogu mogłabym pisać same wspaniałości, ale nie chcę kreować cukierkowego świata adopcyjnego, w którym króluje podejście "adoptujmy sobie sierotkę" Mogłabym pisać jakie to moje dzieci są wspaniałe. Fakt, moja córka jest najlepsza w przedszkolu, o niebo przewyższa rozwojowo i ruchowo inne dzieci, ale po co to pisać? Co to komu da?
Celem adopcji jest to co napisałaś ( i ja też to podkreślam cały czas), żeby nauczyć nasze dzieci żyć jak najlepiej i funkcjonować w naszym społeczeństwie. Nauczyć je być szczęśliwym, pomimo tego, że przyszły do nas z bagażem swojej rodziny biologicznej.
Pozdrawiam serdecznie całą rodzinę. Wszystkiego dobrego.
Wiewiórkowo- Lidia
Izy, to bardzo potrzebne przemyślenia. Wiem, że w tym poście nie miałaś na myśli sytuacji, gdy dziecko chce wymusić lizaka i tupie nogami tylko o wiele poważniejsze sygnały, które czasami można przeoczyć. Albo z własnej niemocy można zamieść pod dywan na później, tylko czasami jest już za późno.
Dziecko adopcyjne, powinno się wychowywać tak samo jak biologiczne (moje subiektywne zdanie). Jednak, jeśli zauważamy jakieś braki / niepokojące zachowania, które mogą wynikać z przeszłości dziecka (o której czasami się wie, a czasami nie)musimy reagować w porę.
Pamiętam z kursu w OA, gdy psycholog opowiadał przykład pewnej rodziny adopcyjnej, która zgłosiła się po długim czasie od adopcji po pomoc. Sęk w tym, że sytuacje domowe stały się już tak zagmatwane, bo rodzice nie reagowali na bieżąco. Przerosło ich to. W skrajnych przypadkach dochodzi nawet do rozwiązywania adopcji, a to już okropna trauma dla dzieci. Dlatego watro o tym mówić!
izzy
Dokładnie Lidio. Napisałam tego posta, ponieważ mam do czynienia z wieloma kandydatami na rodziców a do tego rozmawiam z panią z OA i niestety nadal wiele osób po prostu nie zdaje sobie sprawy z tego, czym tak naprawdę jest adopcja. To samo mogę napisać o rodzicielstwie w ogóle. Bo przecież dotyczy to również dziecka biologicznego. Jeżeli ktoś decyduje się na potomstwo np. dlatego, że znajomi mają to w przyszłości mogą być problemy. A jeśli chodzi o myślenie o obciążeniach to podobnie. Przecież rodzic bio też nie wymyśla cały czas chorób i nie myśli o tym, że dziecko zachoruje. Po prostu się nim cieszy. Tak samo my. Na co dzień przecież nie doszukuję się problemów, ale jestem świadoma, że mogą się pojawić.
Tak jak wspomniałam, ludzie myśląc o obciążeniach mają w głowie raczej zdrowie fizyczne, a jednak dzieci mają nie tylko takie przeżycia, ale i inne począwszy od odrzucenia na wykorzystywaniu, biciu skończywszy. Bo nawet jeśli dziecko trafi do dobrej RZ to co z tego. Nie jest od pierwszego dnia otoczony taką miłością jak dziecko biologiczne. U niektórych maluszków to mija dopiero po kilku latach.
Droga Nie Na Skróty
Trudny, ale bardzo ważny temat. Wiele się słyszy o rozwiązaniach adopcji, a to jest już naprawdę poważna sprawa. Niedawno nawet moja dobra znajoma opowiadała mi historię swojej kuzynki i jej męża, którzy zdecydowali się na adopcję, bo nie mogą mieć dzieci. Mieszkają na północy Polski, a dostali dzieci z południa, kilkuletnie rodzeństwo ze skrajnie patologicznej rodziny i dużym bagażem doświadczeń z nieuregulowaną sytuacją prawną, ponieważ rodzice mieli tylko ograniczone prawa rodzicielskie, więc dzieci miały cały czas kontakt z rodziną i MIMO WSZYSTKO nie chciały mieć nowej. Ośrodek "pomógł" im ogarnąć sytuację i wkręcili dzieciom, że jadą na wycieczkę, a tymczasem spakowani pojechali na stałe do nowego domu. Historia skończyła się źle, ponieważ dzieciaki chciały wracać do domu dziecka i chciały widzieć się ze swoimi rodzicami, nie współpracowały w ogóle z nowymi rodzicami, robiły straszne histerie i afery. Po kilku tygodniach zostały odwiezione do domu dziecka, rodzice przy tym płakali, a dzieci były wniebowzięte i nie pożegnały się nawet z nimi… Adopcja została rozwiązana, a para ma traumę i nie chce już podchodzić do żadnej innej procedury. Moim zdaniem od początku to ośrodek popełnił dużo błędów… Ale cóż, stało się i się nie odstanie 🙁
izzy
Znam bardzo podobną historię. Wiesz, to straszne, że osoby z OA, urzędy zajmujące się teoretycznie pomocą dzieciom, tak naprawdę często traktują je jak kolejny numerek w sprawie. Przekonałam się o tym na własnej skórze. Dziecko trzeba przygotować do pobytu w nowej rodzinie, nie wystarczy je wysłać do nowych rodziców i napisać w papierach sprawa zamknięta. Często maluchy potrzebują wsparcia psychologa, bo przecież one nie zdają sobie sprawy z tego, że przebywają w rodzinie patologicznej. Dla nich to mama i tata.
Trudne to wszystko, ale lepiej wiedzieć niż nie wiedzieć.
Droga Nie Na Skróty
Dokładnie, jak widać często trzeba samemu dużo czytać i dowiadywać się we własnym zakresie, aby mieć pewność, że wszystko jest robione zgodnie z etyką i tylko i wyłącznie z uwagi na dobro dziecka. Ale tak jest chyba wszędzie, nawet lecząc się na cokolwiek dużo czytamy i zasięgamy wiedzy z różnych źródeł, bo lekarz czasem nie powie nam wszystkiego…
Anonimowy
Widzę, że mój skromny komentarz wywołał trochę kontrowersji. Raczej chodziło mi właśnie o to żeby zachować zdrowy rozsądek. Obserwując rodziców (nie tylko adopcyjnych) mam czasem wrażenie, że niektórzy na siłę szukają w swoim dziecku anomalii i ich przyczyn bo dziecko w jakimś tam stopniu nie przystaje do obrazu ich wyimaginowanego potomka – jest zbyt spokojne/ruchliwe/pyskate/nieśmiałe itp./itd. Rodzice ado (a częściej dziadkowie/reszta rodziny) też niestety często miewają „syndrom sierotki” i pozwalaliby dziecko na prawie wszystko, unikając jakiejkolwiek frustracji bo „przecież ono już tyle przeszło to teraz trzeba mu to wynagrodzić”.
Wydaje mi się, że to że dziecko, nawet kilku miesięczne, nawiązało więź z opiekunem zastępczym to nic złego a nawet lepsze to niż brak więzi z kimkolwiek jak to zazwyczaj ma miejsce w placówkach typu IPO czy DD. Problemem może być co najwyżej zbyt szybkie zerwanie tej więzi. Niestety w naszym kraju panuje przekonanie, że dziecko adopcyjne (nawet kilkuletnie) trzeba jak najszybciej zabrać z dotychczasowego miejsca do domu rodziców adopcyjnych a nie myśli się w ogóle o tym, że ta zbyt szybko zerwana więź z dotychczasowym opiekunem może być dla dziecka może być dla dziecka źródłem problemów. Mądrze poprowadzony proces przekazania dziecka do rodziny adopcyjnej powinien raczej pomóc tę wieź wygasić a nawiązać nową z rodzicami ado. Akurat tu mam porównanie – starsze dziecko przywiozłam z placówki typu IPO w wieku 8 tygodni. Odruchy społeczne (uśmiech, reakcja na twarz itp.) były praktycznie na zerowym poziomie co zapewne wynikało ze stale zmieniających się opiekunów. Młodsze dziecko przebywało w RDD gdzie siłą rzeczy miało jednego stałego opiekuna, z którym na pewno było związane (reagowało na jego głos, uśmiech, twarz, najłatwiej przy nim się uspokajało) – mimo że była wcześniakiem pierwsze odruchy społeczne wykazywało w okolicach 4-5 tygodnia (przynajmniej tak twierdziła opiekunka i opinie psychologiczne). Do domu zabieraliśmy dziecko prawie 6 miesięczne dziecko (na decyzję sądu o możliwości zabrania dziecka do domu czekaliśmy krótko bo kilka dni i mimo, że mieliśmy ją w ręce wspólnie z dotychczasowymi opiekunami zdecydowaliśmy, że potrzeba jeszcze chwili żeby dziecko zabrać do naszego domu). Problemem nie była zmiana opiekuna (przez czas oczekiwania na decyzję sądu jakoś udało się dziecko „przekonać”, że teraz wszystko robi mama a nie ciocia) tylko raczej zmiana miejsca – płaczu przy pierwszym odłożeniu do nowego łóżeczka nigdy nie zapomnę . Szkoda, że nie mieliśmy możliwości żeby małego człowieczka wcześniej zabrać do domu i pokazać mu to i owo może byłoby trochę łatwiej.
izzy
Komentarze są dla mnie bardzo ważne, każdy przecież ma inne zdanie, inne doświadczenia, a tu jesteśmy po to by nimi się wymieniać 🙂 Nie musimy się zgadzać, ale człowiek otwiera oczy, że u kogoś może być inaczej.
Jeśli chodzi o sam post, to pisząc go dziś, chyba bardziej doprecyzowałabym do kogo on się odnosi. Chciałabym po prostu uczulić przyszłych rodziców ado, co MOŻE ich czekać. Może, ale nie musi. Ważne, żeby ich decyzja była przemyślana i wspólna. W zasadzie to o czym piszemy, takie zwykłe problemy dotyczą również rodzin biologicznych. Bo przecież tam też dziecko się buntuje, czegoś tam nie chce, wymusza, choruje. Po prostu jak czytam na forach, że "zadzwonił TEN telefon, mała jest zdrowiutka" to obawiam się, że komuś może wypaczyć się wizja rodzicielstwa adopcyjnego. Oczywiście większość z nas wie co kryje się pod tym hasłem, ale uwierz mi, że wiele osób jednak nie.
Następna sprawa. Adopcja nazwijmy to " w czasach moich dzieci" diametralnie różni się od sytuacji obecnej. Kilka lat temu faktycznie sporo dzieci było zdrowych, pochodziły po prostu z biednej rodziny, gdzie urodziły się jako szóste, czy siódme i rodzice nie radzili sobie finansowo. Odkąd weszło 500+ a teraz jeszcze 300+ wieku rodziców wycofało się, inni nie decydują się oddać dziecka, bo to dobry interes i niestety ma to negatywny wpływ na proces adopcyjny (wiem z OA, to nie mój wymysł)
Zależy od ośrodka, ale wiele dzieci trafiających do adopcji jest naprawdę obciążona, albo po ciężkich traumach (np. gwałty) To nie łatwe wyzwanie dla rodziców, trzeba być silnym psychicznie i mądrym.
Dobrze funkcjonujące ośrodki i placówki robią wszystko, by dla dziecka było jak najlepiej. Ale niestety nie wszędzie tak jest. I stąd właśnie zabieranie na siłę malucha np. z RZ, z którą ma więź i umieszczanie w rodzinie, w zasadzie mu obcej. Brak pomocy, niedostateczne przygotowanie, zły dobór rodzin, czy zatajanie informacji o dziecku. Takie są realia.
Niedługo mam nadzieję napiszę więcej na tematy trudne z tym związane, ale niestety jeszcze chwilę muszę się wstrzymać.
Wspominałam już kiedyś we wcześniejszych postach, że niestety przekonałam się na własnej skórze, że dla wielu ludzi dziecko do adopcji to tylko nazwisko napisane na liście. A od stycznia jestem już tego pewna. Niestety.
Na co dzień oczywiście cieszę się macierzyństwem jak każdy, ale myślę, że warto mówić o wszystkich troskach, inaczej to brzmi jeśli pochodzi z ust rodzica a inaczej pracownika OA (gdzie wszystko to wydaje się abstrakcją) Na szkoleniach często omawia się FAS, RAD itd, ale nie ma czasu już zajmować się psychicznymi aspektami.
Czasem taka świadomość to wiele, bo nie przegapimy tego ważnego momentu i poszukamy fachowej pomocy dla naszego dziecka.
U nas naprawdę na razie jest super, mamy takie problemy jak każdy, choć u starszej córki do 3 roku życia występowały właśnie te lęki związane z rozłąką, budziła się po 10 razy, trzeba ją było trzymać za rączkę, jako niemowlę czasem wystarczyło dotknąć główki. Teraz po prostu przychodzi do nas, gdy czuje się zagrożona w jakikolwiek sposób.
I taka moja refleksja. Wydaje mi się, że ci rodzice, babcie, ciocie itd. którzy podchodzą do adopcji w ten sposób, że trzeba dziecku "wynagrodzić" przeżyte traumy, mieliby to samo podejście w przypadku dziecka biologicznego, tylko tam byłoby, że "trzeba mu pozwolić, bo to tylko dziecko" Ja zostałam nazwana ostatnio pieszczotliwie zołzą, ale to temat na kolejnego posta 🙂
Pozdrawiam serdecznie
Anonimowy
Akurat temat adopcja wczoraj i dziś jest mi znany z autopsji. Moje starsze dziecko jest chyba nieco starsze od Twojej starszej córki, młodsze to tegoroczny nabytek. Z czystym sumieniem mogę napisać, że oboje zdrowi fizycznie z bardzo podobnym „bagażem” jeśli chodzi o RB. Owszem młodsze może miało nieco trudniejszy start z uwagi na wcześniactwo ale po pół roku właściwie już tego nie widać. Młodsze trafiło do nas nieco później niż starsze ale to ciągle niemowlę. Część naszej grupy z pierwszego szkolenia kilka lat temu również adoptowała dzieci w podobnym wieku. Tak samo jak część grupy z drugiego szkolenia dostała propozycje dzieci około 6-tygodniowych. Jedyne co uległo zmianie to czas oczekiwania – 2 lata za pierwszym razem 4 za drugim. Na publicznym forum zazwyczaj nikt nie napisze z jakim „bagażem” przychodzi do niego jego dziecko. Ci co starają się o adopcję zapewne mają świadomość, że jak ktoś się chwali „zdrowym” dzieckiem oznacza, że na ten moment nie ma żadnych fizycznych ułomności, które wymagałyby medycznej interwencji. Bardziej szczegółowe informacje o tym co jest „z tyłu” chodzą w wiadomościach prywatnych i zamkniętych grupach na FB.
Jak przechodziliśmy szkolenie do pierwszej adopcji mieliśmy spotkanie na temat tego jakie dziecko jesteśmy w stanie przyjąć (jak każda szkoląca się para) i kategoria typu dziecko z gwałtu, dziecko ze związku kazirodczego, dziecko rodziców chorych psychicznie, dziecko urodzone w więzieniu, dziecko innej rasy też tam była i podobno nie były to wcale rzadkie przypadki. Podejrzewam, że teraz nie jest takich dzieci więcej tylko dzieci oddawanych w bardziej „standardowych” sytuacjach (tj. z biedy – chociaż ta prawie nigdy, przynajmniej według naszego OA, nie była samoistną przyczyną) jest mniej stąd wydaje się, że do adopcji trafiają naprawdę ciężkie przypadki – innymi słowy odsetek dzieci „trudnych” się zwiększył ale w liczbach bezwzględnych są to ciągle podobne wartości.
Też pozdrawiam. Bardzo fajnie piszesz – lubię Cię podczytywać.
izzy
Przede wszystkim ogromne gratulacje z okazji powiększenia rodzinki :)) Na pewno to długie oczekiwanie zostało Wam wynagrodzone. Jeśli będziesz miała ochotę to koniecznie dziel się wszystkim czego doświadczacie – to jednak ogrom wiedzy tak bezpośrednio od rodzica.
U nas w ośrodku noworodków brak. Jeśli już są, to są tak obciążone, że nie wiadomo, czy w ogóle znajdą się dla nich rodziny 🙁 Najlepiej jest tam, gdzie OA bezpośrednio współpracuje ze szpitalem, szkoli RZ itd. Ja piszę to, czego dowiem się u nas, nie wiem jak jest gdzie indziej. Na pewno na to trzeba patrzeć przy wyborze OA.
Wydawać by się mogło, że ludzie zdają sobie sprawę z tego, że nikt nie "chwali się" historią dziecka np. na FB, ale nie zawsze tak jest. Zwłaszcza jeśli ktoś dopiero rozważa adopcję. Podobno część osób rezygnuje już po pierwszej rozmowie, inni w czasie kursu, bo jednak teoria to teoria, a w praktyce to wszystko nie jest takie proste.
U nas też oczywiście pytali na jakie obciążenia jesteśmy w stanie się zgodzić, czasem jednak nie do końca OA wie choćby jak przebyta została ciąża i trudno po noworodku stwierdzić, czy coś wyjdzie czy nie. Na którymś ze szkoleń kilka par otwarcie mówiło, że wolą starsze dziecko, bo wtedy już to zdrowie mniej więcej się wyklaruje.
Ogólnie to tak jak pisałyśmy, ado czy bio dziecko to dziecko i na co dzień to takie same problemy, troski, radości, a co do bagażu to zależy z czym do nas to dziecko przyszło.
Tak jak mówisz, wiele rzeczy da się szybko "naprawić", a inne nie, potrzeba czasu i na to na pewno należy się przygotować podejmując się wychowania danego dziecka.
Wpadaj do Naszego Światka, dziękuję za komentarze 🙂
tygrysimy
Adopcyjna sielanka… Zdaję sobie sprawę, że tytuł jest przewrotny. I słusznie. Początek naszej wspólnej drogi z sielanką za wiele wspólnego nie miał. To był jednocześnie najpiękniejszy i najtrudniejszy zarazem czas w naszym życiu. Dobrze, że poruszasz tak ważne tematy. Wydawałoby się, że każdy dorosły człowiek decydujący się na adopcję zdaje sobie z tego sprawę na co się decyduje i że w tym wszystkim chodzi o ludzką istotę. Ale sama wiesz najlepiej, że różnie z tą świadomością bywa. Poza tym po latach oczekiwania, kiedy słyszymy "zdrowe dziecko", zapominamy, że człowiek to nie tylko ciało. Przekonaliśmy się przez te trzy lata, że to zdrowe, faktycznie bez większych dolegliwości zdrowotnych dziecko, ma ogromny bagaż, przede wszystkim lęków, z którymi walczymy ciągle.
izzy
A no właśnie Tygrysia Mamo, myślę, że Ty możesz na ten temat wiele powiedzieć i zgodzić się ze mną, że tak jest. Absolutnie o to mi chodziło, że właśnie człowiek to nie tylko ciało, ale lęki, koszmary, słabości itd. I to co dla mnie, dla Ciebie, dla Anonimowej Mamy wyżej jest oczywiste, to dla kogoś może niekoniecznie. To nie znaczy, że my tu sobie narzekamy jedna do drugiej i zniechęcamy do adopcji. Wręcz przeciwnie! Tylko po prostu szczerze piszemy jak jest, że ogólnie wychowanie dziecka jest trudne, a co dopiero jak pojawią się problemy. Nie muszą, ale mogą.
Wszystkiego dobrego w Waszej walce z demonami :*