Świat w obiektywie,  Więcej

Gdy dorosły znów staje się dzieckiem.

Choć pranie jeszcze nie do końca zrobione (została sterta z pościelą i ciemne rzeczy), siadam na moment do komputera, by napisać pierwszą część naszych wakacyjnych opowieści 🙂 Na początku opiszę miejsce naprawdę magiczne, miejsce w którym dorosły znów staje się dzieckiem, a czas zatrzymuje się gdzieś pomiędzy rzeczywistością i magią.

Jakiś czas temu wspomniałam wam, że kiedy urodziła się Elsa, obiecaliśmy jej, że kiedy będzie starsza zabierzemy ją w pewne miejsce. Tym miejscem jest Disneyland pod Paryżem. Dotrzymaliśmy słowa. Choć sam Paryż był nam znany, świat bajek nie ciągnął nas z wiadomego powodu. Kiedy jednak pojawiło się w naszym życiu dziecko, nagle pewne miejsca, które do tej pory były umownie zastrzeżone dla rodzin, otworzyły drzwi i dla nas. Nie mówię tylko o Disneylandzie, ale nagle i my mogliśmy wejść na plac zabaw, pochodzić po dziale dla dzieci w sklepie, czy też iść do kina na bajkę. Nie jako obserwatorzy, ale jako uczestnicy tego samego życia. Możecie więc pomyśleć, że zrobiliśmy to również dla siebie no i cóż, nie będę zaprzeczać. Nasze marzenie, by tam jechać, by mieć kogo tam zabrać, na pewno się spełniło :))


Plany wyjazdu do Disneylandu przesunęły się, ze względu na pojawienie się na świecie drugiej córki, ale nie przepadły na zawsze. Uznaliśmy, że w tym roku, obie dziewczynki są już w tym wieku, że będą w pełni mogły skorzystać ze wszystkich atrakcji dla maluchów jakie oferuje park. Poza tym są zakochane w niektórych bohaterach Disneya i spotkanie z nimi będzie ogromnym i niezapomnianym przeżyciem.
Chciałabym dziś podzielić się z wami doświadczeniami z naszego wyjazdu, co było fajne, co nie, co ewentualnie zrobilibyśmy inaczej jadąc tam jeszcze raz. Mam nadzieję, że relacja wam się spodoba i sami choć przez chwilę przeniesiecie się do świata magii :))

Pomnik Walta Disney’a w Disney Studio.


Tyle rzeczy mam do napisania, nie wiem od czego zacząć 🙂 
Na początku może napiszę jedną rzecz. Zanim pojechaliśmy, wiele razy słyszałam, “po co jedziecie, najpierw jedźcie do Energylandii i zobaczcie jak dziewczynom się spodoba”. I ciągle tylko tu i tam ludzie mówią, że Energylandia to polski Disneyland. A ja wam powiem tak: to totalna bzdura i porównywanie Disneylandu z Energylandią jest ogromną pomyłką. Wprawdzie nie znam Energylandii, ale w zeszłym roku rozważaliśmy wyjazd, więc studiowałam mapę, filmiki i informacje. Stwierdziliśmy wtedy, że dzieci są za małe, by w pełni wykorzystać te atrakcje. Postanowiliśmy wybrać się za rok, więc być może teraz tak się stanie, zobaczymy. Do Disneylandu pojechałam jednak z przekonaniem, że jest tak jak twierdzą ludzie, czyli nastawiałam się raczej na różnego rodzaju karuzele i rollercoastery. Doznałam szoku, kiedy zobaczyłam jak to wszystko naprawdę wygląda.

Pałac Śpiącej Królewny – główny pałac Disneylandu.


Disneyland nie jest żadnym wesołym miasteczkiem, ani nie jest lunaparkiem! Jeżeli ktoś nastawia się na wrażenia typu właśnie rollercoaster, czy diabelski młyn, na pewno bardzo się zawiedzie. Disneyland to ogromne dwa parki tematyczne (Disney Park i Disney Studio), przygotowane tak, by każdy mógł odnaleźć to, co lubi, za co kocha filmy Disneya. Owszem, jest kolejka górska, na przykład w części dla fanów Gwiezdnych Wojen, przygotowana tak, byś poczuł się jak w filmie. Statek to nie jest zwykły statek, wszystko kręci się wokół Piratów z Karaibów. Mamy tu więc pałace Księżniczek, świat Piotrusia Pana, labirynt Alicji w Krainie Czarów i wiele, wiele innych atrakcji. 




Widok z Pałacu.

Nie są to jednak atrakcje związane z adrenaliną. Na przykład pływając stateczkiem po rzeczce przy zamku, oglądamy miniaturowe scenki z różnych bajek (np. wieżę Roszpunki z której zwisają długie włosy) Jest oczywiście bajkowa karuzela z końmi, szalona jazda na filiżankach Kapelusznika, ale wszystko jest po to, by naprawdę wprowadzić nas w magię tego świata. 





Disneyland to świat pełen magii i piękna, ale również przygody i wrażeń. Według mnie nie jest przesłodzony, ale zrobiony ze smakiem i dopracowaną elegancją. Trudno tu znaleźć tandetę, wszystko bowiem jest ciekawe i porządnie wykonane. 


Ogromne wrażenie zrobiła na mnie główna ulica, stylizowana na typowo amerykańską. Sklepiki, kawiarenki, wszystko niezwykłe, przygotowane z pomysłem i klimatem.




Wnętrze jednego ze sklepów.

Wnętrze sklepu.

Ulica amerykańska nocą


Dla kogo Disneyland?

Oczywiście dla wszystkich! Kiedy przed wyjazdem powiedziałam jednej z moich uczennic, że się wybieramy, stwierdziła, że to wielki błąd, bo “dzieci nic z tego nie zapamiętają, bo są za małe” Zdziwiła mnie taka opinia, ponieważ ta pani na co dzień pracuje z takimi maluchami i powinna wiedzieć, że dziecko 4-letnie pamięta już wszystko. Według mnie najbardziej optymalny wiek to minimum 3 lata, ale tylko ze względu na to, że Disneyland jest dość kosztowną przygodą (nie dlatego, że mniejsze dziecko nie miałoby co tam robić, o nie) Przecież już niespełna 2-latek piszczy na widok Myszki Miki czy Minnnie i chętnie przejedzie się na karuzeli. A nawet i niemowlak z przyjemnością pośpi w wózku w takiej scenerii 😉
Park Disneya odwiedza również wielu emerytów, ale coś mi się wydaje, że ze względu na to, że poruszają się na wózkach inwalidzkich tym samym zapewniając całej rodzinie wejście do wybranych atrakcji zupełnie innymi drzwiami, dla niepełnosprawnych – tam, gdzie zwykle nie ma kolejek 😉 Także kochani, warto zabrać dziadków. Dla nich ogromna frajda, dla was wygoda.

Magiczna fasola Jasia.

Miodek dla Puchatka :))

Czy warto więc tam się wybrać?

Bez dwóch zdań! W Disneylandzie każdy znajdzie coś dla siebie, chłopców może zafascynować świat zabawek Toy Story, a dziewczynki Świat Księżniczek. Dorosły oszaleje na punkcie przygód Piratów, albo z zafascynowaniem będzie patrzeć na piękne stroje księżniczek. To świat, w którym budzi się nasze wewnętrzne dziecko i możemy dać upust swoim fantazjom. Świat może trochę nierealny, bajkowy, ale czyż na te 2-3 dni nie możemy po prostu przenieść się do niego jak za sprawą zaczarowanej różdżki?

Rodzina przebrana za słonie Dumbo 🙂

Ja dałam się wciągnąć totalnie i bardzo się z tego cieszę. Dlatego uważam, że moja uczennica bardzo się myli myśląc, że za wcześnie pojechaliśmy. Za kilka lat dziewczynki nie będą tak bardzo cieszyły się z uścisku Puchatka, spojrzenia Śnieżki, czy przejażdżki stateczkiem. To jest ten moment. Teraz. Na takim są etapie. 

Spełnione marzenie: Misia z Misiem :))

Chciałabym wrócić jeszcze do Disneylandu (chyba zacznę już zbierać fundusze 😉 ) i skorzystać z atrakcji, na które teraz było za wcześnie. Dziewczyny bardzo wkręciły się w Wojny Gwiezdne, nie wiem dlaczego, przecież nie widziały filmu, ale sklep z gadżetami bardzo im się podobał. W szczególności miecz świetlny, którym udawały, że walczą 😀 Powiedziałam im, że może będą następnymi Rycerzami Jedi 😉


Informacje praktyczne

Nie będę ukrywać, że wyjazd do Disneylandu jest drogi, ale jeśli już zdecydujemy się pojechać, trudno odmówić sobie pewnych rzeczy. No bo jak wytłumaczyć maluchowi, że nie może dostać lodów za 5Euro, albo kupić sobie pamiątki. Pierwszy dylemat to gdzie się zatrzymać. Mamy do wyboru – albo nocleg w Paryżu i dojazd do parku pociągiem, albo jeden z hoteli Disney’a znajdujących się na miejscu. Plusem noclegu w Paryżu jest to, że jest on tańszy. Dojazd do Disneylandu jest fantastyczny, dworzec znajduje się bowiem u samego celu. 


Pomimo tego, że druga opcja jest droższa, na nią właśnie się zdecydowaliśmy. Dlaczego? Po pierwsze jeżeli jest się rezydentem, dostaje się w bonusie dodatkowy czas w parku, co w praktyce wygląda tak, że można wejść już o 8.30, natomiast dla gości poza hotelowych bramy otwierane są dopiero o 10. Daje to możliwość spędzenia w parku 1.5h dłużej i skorzystania z atrakcji do których później są ogromne kolejki. Druga sprawa. To nie jest tak, że o 10 otwierane są bramy i wszyscy wchodzą na hurra. Od samego rana tworzą się tam gigantyczne kolejki ludzi, którzy stoją do wejścia, ponieważ każdy musi przejść przez “kołowrotek”, czyli pojedynczo. To wszystko trwa i mija sporo czasu zanim ci wszyscy ludzie wejdą do środka. Jeżeli więc przyjedziecie z Paryża na przykład o 10, może się okazać, że zanim wejdziecie do parku minie godzina, dwie. Poza tym, kupując nocleg w hotelu odpowiednio wcześnie, macie możliwość skorzystania z różnych promocji i pakietów. My planowaliśmy wyjazd na 2 dni, ale okazało się, że znaleźliśmy ofertę 3-dniową, która według mnie jest optymalna. 
Zatrzymaliśmy się w hotelu Sequoia Lodge, który oceniam pozytywnie. Szału nie było, raczej spodziewałam się czegoś bardziej w klimacie Disney’a, ale pokój był duży, czysty, mieliśmy dwa duże łóżka. Powiem wam szczerze, że gdybym miała dużo pieniędzy, spędziłabym te 3 noce w głównym hotelu Disney. Wspaniały, bajkowy, ulokowany tuż nad wejściem do parku, jest spełnieniem marzeń każdego. Z tego co pamiętam, kiedy my kupowaliśmy nasz pobyt, trzy noclegi kosztowały około 2500Euro. Suma niebagatelna, ale i hotel wyjątkowy. 




Korytarz.

Publiczna toaleta w hallu.

Wnętrze.

Otoczenie.

Hotel nocą.

Kolejna fajna rzecz. Do pakietu, za rozsądną opłatą można dokupić śniadania i obiadokolacje. Jeść tak czy siak trzeba, a ceny są wysokie, więc według mnie bardzo taka opcja się opłaca. Jeśli jesteśmy przy jedzeniu to jeszcze jedna taka praktyczna rzecz. Dostajecie kupon na lunch lub obiad, który można wykorzystać w dowolnym miejscu. Warto jednak zarezerwować sobie stolik wcześniej, będąc jeszcze w Polsce, ponieważ te najlepsze są tak oblegane, że niemożliwe jest, by dostać się do nich tak z ulicy. Pozostanie wam coś w stylu Food Court’u rodem z galerii handlowej, gdzie na pewno postoicie w kolejce dość długo. 
My wybraliśmy dwie restauracje: Chez Remy i Agrabah. Pierwsza z nich stylizowana na film Ratatouille, to świetnie zorganizowana przestrzeń, w której można poczuć się jak znany wszystkim sympatyczny szczurek. Miałam okazję skosztować właśnie słynnego z filmu Ratatuj, które dla mnie smakuje trochę jak leczo z cukinii. Tu obowiązuje Menu a’la Carte. 

Restauracja Agrabah to ogromny wybór dań, tym razem w formie szwedzkiego stołu. Stylizowana na świat Aladyna, jest ciekawą propozycją dla każdego. 


Może teraz coś negatywnego, żeby nie było tak słodko 🙂 Według nas, niektóre atrakcje są zbyt krótkie jak na okres oczekiwania, tak jakby w przyspieszonym tempie, by jak najszybciej stamtąd wyjść i ustąpić miejsca innym. Na przykład w świecie Piotrusia Pana czekaliśmy około 45 minut (to najdłuższa nasza kolejka) po to tylko, by sama przygoda trwała zaledwie półtorej minuty… Uważam, że to zdecydowanie za krótko wziąwszy pod uwagę, że sama atrakcja była świetnie przygotowana. Wsiada się do takich niby samolocików, które wznoszą się i lecą nad Londynem, przy pokoiku Piotrusia itd. Nie było jednak czasu, by dobrze wszystkiemu się przyjrzeć. Ba! Miałam problem z szybkim ruszaniem głową na lewo i prawo, by dostrzec pewnie rzeczy. Gdyby te samolociki leciały wolniej, byłoby o niebo lepiej, ale z drugiej strony wiadomo o co chodzi – kolejka wydłużyłaby się. 


Kolejna rzecz. Dostanie się do pałacu księżniczek graniczyło z cudem. Kiedy zjawiliśmy się tam drugiego dnia o 9.15 (czyli na 45 minut przed faktycznym otwarciem bram parku) napis przed wejściem wskazywał aż 120 minut oczekiwania! Nie wierzyłam własnym oczom, więc zapytałam pana odpowiedzialnego za tę atrakcję, czy to prawda i niestety odpowiedział, że tak. Wyobrażałam sobie to wszystko zupełnie inaczej, raczej w taki sposób, że po całym parku będą te księżniczki i inne postacie chodzić, machać do dzieci. A tu nic. Tylko o wyznaczonej porze, można było odstać w kolejce i zrobić sobie zdjęcie z ulubionym bohaterem. Jak widzieliście na zdjęciach, poszliśmy na spotkanie z Puchatkiem, z księżniczek za zgodą Elsy (której nie uśmiechało się tyle czekać) zrezygnowaliśmy. Byłam jednak zdziwiona jak mocno przeżywała ona spotkanie z misiem. Nie wiem, czy to ze względu na siostrę, chyba tak, bo cały czas potem mówiła o tym, że wreszcie Misia spotkała misia 🙂 
Godzina spotkania z bohaterem jest wcześniej znana, zresztą można wszystko śledzić na bieżąco w specjalnej Disneyowskiej aplikacji na telefon (którą zresztą polecam – są tam wszelkie potrzebne informacje np.czas oczekiwania, wymagania wiekowe) Dlatego też polecam wybrać się wcześniej i zająć kolejkę.

Spotkanie z Aladynem i Dżasminą. 

Nie myślcie jednak, że moja Elsa nie spotkała żadnej księżniczki 😉 Codziennie o 17.30 odbywa się parada uliczna i macie okazję zobaczyć swoich ulubionych bohaterów. Tylko koniecznie wybierzcie się na nią wcześniej i zajmijcie dobre miejsce!

Moja konkurencja, czyli różowa wróżka :D:D

Pałac Elsy.

Na koniec każdego dnia, odbywa się specjalne, wieczorne show. Do dziś jestem pod jego ogromnym wrażeniem, był po prostu fantastyczny, naprawdę. Mapping na zamku Śpiącej Królewny, gra świateł, fontanny, fajerwerki tworzą niezapomniane wspomnienia. Myślałam o tym, żeby wrzucić wam filmik, ale postanowiłam, że tego nie zrobię. Myślę, że to jest coś, co każdy powinien zobaczyć na żywo.


Podsumowując, wyjazd do Disneylandu uważam za bardzo udany. Dziewczynki były zachwycone, cały czas wspominają różne momenty z naszego pobytu w parku. Magiczny świat w cudownym otoczeniu przyrody polecam szczególnie teraz, gdy wszędzie kwitną azalie, rododendrony i inne wiosenne krzewy. To musi poruszyć każde serce 🙂



12 komentarzy

  • Aaaa

    Widać, że super się bawiliście a spotkanie z ulubionymi bohaterami – dla dzieci – na pewno bezcenne. Nas akurat do Disneylandu nie ciągnęło. Miejscem gdzie znów staliśmy się dziećmi był dla nas Legoland, który odwiedziliśmy z naszym wtedy 3-latkiem (do dziś, po prawie 3 latach pamięta, że na jedną kolejkę nie chcieli go wpuścić). Czekamy aż córka urośnie jakieś 25 cm i w planach mamy powrót (tam większość atrakcji jest od określonego wzrostu a nie wieku). Aglaia.

    • izzy

      Pewnie gdybyśmy mieli syna to pomyślelibyśmy o czymś innym niż Disneyland 😉 Zresztą to w sumie było tak, że obiecaliśmy Paryż (ze względu na jeszcze coś innego, ale o tym nie chciałabym pisać na forum ;)) a Disneyland przyszedł przy okazji. Tu też atrakcje są od wzrostu. Z kilkoma trzeba uważać, bo na przykład są bez ograniczeń wiekowych i wzrostowych, ale jest ciemno (np. łódź podwodna) i Misia się bała.
      Do Legolandu też musimy się wybrać, tak naprawdę przejeżdżaliśmy obok tego w Niemczech 😉

    • Aaaa

      Legoland zdecydowanie polecam. Nie wiem jak ten niemiecki. My byliśmy w tym duńskim. Nasz chłopak był zachwycony – z tym, że to jest jednak bardziej lunapark tylko z motywem przewodnim klocka lego. Niestety niektóre atrakcje były dla niego wtedy niedostępne. Za drugim podejściem pewnie skorzysta z większości.

  • olitoria

    Cudowne! No szok! Cieszę się, że tak dobrze się bawiliście, zwłaszcza dziewczynki.
    Co do pamiętania, to w oparciu o własne doświadczenia muszę się zgodzić z twoją uczennicą. Moje dziewczyny podróżowały ze mną, gdy miały 6 i 4 lata. W niektórych miejscach byłyśmy nawet kilka miesięcy i niestety dziś tego nie pamiętają. Wika ma jakieś przebłyski, ale też nie wiadomo czy faktycznie pamięta, czy tylko ze zdjęć. Oliwia nie pamięta wcale 🙁
    Oczywiście to wcale nie znaczy, że nie warto z dziećmi podróżować, bo to zawsze będzie cudowna przygoda, nawet jeśli z czasem zapomniana.
    Buziaki!

    • izzy

      A ja się nie zgodzę :)) Bo nikt nie oczekuje, że one będą to pamiętać ze szczegółami w wieku 40 lat, tylko teraz. One świetnie pamiętają tamte wakacje i inne miejsca, które odwiedziliśmy. Poza tym to jest trochę inaczej niż kiedyś. Ja z Międzyzdrojów mam zdjęcia z jednej kliszy 😉 a one mają mnóstwo, do tego filmiki co pozwala gdzieś tę pamięć odświeżać. Zresztą pisałam kiedyś posta o pamięci, może pamiętasz.
      Ja pamiętam doskonale wakacje nad morzem,kiedy miałam 4,5 lat, może urywki, nie wszystko, ale pamiętam. Myślę, że i one zapamiętają takie coś jak Disneyland, może dlatego, że to jest coś wyjątkowego, a nie siedzenie na plaży. A nawet jeśli nie zapamiętają, to dobrze bawiły się teraz, myślę, że za te kilka lat po prostu księżniczkowo przestanie je kręcić. A może nie? Jak będą takie jak ja to zawsze to wewnętrzne dziecko będzie chętne, żeby wyskoczyć z dorosłości- choć na jeden dzień 😉

      P.S. Mój mąż mówi, że on ma przekichane, bo ja wszystko pamiętam (tzn wydarzenia, bo pamiętliwa nie jestem) Zwłaszcza jak coś było wyjątkowego, ale nie musi być wow, tylko np. miało ładny zapach itd
      Buziaki!

  • Aaaa

    A propos wchodzenia „bocznym wejściem” przypomniała mi się jedna rzecz. Nie tylko warto czasem zabrać babcię i dziadka na wycieczkę czasem również maluch w wózku daje niezłe preferencje. Jedna z naszych pierwszych podróży z juniorem (i przy okazji z dziadkami) to był właśnie Paryż a syn miał wtedy nieco ponad rok. Obowiązkowy punkt programu to oczywiście Luwr a tam kolejka – nawet z samego rana na co najmniej godzinę stania. Ustawiamy się karnie w ogonku a po 5 minutach podchodzi do nas pracownik muzeum i prowadzi nas do bocznego wejścia dla wózków, inwalidów itp. Dzięki juniorowi zaoszczędziliśmy naprawdę sporo czasu. Aglaia.

    • izzy

      Dokładnie. My mieliśmy podobnie z katedrą w Mediolanie, z dziećmi wpuszczają innym wejściem bez kolejki. Jedyne co było bez sensu to to, że dzieci pomimo, że do któregoś roku wchodzą za darmo to i tak muszą mieć bilet, więc do kasy swoje trzeba odstać 😉 Natomiast dla siebie możesz kupić w automacie… Włosi i ich logika…

  • Dziubasowa

    Jak CUDNIE! Ja tam chcę! I Piraci z Karaibów, aaa!
    Piękny Disneyland, piękny hotel, wszystko piękne!
    Rozmarzyłam się, ach!
    …Ale żeby Energylandię porównywać do Disneylandu? 😀

    • izzy

      No poważnie! Dlatego ja jechałam tam z nastawieniem, że to takie wesołe miasteczko tylko z motywem przewodnim Myszki Miki 😉 I to nie słyszałam tego od jednej osoby, ta opinia jest powszechna!! Myślę, że ludzie nie byli w Disneylandzie i tak im się wydaje tylko. Czyli piszesz się na wyjazd? 😉 No hotel niezły, ale 2500euro…. hmm.
      Szczerze mówiąc to tam jest więcej takich przygód niż księżniczkowa, więc w sam raz dla Was. Buziaki

Skomentuj Aaaa Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.