Oczami dziecka: jawność adopcji
Kiedyś nie byliśmy rodziną prawda?, zagadnęła mnie pewnego dnia Misia. Nie bardzo wiedziałam o co chodzi, ponieważ właśnie wyrywałam ogromnego skrzypa polnego, który na dobre zadomowił się w ogrodzie przy ławeczce. Ona układała klocki, na pozór nie robiąc nic wielkiego, ale w jej głowie najwyraźniej kłębiły się myśli. Nie chcąc nasuwać jej odpowiedzi, zapytałam tylko:
– Co masz na myśli?
– No wiesz, kiedyś ty i tata nie byliście razem, tata urodził się w innej rodzinie tak? Nie urodziła go przecież babcia (czytaj moja mama).
– To prawda, nie urodziła.
– To tak jak my, też urodziła nas inna pani, dopiero później byliśmy już razem i jesteśmy rodziną.
– Dokładnie.
– Wiedziałam!, z zadowoleniem odparła Misia.
Jeszcze wiele razy będę wracać do tematu jawności adopcji. Moje dzieci z roku na rok będą wiedziały i rozumiały więcej. Obiecuję na bieżąco pisać Wam jak sprawdza się w praktyce nasze podejście do tematu. Dziś mogę powiedzieć naprawdę z czystym sumieniem, że jest dokładnie tak, jak powiedziała pani w ośrodku. Dziecku nie trzeba przypominać o tym, że nie urodziło się w naszej rodzinie. Ono doskonale o tym wie, jeżeli zasialiśmy w nim to ziarnko prawdy w momencie, gdy było już wystarczająco duże. Dziecko samo i w swoim tempie przerabia informacje, przychodząc do nas po kolejne części układanki wtedy, gdy jest na to gotowe. Na co dzień żyje normalnie, nie przez pryzmat adopcji. Podtrzymuję tym samym to, że nie ma potrzeby przekazywania dziecku wszystkiego od razu, by w pewien sposób mieć to z głowy. Adopcja i jej jawność będą nam towarzyszyć przez całe życie i mamy dużo czasu, by wyjaśnić dzieciom jak działa świat wraz ze zdobywaniem przez nie odpowiedniej dojrzałości.
Moje dziewczynki doskonale wiedzą co i jak, jednakże starsza córka zupełnie inaczej podchodzi do tematu. Nie dopytuje, przychodzi tylko co jakiś czas i przytula się stwierdzając, że nie chciałaby innej mamy. Wchodzi pod bluzkę mówiąc, że chce być “w brzuszku” Potem śmiejemy się, że czas na poród i wychodzi. Młodsza, ponieważ jest bardziej konkretna i typowo umysł ścisły, potrzebuje informacji, by ułożyć sobie w głowie układankę. Lubi wiedzieć wszystko, skąd się co wzięło i jak. Kiedyś usłyszała, że był jakiś wypadek na budowie i człowiek spadł na ziemię doznając urazu. Męczyła nas kilkanaście minut zadając pytania nie tylko dlaczego tak się stało, ale również co ten człowiek budował, dla kogo, czy to byli dobrzy ludzie oraz czy są gdzieś zdjęcia i filmiki z tego upadku, bo ona chciałaby się temu przyjrzeć i zobaczyć gdzie dokładnie doznał tego urazu. Oczywiście potem nastąpiły pytania co dalej, czy uda mu się wrócić do zdrowia i czy wyciągnie wnioski z tego co się stało. To tak, żebyście mieli obraz mojego dziecka i tego w jaki sposób potrzebuje przyswoić informacje.
Pamiętajcie, że jakąkolwiek drogę do prawdy obierzecie, musicie być zawsze otwarci na rozmowę. Ma ona zwykle miejsce w zupełnie nieoczekiwanym momencie, wcale nie wtedy, kiedy wy wyznaczycie, że czas “poważnie porozmawiać. Kiedy siedzisz na toalecie, spieszysz się do pracy czy wyrywasz chwasty w ogródku, właśnie wtedy spodziewaj się trudnych pytań. Każde dziecko inaczej odczuwa, jedne są wrażliwsze, inne potrzebują po prostu informacji i przechodzą nad nimi do porządku dziennego. Przynajmniej na razie. Bo nawet jeśli czasem wydaje nam się, że dziecko dobrze to wszystko przyjmuje, musimy mieć świadomość tego, że w głębi duszy wie, że zostało porzucone i może siebie obwiniać, czy umniejszyć poczucie swojej wartości. Nie musi, ale może. Myślę, że mnie za chwilę będzie czekał kolejny etap, być może z większą ilością szczegółów. Nie traktuję tych krótkich rozmów ciesząc się, że “na razie mi się upiekło i nie muszę mówić wszystkiego” Wszystko co robię, robię celowo czekając po prostu na odpowiedni moment. Bo tylko wtedy będę wiedziała, że dziecko jest gotowe, by to wszystko usłyszeć. Czy gotowe, by zrozumieć? Tego nie wiem, ale z upływem czasu widzę jak wielkie znaczenie ma dojrzałość do pewnych rzeczy. Tego nie da się przeskoczyć.
14 komentarzy
Agata
Temat z oczywistych powodow jest mi zupelnie obcy. Przyznaje jednak, ze mimo iz wiem, ze to zupelnie niewlasciwe podejscie, troche rozumiem tych rodzicow, ktorzy chcieliby zataic fakt adopcji. Szczegolnie jesli adoptowalo sie niemowle, albo malutkie dziecko, az korci, zeby powiedziec “jestes moje i tylko moje”. Wiem, wiem, to ogromna krzywda dla dziecka, chce tylko napisac, ze po prostu dla rodzicow taka sytuacja moze sie wydawac prostsza i jasniejsza. Zadnych rozmow, wyjasnien, historii, biologicznej rodziny gdzies tam…
izzy
Wiem o czym mówisz. Nas oczywiście nie kusiło nawet przez moment, żeby nie powiedzieć prawdy, ale w sercu nie raz czułam żal, że one muszą przez to przechodzić. Że tak bardzo chciałabym móc pokazać brzuszek i powiedzieć “tu byłaś, kopałaś jak szalona” albo pokazać pierwsze zdjęcia ze szpitala. I kłębią się takie myśli, że wspaniale byłoby, tak naprawdę hipotetycznie, gdyby one były tylko nasze. Za żadne skarby nie chciałabym innych dzieci, ale gdyby tylko nie musiały nieść ze sobą tej przeszłości, tego, że jednak urodziły się gdzie indziej. Żeby miały tylko nas. Byłoby fajnie. Ale to nierealne, niemożliwe do spełnienia. Ja już kiedyś pisałam o tym, że choć dla mnie ( i innych tu dziewczyn komentujących) jawność jest sprawą oczywistą, tak podobno (mówiła mi pani w ośrodku) wiele osób uważa ten fakt za coś, co można ukryć. Czemu? Bo przecież dziecko nic nie pamięta, co to wnosi w jego życie, zostało adoptowane jako niemowlę przecież…
Tak z innej beczki. Ostatnio rozmawiałam z koleżanką, która jest po rozwodzie. Jej dzieci (6 i 12 lat) nic nie wiedzą. I ok, to jeszcze nie czas. Ale pytam ją kiedy ma zamiar powiedzieć córce, a ona patrzy na mnie zdziwiona i mówi NIGDY. Pytam dlaczego, a ona, że przecież to było dawno temu, to nie ma nic do rzeczy, to już przeszłość. Na to ja, że przecież jej nastoletnia czy dorosła córka zacznie zadawać pytania np. dlaczego mieli tylko ślub cywilny. Odparła, że coś tam się wymyśli. Ja rozumiem, że dziecko trzeba chronić, że ona się wstydzi tego rozwodu, ale niech nie daj Boże córka znajdzie jakieś dokumenty czy cokolwiek, nie lepiej jest po prostu powiedzieć prawdę? Że się pomyliła, że małżeństwo nie było udane, że potem dzieki temu poznała tatę i są oni, jej dzieci. Ja uważam, że prawda zawsze jest lepsza tylko trzeba wyczekać dobry moment, by ją wyjawić.
Sonadora
Prostsza tylko i wyłącznie z pozoru. Bo naprawdę, dużo trudniejsze jest życie w kłamstwie i strachu, że prawda kiedyś wyjdzie na jaw. A wyjdzie na pewno. Wtedy dopiero będzie trudno, jak dziecko dowie się nie od rodziców, że całe życie je okłamywali mówiąc, że jest tylko ich. Piszę to jako mama, która adoptowała noworodka. Nigdy mnie nie korciło.
Ten noworodek, dziś już mądry, prawie czteroletni chłopak, wie, że urodziła go inna pani. Mówi o tym normalnie. Gdy rozmawiamy o starych czasach, pyta czasem, gdzie on wtedy był. Mówię zgodnie z prawdą, że wtedy jeszcze w ogóle go nie było. Na co on rezolutnie odpowiada mi, że był wtedy u innej pani. My tylko odpowiadamy, że może faktycznie już był u niej w brzuszku i niedługo miał się dla nas urodzić. Opowiadamy mu, z jaką radością jechaliśmy po niego do szpitala, gdy dowiedzieliśmy się, że urodził się nasz synek, na którego tak bardzo czekaliśmy. To wychodzi wbrew pozorom bardzo naturalnie.
izzy
Sonadora, Wy macie szczególną sytuację, bo przecież tak łatwo moglibyście prawdę zataić. Tylko po co. Nie wyobrażam sobie, że nagle mówisz np. że skasowały się zdjęcia jak Ryś był mały, zostały tylko zdj Rudzika. Kłamstwo rodzi kłamstwo, choć podejrzewam, że rodzice, którzy na to się decydują po prostu nie rozmawiają o tym, zamykają dziecko, które latami zadręcza się wiedząc, że coś jest nie tak. I dopiero jako dorosłe może coś z tym zrobić. Okropne.
Widzę, że u Was też już te tematy na zaawansowanym etapie. No i super! Trzymam kciuki!
Aglaia
Wydaje, że dobrze przygotowani rodzice adopcyjni nie będą mieli pokusy zatajania przed dzieckiem prawdy. Trudno się żyje w kłamstwie i półprawdzie. Nam nigdy nie przyszło to do głowy chociaż adoptowaliśmy niemowlęta. Syn wie już sporo a jego pytania stają się coraz trudniejsze i potrafią zaskakiwać (zarówno co do treści jak i moment ich zadania). Córka jeszcze nie bardzo rozumie o co w tym wszystkim chodzi ale powoli siejemy ziarenko prawdy w tym temacie. Aglaia.
izzy
Dobrze przygotowani, mądrzy i przede wszystkim myślący o dziecku a nie o sobie. Muszą zrozumieć, że każdy ma prawo wiedzieć skąd pochodzi, to już nie te czasy, w których z rodzicami się nie rozmawiało, oni byli od tego, by rządzić. My jesteśmy rok za Wami, także pewnie niedługo kolejne pytania, choć tak jak napisałam, popatrz jak inaczej dziewczynki tę prawdę przyjmują. Jedna musi wiedzieć wszystko i ok, żyje dalej, druga bardziej emocjonalnie to przeżywa. No nic, zobaczymy jaki kolejny krok 🙂
tygrysimy
Nasz ośrodek miał inne zalecenia. Mówić, mówić i mówić. Do wielu rzeczy intuicyjnie musieliśmy dojść sami i z pomocą Tygrysa. To On decydował kiedy i ile. Przeważnie są momenty kiedy nieustannie pyta, drąży, analizuje, a potem długo nic. Choć oczywiście trzeba było najpierw zasiać ziarenko prawdy – to nie podlega dyskusji. Widać, że temat w Synku pracuje, bo pojawiają się nowe pytania. Najpierw o mamę biologiczną, rodzeństwo, tatę i inna rodzinę. Staramy się odpowiadać na ile mamy wiedzy i na ile wiemy, że Synek w tym momencie ogarnie.
izzy
No właśnie, tylko co to znaczy mówić mówić i mówić. Bo ja rozumiem, że mówić to przede wszystkim być otwartym na rozmowę zawsze, bez względu na miejsce czy czas. Jak sama się przekonałaś to dziecko samo wybiera kiedy i o czym jest gotowe rozmawiać, o co chce zapytać. Ale najważniejsze by w zdobywaniu tej wiedzy dziecko mogło normalnie żyć, cieszyć się każdą chwilą a nie non stop analizować decyzje dorosłych. Na to ma przecież całe życie.
Justycha
Nasze dzieci były już starsze, gdy się spotkaliśmy, starszy synek już wtedy rozumiał, że urodził go ktoś inny. Pytania pojawiają się znienacka, przeważnie jednaķ nie drąży tematu. Młodszy nic nie pamięta i niewiele rozumie, ale przy starszym, powtarza jego pytania. Nie wyobrażam sobie, by nie żyć w prawdzie. Jak “ukryć” ją przed głównymi zainteresowanymi, skoro wszyscy wokół wiedzą? Nie zmieniłam przecież miejsca zamieszkania, pracy, kręgu znajomych i rodziny. Poza tym sama chciałabym wiedzieć. Nie zmienia to faktu, że boję się pytań, gdy dzieci będą już starsze. Boję się bólu, który będą pewnie czuły.
izzy
A wiesz, że często mam podobne myśli? Możemy robić wszystko, by jak najlepiej przygotować dziecko do przyjęcia prawdy, ale to w jaki sposób odczuje odrzucenie przez rodzinę biologiczną w dużym stopniu jednak nie zależy od nas. Ja widzę, że moja starsza córka jest bardzo wrażliwa i jestem pewna, że nie będzie łatwo pogodzić jej się z tym, co kiedyś do niej w pełni dotrze. I najgorsze jest to co piszesz, że przed tym bólem nie jesteśmy w stanie ochronić naszych dzieci, możemy jedynie je do niego właśnie przygotować.
Myślę, że ukrywanie prawdy w dużej mierze polega na nie podejmowaniu tematu.Dziecko się domyśla, ale boi się pytać, bo rodzice nie chcą o tym rozmawiać. Nie chce ich ranić, więc układa sobie swoją wersję w głowie a jak kończy te magiczne 18 lat, samo zaczyna poszukiwać korzeni, często za plecami rodziców. No taka już jest mentalność niektórych osób. Nie są w stanie zmierzyć się z problemem, więc zamiatają go pod przysłowiowy dywanik, otrzepują ręce i po problemie…. Straszne.
olitoria
Chociaż temat mnie nie dotyczy to znasz moje podejście do jawności adopcji – jest takie jak twoje w 100%. Łącznie z dawkowaniem i wyczuciem chwili, bo nie ma konkretnego przepisu kiedy, jak i gdzie.
izzy
Tak, to prawda, ten temat akurat Ciebie nie dotyczy, ale myślę, że każdy może znaleźć w swojej przeszłości coś, co wolałby zatrzymać dla siebie. Ale jednak postanawia powiedzieć prawdę dziecku, przyznać się do błędu, przyznać, że coś tam na przykład źle zrobił, mówi, tłumaczy jakie jest życie. No tak jak ta moja koleżanka od rozwodu. Rozumiem, że nie jest to nic miłego, ale do tej pory większość ludzi w rodzinie jej drugiego męża nie wie, że nie była panną, a żeby dzieciom powiedzieć to zapomnij. Tylko ciekawa jestem jak znajdą kiedyś dokumenty z jej nazwiskiem po pierwszym mężu, żyjąc do tej pory w kłamstwie mamy, która opowiada o wielkiej miłości do taty…. Wiele jest różnych sytuacji w rodzinie i o ile z małymi dziećmi na ten temat bym nie rozmawiała to już z dorosłym dzieckiem czemu nie. Przecież może dzięki temu nasze dziecko samo uniknie błędów czy rozczarowań.
Jaga
nie znam się i teoretycznie nie powinnam zabierać głosu ale dziecko im mniejsze tym bardziej przyswaja normalną inność. Mój kilkuletni syn strasznie dociekał jak się znlazł na tym świecie… zadał kiedyś pytanie (przy babci) jak się wydostał z brzucha … czy mi brzuch przecięli i go wyjęli . W pierwszym odruchu zgodnie z prawdą (a ku zgorszeniu teściowo-babci) odparłam że nie rozcinali mi brzucha , na kolejne pytanie NO TO JAK WYSZEDŁEM odpowiedziałam DOŁEM i to wystarczyło . Nie trzeba było innych tłumaczeń. Więc po co kręcić ??
izzy
Zabieraj zabieraj głos, rodzice ado są czasem “spaczeni” w sensie zbyt nastawieni na ciągłe mówienie o adopcji. A tak jak wspomniałam prócz poznania prawdy chce ono również normalnie żyć! Ty nie musisz synowi mówić, że urodził się gdzie indziej, ale jest wiele innych zagadnień, niekoniecznie ciekawych, miłych, w które musisz/musiałaś go wprowadzić.
Hahaha wyobrażam sobie minę teściowej 😀 Pewnie wolałaby prawdę w stylu bociana 😀