Dziecko,  Szkoła

“Sześciolatek” w drugiej klasie – koniec pierwszego semestru.

Aż trudno uwierzyć, ale mija kolejny semestr w szkole. To już połowa drugiej klasy! Za 2 tygodnie czekają nas ferie, chyba w tym roku nasze województwo jest na samym końcu. Z jednej strony trzeba długo czekać, ale z drugiej kiedy dzieci wrócą do szkoły będzie już prawie marzec a co za tym idzie coraz bliżej wiosna 🙂

Dziś chciałabym podsumować pierwszy semestr drugiej klasy i napisać wam moje odczucia odnośnie sześcio- a właściwie już siedmiolatka w szkole.
A więc na początku powiem wam, że widzę ogromną różnicę między klasą pierwszą a drugą. O ile w tamtym roku dziewczyny moje wszystkiego uczyły się w szkole i w domu nie robiliśmy nic (mam na myśli przygotowanie do sprawdzianu) a szóstki przychodziły z łatwością, tak w tym roku nie jest to już takie oczywiste. Nie pamiętam dokładnie jak to było jak ja chodziłam do szkoły, wszak w porównaniu z dzisiejszymi realiami jestem prawie dinozaurem, ale wydaje mi się, że tego materiału nie było aż tyle. Zapewne zakres był podobny, ale mam na myśli choćby ogrom zadań jakie oni wykonują. Obecnie omawiają już drugą część podręcznika ( a widać, że to nie koniec) plus do tego ćwiczenia. Wszystko oczywiście w formie A4, więc zadań jest naprawdę sporo – polski, matematyka, przyroda, do tego angielski, informatyka. Dużo piszą w zeszycie, do tego karty pracy, no powiem nie jest tego mało. Już nie da się nie siedzieć w domu przy lekcjach. Od początku roku dzieci samodzielnie czytają lektury, po 100 stron lub nawet więcej, uczą się wierszy na pamięć, obecnie tabliczki mnożenia. W naszej klasie wydaje mi się, że dzieci uczą się dość dobrze, choć wyodrębniły już się osoby, którym idzie słabiej. Trudno to zresztą określić dokładnie, ponieważ czasy, gdy wszyscy wszystko wiedzieli o ocenach innych przeszły do lamusa. Dziś dziecko często nie wie co ze sprawdzianu dostała najbliższa koleżanka, z którą siedzi w ławce. Wszystko wpisywane jest do Librusa i koniec. Z jednej strony to dobrze, bo nauczyciele nie mają wglądu w oceny z innego przedmiotu i nie oceniają ucznia przez pryzmat wiedzy nie związanej z jego przedmiotem. Z drugiej jednak strony wszechobecne RODO sprawia, że ani nie można mieć ogólnej opinii o nauczaniu przedmiotu w klasie, ani jakiejkolwiek wiedzy jak radzi sobie dziecko na tle innych. Oceny same w sobie nie są może najważniejsze, ale zupełnie inaczej gdy dziecko dostaje 3 i w całej klasie nie było ani jednej piątki i może była jedna 4 a inaczej gdy moje dziecko jako jedyne dostało słabszą ocenę. Oceny wprawdzie nie odzwierciedlają też do końca wiedzy, ale dają ogromną podstawę do tego, by przeanalizować naukę dziecka i być może mu pomóc. Nie mówię już nawet o nauczaniu wczesnoszkolnym, ale w późniejszych klasach, gdy tego materiału jest ogrom i pod koniec szkoły podstawowej wiele dzieci po prostu sobie nie radzi.

No, ale wróćmy do drugiej klasy i mojego Misiaczka, który muszę powiedzieć bardzo dobrze odnajduje się w szkole. Na razie nadal nie żałuję, że puściliśmy ją wcześniej, co więcej dostrzegam coraz więcej plusów. Ale również przekonuję się jak ważna jest indywidualna analiza dziecka zanim wyślemy go o rok wcześniej do szkoły.
Tak jak wspominałam, gdyby wszystkie 6-latki szły razem do 1 klasy nie byłoby problemu, ponieważ byłyby na tym samym poziomie. Tu mimo wszystko Misia musi odnaleźć się w grupie starszych od niej dzieci, dla których ten rok różnicy ma znaczenie. Zdarza się, że mówią na nią “maluch” i traktują ja tak, jakby mieli do czynienia z przedszkolakiem. A przecież między nią a dziećmi urodzonymi pod koniec roku jest zaledwie kilka miesięcy różnicy, często takiej samej jak dzieci z początku i końca tego samego roku! No, ale wiadomo, my dorośli patrzymy zupełnie inaczej na to. Tak czy siak, cieszę się, że Misia ma w klasie siostrę, z którą (przez większość czasu) dobrze się dogaduje i tworzą z dwiema innymi koleżankami grupę “psiapsiółek” Misia jest osobą dość powściągliwą w okazywaniu uczuć, nie jest towarzyska, woli mniejsze grupy przyjaciół i nie wychyla się przed szereg. Zawsze taka była i na razie taka pozostaje. Otwartość siostry sprawia, że szybciej nawiązuje kontakt z innymi, jest bardziej śmiała. Nie zawsze ma ochotę bawić się z grupą, czasem wybiera zabawy , w których jest sama ze sobą – np. układanie klocków. Mam nadzieję, że w przyszłości pozna taką osobę, z którą połączy ją przyjaźń i będzie to tylko jej świat, bez siostry. Myślę, że tak się powinno stać naturalnie, ponieważ Milka potrzebuje zupełnie innego towarzystwa niż ona. Póki co jest dobrze, mają swój klub “superbohaterek”, Milka tworzy dla wszystkich “gadżety mocy” czyli amulety, pierścionki, przywieszki, maski czym oczywiście doprowadza mnie do palpitacji serca, gdy kolejny raz pokój wygląda jakby przeszedł przez niego huragan. Wycina z kartonów, kartek rolek po papierze, wszystko fruwa a do tego zużywa tony taśmy klejącej, która potem lepi mi się do wszystkiego. No, ale trzeba jej oddać, że ma pomysły, a my nie musimy kupować takich rzeczy 😉 Zrobi nawet telefon komórkowy, który ma ikonki, klawisze i inne. Wszystko z papieru oczywiście. Ponieważ Misia ma tak wspaniałe zdolności do takich kreatywnych rzeczy jak ja, czyli żadne, uwielbia gdy siostra coś dla niej zrobi. No chyba, że coś jej a potem zapomni, że jej dała i chce zwrotu – wtedy robi się gorąco.
No nic, ale wróćmy do szkoły. Tak właśnie wyglądają relacje Misiaczka z innymi. Osobowości, cech charakteru nie da się do końca zmienić, ale pracujemy nad tym, by była bardziej otwarta i jak to nazywamy “wychodziła ze swojej skorupy” Widzę więc jak ważna jest ta “dojrzałość“, o której kiedyś pisałam. Dziecko może świetnie sobie radzić w materiałem, ale niekoniecznie odnajdzie się w grupie dzieci starszych od siebie. Misia nie przejmuje się głupimi uwagami na temat swojego wieku, ale na pewno łatwiej dzieciom, które są towarzyskie i otwarte, ponieważ one nie będą czekać na zaproszenie do zabawy, one same znajdą grupę, do której chcą dołączyć. Dlatego jeśli myślicie o wysłaniu 6- latka do pierwszej klasy, weźcie to pod uwagę. Na tym etapie ten rok różnicy jest jeszcze widoczny a my przecież nie chcemy unieszczęśliwić naszego dziecka.

Na chwilkę wrócę jeszcze do przerabianego materiału w szkole. Misia dobrze sobie radzi, ale myślę, że dużo zawdzięcza swojemu charakterowi. Jest pilna, obowiązkowa i żądna wiedzy. Jest dobra z matematyki, nauka tabliczki mnożenia przyszła jej z łatwością, podczas gdy jej starsza o rok siostra męczyła się niemiłosiernie. Misia dzięki swojemu analitycznemu umysłowi przyswaja wiedzę w sposób poukładany, logiczny. Milka żyje jedną stopą na ziemi a resztą ciała w kosmosie. Jej jest trudniej. Za to wystarczy, że raz zaśpiewa piosenkę i już pamięta do niej słowa. Nie ważne, czy to angielski, czy hiszpański, którego nie zna. Zaśpiewa. Ale ile to 4×7 na drugi dzień już nie pamięta. Misia chętnie czyta książki, sama z siebie. Lekturę skończy w 2 dni, podczas gdy siostra “męczy” ją 2 tygodnie. I tak właśnie sobie radzimy w tej drugiej klasie 🙂 Muszę przyznać, że najlepiej dziewczyny uczą się z angielskiego, co bardzo mnie cieszy, bo mają same szóstki :)) Nad innymi przedmiotami siedzimy, przygotowujemy się, a ja czasem mam wrażenie, że znów chodzą do szkoły 🙂

Jak widzicie na przykładzie moich dzieci, wiek to jedno. Są inne aspekty, które determinują sukces w szkole. Na pewno ważne, by każde dziecko starać się traktować indywidualnie i pomagać w taki sposób, by jak najlepiej wykorzystać wrodzone umiejętności. Moim problemem w szkole, jak i zapewne wielu innych uczniów było to, że nie umiałam się uczyć Pomagamy więc, ale nie wyręczamy. Odpytujemy z materiały, ale muszą dziewczynki przyswoić go same. Mam nadzieję, że zaprocentuje to w przyszłości.

4 komentarze

  • Aglaia

    Super, że Misiaczek sobie tak dobrze radzi – oby tak dalej.
    Ciekawe jest to co piszesz o ocenach – u nas praktycznie ich nie ma. W nauczaniu zintegrowanym i na angielskim jeśli są sprawdziany to mają tylko punkty bez wskazywania jaka to ocena a te punkty i tak nie są wpisywane do dziennika tylko w ramach oceny śródsemestralnej i semestralnej dostajemy oceny opisowe. Oceny cząstkowe są na muzyce (ale na koniec semestru też jest tylko opisówka) i z religii i tu rzeczywiście na koniec semestru jest też ocena. U nas przy ocenach w dzienniku jest taka zakładka „Uczeń na tle klasy” i tam można sprawdzić jak kształtowały się oceny z danego zagadnienia (np., że było dziesięć 5, jedna 6 i dwie 4). Poza tym na dniu otwartym wychowawczyni zawsze mi mówi jak wygląda dziecko na tle klasy. To mi wystarcza – nie mam wielkiej potrzeby porównywania dziecka z innymi.
    Ja nie widziałam jakiejś wielkiej różnicy między pierwszą i drugą klasą – wiadomo materiał bardziej zaawansowany ale nie wymagało to od syna dużo więcej pracy. W drugiej klasie na pewno weszły wypracowania przy omawianych lekturach i trzeba poświęcić trochę czasu na napisanie na brudno, sprawdzenie, przepisanie ale nie stanowi to dużego problemu – moje wypracowania rodzice czytali właściwie do matury więc karma powraca… W trzeciej klasie różnica na pewno jest na angielskim – jest sporo więcej pisania, na sprawdzianach dochodzą zadania z rozumienia tekstu, zadania ze słuchu, wchodzi podstawowa gramatyka więc jeśli nad czymś musimy w domu popracować to jest to właśnie angielski, szczególnie przed sprawdzianami. Syn przestał pałać miłością do angielskiego i jak sam twierdzi nie jest już najlepszy w klasie z tego przemiotu (pewnie właśnie dlatego, że musi w niego włożyć trochę wysiłku) ale ma świadomość, że jak chce grać w Liverpoolu to jest to właściwie jedyny przedmiot, do którego powinien się przykładać 😉 .
    Natomiast to co jest teraz dzieciom bardziej odpuszczane to ortografia – w trzeciej klasie błędy ortograficzne ciągle mieszczą się w normie rozwojowej. Ze swojej 3-4 klasy pamiętam cotygodniowe dyktanda (mój mąż też) i zeszycik do dyktand w domu jak komuś nie poszło (tyle błędów ile zrobiłeś tyle dziennie dyktand trzeba było zrobić – ciągle mam u rodziców takie książki do ortografii/dyktand z tego czasu). U mojego dziecka tego nie ma a z ortografią idealnie u niego nie jest (ale na tle klasy podobno nie wygląda źle) ale skoro w szkole nie ma za błędy negatywnych konsekwencji to motywacja do poprawnego pisania też niestety spada.
    Z niecierpliwością czekam co przyniesie nam 4 klasa – wejdą oceny, podział na przedmioty, nowi nauczyciele – będzie ciekawie.

    • izzy

      Oj tak, 4 klasa to na pewno jedna z pierwszych dużych zmian – nie ma już jednej pani, która jest jak druga mama, więcej przedmiotów i ogólnie dzieci muszą już być bardziej ogarnięte i samodzielne. Na pewno będziecie mieć ciekawie :)) Trzymam kciuki!
      Ja zauważyłam właśnie u uczniów, że kończąc nauczanie początkowe zaczynają bazgrać, nie przejmować się estetyką zeszytów itp. Tu niestety duża rola rodziców, by przypilnowali jeśli im zależy na kontynuowaniu. Widzę różnicę porównując dzieci, które są już pozostawione same sobie i rodzice szkołą się nie interesują a tymi, gdzie jednak dalej “zaglądają” w zeszyty. I nie mówię już o tym, by siedzieć z dzieckiem i się uczyć cały czas, ale po prostu zwracać uwagę na pewne rzeczy.
      To ciekawe, że Ty nie widzisz różnicy między 1 a 2 klasą. Może zależy też od nauczyciela? Sama nie wiem, ale w tamtym roku w zasadzie nie robiliśmy nic w domu (czasem jakaś praca) a teraz cały tydzień, codziennie coś jest. Nie mówię, że my siedzimy jako rodzice, ale dziewczynki mają sporo. Wczoraj robiły projekt + zadania, przedwczoraj do zeszytu 3 strony tekstu przepisywały itp. Jedyne co fajne to, że Pani nie zadaje na weekend 🙂 Może i dobrze, że pracują dużo, bo to jednak motywuje do ćwiczenia materiału, gdyby nic nie było zadawane to nic by nie robiły 😀 A tak jest łatwiej do sprawdzianu.
      U nas też niby nie ma ocen, na koniec jest opisowa, bez cyfr. Ale przy każdym opisie sprawdzianu, projektu jest napisane np. “Poziom 5” czyli wiesz, że dziecko dostało piątkę. Są też procenty.
      Mnie też teraz nie zależy na “ocenach”, miałam bardziej na myśli w starszych klasach. Ostatnio uczennica mi opowiadała, że dostała z historii 2+. Kiedy zobaczyła moją załamaną minę stwierdziła: Niech się pani nie martwi, to jedna z lepszych ocen hahaha Także cóż.
      Gdybyśmy się nie “spisały” wcześniej, życzę Wam wspaniałych ferii, uff jeszcze tydzień. Odpoczywajcie i łapcie energię na kolejny semestr!

  • Arr

    Martwi mnie to, że jakoś w 1997 odeszli hucznie od oceniania dzieci w skali 1-6 a teraz do tego powrócili. W klasach 1-3 miałam tylko pierwsze półrocze z ocenami. Potem przyszła zmiana i mieliśmy na wszystko opisówkę od nauczyciela. To wymagało więcej pracy od nich, ale dzięki temu rozsądniej narzucali dzieciom zadania. Jeśli nauczyciel nie jest w stanie opisać słownie każdej pracy wykonanej przez dziecko to znaczy, że jest tego za dużo. Trzeba zadać tyle żeby do wszystkiego dać odpowiedni feedback. I rodzice powinni tego wymagać. To jest zadanie domowe nauczycieli 😁

    • izzy

      Zgadzam się. Ocena opisowa jest dużo lepsza, nie podaje tylko suchej cyfry, ale zawiera wskazówki co należy poprawić, czego się douczyć. Z drugiej strony tak jak pisałam przy każdej ocenie opisowej wpisany jest w nawiasie poziom – czyli wiem, że poziom 5 to piątka, poziom 6 to szóstka itd 🙂 Dziewczynki moje zawsze pytają co dostały, jaką ocenę i ja im mówię, bo oni w szkole i tak operują cyframi a przynajmniej w jakiś sposób przyzwyczają się już do ocen. Tłumaczę im, że ocena nie zawsze odzwierciedla naszą wiedzę, bo można np. coś źle zrozumieć, nie doczytać, czy po prostu pomylić. Opis opisem – ocena musi być :))
      Pozdrawiam serdecznie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.