Adopcja,  Dziecko,  Psychologia

Adopcja z piekła rodem

-Ja bym się bała, że zrobi mi krzywdę jak dorośnie, powiedziała Magda, gdy dowiedziała się, że Kaśka pragnie adoptować dziecko.
-Ale czemu miałoby mi zrobić krzywdę?, Kaśka nie bardzo wiedziała, czy dobrze zrozumiała o co chodzi Magdzie.
-No bo wiesz, w końcu to nie będzie twoje dziecko, więc może być różnie. Nie spodoba mu się, że nie kupiłaś czegoś, czy na coś nie pozwoliłaś. Słyszałam takie historie.
-Fakt, nie raz słyszy się, że dziecko napadło na swoich rodziców, okradło czy nawet zamordowało. Ale jakoś tak nie myślałam o tym.
-Bo wiesz, to jego prawdziwa matka czy ojciec, a jednak potrafią nawet odebrać życie takie wykolejone dzieci, a co dopiero adoptowane. Przecież nie wiesz, co z niego wyrośnie.
-No tak jak biologiczne, też nie wiem na kogo wyrośnie.
-Tak, ale tu jednak jest twoje dziecko, możesz sobie wychować jak chcesz, a takie adoptowane to jak pomyślę, to aż strach bierze.
-Wydaje mi się, że przesadzasz, poza tym to, że dziecko pochodzi z patologicznej rodziny nie przekreśla chyba jego całego życia co?
-Rób jak chcesz, ja tam swoje wiem i ja bym się bała. Wolałabym chyba nigdy nie mieć dziecka.
-Łatwo ci mówić, ty masz dwoje. Poza tym ja się nie boję. Równie dobrze to ty możesz w przyszłości mieć gorszy kontakt z Marcelem i Michasiem.
-Ja ci mówię, dobrze się zastanów co robisz, zakończyła rozmowę Magda i pożegnała się z przyjaciółką.

Rozważając decyzję o adopcji, wielu rodziców zastanawia się nie tylko jaki wpływ na dziecko będzie mieć jego pochodzenie i bagaż doświadczeń, który ze sobą do nas przyniesie, ale również na kogo wyrośnie, kim będzie w przyszłości, kim dla niego będziemy my. Odpowiedzi na te pytania nie uzyskamy ani na początku naszej adopcyjnej drogi, ani przez długi czas jej trwania. Na to kim będzie nasze dziecko, składa się bowiem wiele czynników takich jak na przykład jego charakter i osobowość, wychowanie, środowisko, chęć samorozwoju i oczywiście biologiczna przeszłość, choroby i inne. Do naszych zadań należy przede wszystkim otoczenie dziecka opieką, zaspokojenie jego podstawowych potrzeb, wsparcie, pomoc i oczywiście bezwarunkowa miłość. Nie zawsze uda się osiągnąć rezultaty od razu. Dzieci bowiem cierpią na różne choroby z którymi trzeba się zmierzyć: FAS, RAD i inne. Czasem borykają się z lękiem przed dorosłym, czy po prostu wymagają więcej uwagi i pomocy z racji swojego charakteru. Nie zmienia to faktu, że dziecko powinno czuć się bezpieczne w domu, w którym rodzice dają mu korzenie i uczą jak w przyszłości rozwinąć skrzydła, na miarę swoich możliwości. W takich domach prawidłowo funkcjonują więzi, a wzajemna miłość jest podstawą do dobrego ukształtowania młodego człowieka. Jeżeli zaś rodzice nie zaspakajają podstawowych potrzeb dziecka (miłość, bliskość, troska, wsparcie) mogą doprowadzić do tego, że jako dorosły stanie się ono ich wrogiem, a słowo matka i ojciec będą pusto dźwięczącym frazesem powtarzanym od lat.

Czy należy się więc bać dziecka adoptowanego, które może mieć zaburzoną więź, lęki i potrzeby niezaspokojone przez swoich biologicznych rodziców? Gdybym napisała, że powinniśmy się obawiać tego wszystkiego, to chyba zaburzyłabym cały sens adopcji. A przecież na tym ona polega, by dzieciom, które nie ze swojej winy miały kiepski start w życiu pokazać, że może być inaczej i dać im tyle miłości, tyle wsparcia i tyle czasu, by kiedyś mogły nauczyć się normalnie żyć. Na ile to oczywiście możliwe. Dlatego napiszę wam, że dziecka adoptowanego nie należy się bać, choć lęk zapewne będzie towarzyszył nam przez całe życie. Lęk o zdrowie dziecka, o jego przyszłość, o to jak sobie poradzi. Lęk, który czuje każdy dobry rodzic, któremu zależy na szczęściu kogoś, kogo kocha.

Co jakiś czas pojawiają się w mediach historie, które w pewien sposób mogą wpłynąć na naszą decyzję o adopcji lub w błędny i stereotypowy sposób przedstawić ją jako coś, czego należy się obawiać. Dziś chciałabym wam zaprezentować jeden z takich przykładów, historię tak niewyobrażalną, że aż trudno uwierzyć, że może być prawdziwa.

Natalia została adoptowana w 2010 roku przez amerykańską parę Kristine i Michaela Barnett, którzy już wtedy mieli trzech biologicznych synów. Ukraińska dziewczynka miała mieć 6 lat i cierpieć na karłowatość. Ale jak twierdzi rodzina, wkrótce po adopcji zaczęli wątpić w prawdziwość jej daty urodzenia z powodu zachowania dziewczynki i nienaturalnej jak na jej wiek dojrzałości. W ubiegłym roku, w wywiadzie dla telewizji, Kristine powiedziała, że Natalia mówiła nie jak dziecko, ale jak nastolatka. Nie chciała bawić się zabawkami, za to wolała spędzać czas ze starszymi dziewczynkami. Oprócz tego Natalia zdradzała fizyczne dowody na bycie starszą – miała stałe zęby, włosy łonowe oraz menstruację (czemu dziewczynka w późniejszych rozmowach zaprzeczyła)

Natalia była kobietą. Nigdy nie urosła nawet odrobinę, co miałoby miejsce w przypadku dziecka z karłowatością, wyznała w wywiadzie Kristine.

Jak twierdzi Kristine i Michael, Natalia stała się zagrożeniem dla ich rodziny. Miała nawet straszyć, że ich zabije. W 2012 roku rodzina Barnett wystąpiła o zmianę roku na akcie urodzenia dziewczyny z 2003 na 1989. Jak twierdzi Kristine, testy kości wykazały, że Natalia miała co najmniej 14 lat gdy została adoptowana. W czasie pobytu na oddziale psychiatrycznym, gdzie została umieszczona przez rodzinę w 2012 roku miała rzekomo przyznać, że jest starsza niż w rzeczywistości twierdzi. Gdy w 2013 roku Natalia została zwolniona, rodzina Barnett zdecydowała, że nie chce już dalej opiekować się kimś, kto, jak twierdzą, jest osobą dorosłą. Umeblowali i zapłacili za mieszkanie z góry, a sami wyjechali. Natalia mieszkała sama przez rok, póki nie powiedziała policji, że została porzucona przez swoich rodziców w 2014 roku.
Ucierpiało również samo małżeństwo Kristine i Michaela, którzy rozwiedli się w tym samym roku. Jednakże jako para zostali postawieni przed sądem pod zarzutem zaniedbania i porzucenia dziecka.Proces został wyznaczony na styczeń tego roku, jednakże był opatrzony zakazem publicznego wypowiadania się na temat tej sprawy.

Natalia pojawiła się w TV Talk Show wraz z Cynthią Mans, z którą obecnie mieszka.

Większość rodziców decydujących się na przystąpienie do procesu adopcyjnego zgodzi się ze mną, że obawy i lęki jakie mu towarzyszą są naturalne. Dziecko to droga w nieznane, pełna momentów przepełnionych szczęściem, radością, dumą, ale i zarazem pełna smutku, żalu i niepokoju. Nikt nie ma szklanej kuli i nie zagwarantuje nam wspaniałej przyszłości, zarówno w przypadku dziecka biologicznego jak i adoptowanego. Do adopcji ani nie zachęcam, ani nie zniechęcam. Każdy musi odnaleźć w sobie, czy przyjęcie potomstwa urodzonego w innej rodzinie jest dla niego czy nie. Każde dziecko jest inne, każde niesie za sobą inną przeszłość. Historia Kristine, Michaela i Natalii wydarzyła się naprawdę, ale nie może być traktowana stereotypowo i być wyznacznikiem udanej adopcji. Rozważając więc decyzję o przysposobieniu nie kierujmy się sensacyjnymi opowieściami. Nie bójmy się rozmawiać z osobami, które są fachowcami w tej dziedzinie, czy z rodzicami adopcyjnymi, którzy z pierwszej ręki powiedzą jak wyglądają blaski i cienie adopcji. Czytajmy fachową literaturę, bierzmy udział z spotkaniach zorganizowanych przez osoby zajmujące się na co dzień interesującymi nas zagadnieniami. I przede wszystkim ufajmy swojemu sercu i intuicji. Wprawdzie rodzicielstwo to jedna wielka niewiadoma, ale miłość potrafi czynić cuda.

Źródło informacji: www.bbc.com

11 komentarzy

  • Aglaia

    Każdemu apologecie teorii, że “tylko geny” tudzież “liczy się przede wszystkim wychowanie” polecam książkę Geny a charakter – fajnie wyjaśnia niektóre mechanizmy, Do amerykańskich opowieści o nieudanych adopcjach, szczególnie tych zagranicznych mam dość ostrożny stosunek po przeczytaniu jednej z książek opisującej na faktach taką właśnie historię (niestety nie pamiętam tytułu – jak będę miała chwilę to poszukam i uzupełnię komentarz).
    Aglaia.

    • izzy

      Czy tego chcemy czy nie, co jakiś czas takie historie pojawiają się w mediach. Nie sądzę, żeby były zmyślone, choć na pewno ten amerykański system pozostawia wiele do życzenia. Chodzi mi o to, żeby nie sugerować się nimi podejmując decyzję o adopcji. Dialog na początku wpisu nie jest zmyślony niestety…
      Chciałabym, żeby ludzie wiedzieli, że owszem, takie rzeczy się zdarzają i trudno przejść koło tego obojętnie, ale to, że mamy tyle w Polsce rozwodów nie znaczy, że nie mamy my brać ślubu. To, że bywają rodziny zastępcze, w których bije się dzieci nie znaczy, że zawsze tak jest i moje adopcyjne dziecko zostało skrzywdzone. To, że lekarze biorą łapówki nie znaczy, że nie ma uczciwych i oddanych swojej pracy i tak dalej i tak dalej.
      Kiedyś rozmawiałam z panią psycholog na temat genów i wychowania, a ona dodała do tego jeszcze jedno, przeżycia. W normalnej sytuacji jest inaczej, ale jak to określiła psycholog, niektórych ran porzuconego dziecka nie zaleczą nawet dobrzy rodzice. Dlatego naprawdę czasem można stanąć na przysłowiowej głowie i tak uzyskując rezultat zerowy…

      • Aglaia

        W dzisiejszych czasach przeżycia dzieciom w większości przypadków „funduje” środowisko, w którym się wychowują (nie mamy takich doświadczeń jak wojna, która negatywnie wpływa na każde dziecko niezależnie od tego w jakim środowisku się wychowuje). To prawda, że niektóre geny + środowisko + przeżycia mogą dać spowodować, że mimo ciężkiej pracy, wielu chęci i tony witaminy M nadal trudno będzie wyjść na prostą. I może dla niektórych zabrzmi to strasznie ale właśnie z tych powodów chyba niestety nie wszystkie dzieci powinny być kierowane do adopcji. Dla niektórych lepszym miejscem byłby specjalistyczne RZ, które mają wiedzę, środki i możliwości żeby być dla dzieci nie tylko rodzicem ale też terapeutą na 100%, 24h/dobę, 7 dni w tygodniu. Tylko takiego systemu praktycznie u nas nie ma.

  • Aglaia

    Nie da się niestety edytować komentarza. Książka, o której pisałam wcześniej to “Mogło być inaczej. Prawdziwa historia rodziców, którzy zrobili wszystko by uratować córkę”. Abstrahując od tego czy tytuł jest prawdziwy (mam wątpliwości czy zrobili wszystko 😉 ). Ta książka pokazuje jak kulawy kiedyś był w USA system zagranicznych adopcji (i być może ciągle jest) i jak bardzo ludzie byli nieprzygotowani do tego wyzwania…

  • Agata

    O adopcji Natalii bylo tu bardzo glosno w zeszlym roku. Prawde zna tylko dziewczyna i jej adopcyjni rodzice. Nie wiem, co moglo pojsc nie tak, ale na pewno bylo to powazniejsze niz “nie tego oczekiwalem/alam, zostawie tego dzieciaka i niech sobie radzi samo”. Bardzo dziwne jest to, ze sad zgodzil sie na zmiane daty urodzenia dziewczyny. Zeby zrobic takie cos, rodzice musieli miec naprawde niepodwazalne dowody na zanegowanie jej oficjalnej daty urodzenia…
    Ale tak jak pisalam wyzej, prawdy najprawdopodobnie nikt postronny sie nie dowie.

    • izzy

      Też tak uważam jak Ty. Choć amerykański system nie jest doskonały, to nie jest możliwe, by sąd zgodził się na pewne rzeczy nie mając niezbitych dowodów na to, że tak było/mogło być. Masz rację, prawda leży gdzieś pośrodku i nigdy nie dowiemy się co się wydarzyło, ale jestem w stanie uwierzyć, że było tak jak twierdzi rodzina. Porzucone dziecko zrobi wszystko, by mieć rodziców i normalny dom, cierpiąc na karłowatość łatwo było oszukać kogoś co do wieku. Dziwi mnie tylko to, że nie można dotrzeć do jej korzeni, do kogoś, kto ją znał i mógłby potwierdzić jej wiek.

  • olitoria

    Tak, czytałam o tej sprawie. Tam, oczywiście, poza kwestią wieku był cały szereg nieprzyjemnych wydarzeń. Można by pomyśleć, że film “Sierota” był nakręcony na podstawie tej historii, gdyby nie to, że film był pierwszy. Jakiś czas temu było też głośno o parze, która adoptowała syna, i syn ten próbował ich skrzywdzić. https://www.youtube.com/watch?v=tVFUltsyhs8
    Ale znam też z życia prywatnego zupełnie odwrotne przypadki, gdy adoptowane dzieci okazały się bliższe od rodzonych, gdy uratowały życie i tak dalej…
    Nie ma reguły. Miejsce i okoliczności, w których przyszło się na świat nie mogą definiować człowieka.

    • izzy

      Prawda, zawsze porównują tę historię do tego filmu. I choć mogłoby się wydawać, że to abstrakcja i takie rzeczy się nie zdarzają, to jednak…
      My to samo mówiliśmy oglądając filmy o pandemii. Wydawało się, że to niemożliwe, by w 21wieku wirus opanował i sparaliżował cały świat. No i proszę…

    • Bea

      Zgadzam się. Każdy z nas jest inny. Są tacy, którzy nienawidzą rodziców adopcyjnych tylko dlatego, że są rodzicami adopcyjnymi, a nie biologicznymi. Są też jednak takie dzieci, którzy kochają rodziców adopcyjnych bardziej niż kochają ich niektóre biologiczne dzieci; bo dzieci biologiczny mają ich od zawsze i ich aż tak bardzo nie doceniają; a te adopcyjne być może długo czekały na adopcję lub na miłość od patologicznych biologicznych rodziców.

      • izzy

        Tak jest. Zwłaszcza, gdy dziecko adoptowane jest już świadome tego co się dzieje. Nie trzeba go uświadamiać, że mama go nie urodziła, dziecko doskonale wie, że tego domu nie miało a dla rodziców biologicznych często nie było nic warte. Owszem, nie da zmienić się tego, że rodzice biologiczni dali dziecku życie. Zdarza się przecież, że nawet było to z miłości, jeśli mamy do czynienia z parą nastolatków, ale nie czarujmy się, większość ciąż jest jednak niechciana. Nie raz słyszałam pytanie w stylu “a kim jest prawdziwa matka twoich dziewczynek” No chwila, chwila. Co to znaczy prawdziwa, to znaczy, że ja jestem tylko ich opiekunką? Guwernantką? Matką Teresą, która zaopiekuje się cudzymi dziećmi zanim ich prawdziwi rodzice się nie ogarną i przyjdą je zabrać? Wielu tak sądzi, uważają, że prędzej czy później dzieci wrócą do nich. A wcale tak nie jest. Dzieci zwykle poszukują prawdy o sobie, ale wcale nie chcą być z ludźmi, których uważają za obcych.

  • Lidia

    Mam gdzieś z tyłu głowy fragmenty takich historii, ale staram się oddalać je ile można. Tzn. zdaję sobie sprawę, że się zdarzają, ale nie wczytuję się w nie, jestem chyba zbyt wrażliwa. Nie umiem ocenić ile w nich prawdy, a ile medialnej otoczki.
    Pamiętam ze szkolenia w moim OA pytanie jednej z par o ciążę. Było jasno powiedziane, że jeśli kobieta zajdzie w ciążę, to proces adopcyjny powinien być wstrzymany. Wtedy jeden z mężów zapytał: “a co jeśli to wczesna ciąża, niewidoczna, przecież para może się nie przyznać, a OA się nie zorientuje?”
    Zapadła chwila ciszy i pan psycholog ze stoickim spokojem odpowiedział: ” Jeśli adopcja ma być udana, to musimy współpracować. My jako OA obiecujemy że przekazujemy państwu wszystkie informacje o dziecku i nic nie zatajamy dla waszego dobra, ufamy wam, że i wy tak zrobicie.”

    Chyba właśnie o to zaufanie i współpracę chodzi… inaczej można wyrządzić krzywdę dziecku i całej rodzinie.

Skomentuj Agata Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.