Więcej
-
Pod słońcem Toskanii, czyli o tym, co było dalej, gdy TEN telefon zadzwonił na wakacjach.
Wszyscy dookoła mówią, że TEN telefon ich zaskoczył. A nas nie. My po prostu czuliśmy, że tak będzie i szczerze mówiąc chyba bylibyśmy rozczarowani gdyby do nas nie zadzwonili 😉 Nie wiem, czy to jakiś Szósty Zmysł, czy po prostu zwykłe przeczucie, (bo wiadomo, że jak człowiek siedzi na czterech literach to nic się nie dzieje, a jak się gdzieś ruszy to dzwonią telefony), ale każdego dnia spoglądaliśmy na komórkę w oczekiwaniu na informację. No, ale o tym już pisałam TUTAJ (KLIK), więc nie będę się powtarzać 😉 Jako, że jak wiecie była to środa, a pierwsze spotkanie z naszą córką było wyznaczone na poniedziałek, mieliśmy jeszcze kilka dni na…
-
O dwóch takich co księdza okraść chciały.
Dwa tygodnie temu odbyło się w naszej parafii coroczne święcenie pojazdów, oczywiście z okazji Dnia Bezpiecznego Kierowcy i ich patrona – św. Krzysztofa. Jako że żar lał się z nieba, zaparkowaliśmy nieco dalej, pod drzewami. Po zakończonej mszy, dziewczyny szybko pobiegły do ministranta i odebrały należne im lizaki za dobre zachowanie, a potem udaliśmy się do naszego samochodu. Ksiądz szedł w towarzystwie organisty, który zbierał na tacę i rozdawał do wyboru obrazki lub medalik ze św. Krzysztofem. Kiedy nadeszła nasza kolej, dziewczyny z zainteresowaniem patrzyły jak nasze autko zostało poświęcone. Organista nie dochodził do parafian, ofiarę można było złożyć podchodząc do niego. No to moje panny podeszły z pieniążkami. Kiedy…
-
Adopcyjna sielanka.
Kiedy zadzwonił telefon z informacją, że czeka na nas nasza córka, nagle świat nabrał innych barw. Jak pamiętacie byliśmy wtedy na wakacjach, środa, w zasadzie pierwszy tydzień z dwóch jakie chcieliśmy spędzić w Toskanii. I choć pani dyrektor ośrodka mówiła, że spokojnie możemy dokończyć urlop, to oczywiście nie chcieliśmy. Z jednej strony można powiedzieć, że tyle czekaliśmy, więc jaką różnicę robi jeden tydzień, ale z drugiej to właśnie to, że tak długo czekaliśmy, sprawiło, że nie chcieliśmy czekać ani minuty dłużej. Kiedy przywieźliśmy Elsę do domu, miała katar, nie mogła spać, a my nie mieliśmy żadnego doświadczenia w opiece nad maluszkiem. Kiedy spała, dzwoniliśmy jednak do znajomych z radosną nowiną,…
-
O znajomościach internetowych, czyli weekend na Podlasiu.
Podlasie kojarzyło mi się do tej pory z jednym – kliniką niepłodności w Białymstoku. Bywałam tam wiele razy, czasem na dłużej, czasem tylko na krótką wizytę. Zwykle jeździłam pociągiem. Bywałam tam tak często, że znałam na pamięć rozkład autobusu, który wiózł mnie z dworca do znajomego budynku nieopodal centrum miasta. Załatwiwszy więc to co miałam załatwić, czekając na pociąg powrotny do Warszawy, miałam czas, by zaglądać w różne zakątki miasta. Białystok zawsze mi się podobał, jednak nie potrafiłam się nim cieszyć. Nie jeździłam tam przecież na wycieczki. Każda wyprawa związana była z nadzieją, że któregoś pięknego dnia miasto to zacznie mi się kojarzyć ze spełnieniem moich marzeń. Jak wiecie tak się nie…
-
On i one dwie, czyli o tym jak półtoraroczny kawaler chciał zabrać dziewczyny na przejażdżkę samochodem.
Kilka dni temu odwiedziłyśmy naszą sąsiadkę, która ma półtorarocznego synka. Mały wszedł już w ten etap, kiedy to starsze koleżanki jawią się jako bezwzględna konkurencja w zdobywaniu zabawek, więc często wyrażał swoje głośne niezadowolenie, gdy zapragnął czegoś, co w danej chwili znajdowało się w rączkach Elsy czy Misi. Sytuacja uległa poprawie, gdy wyszliśmy na taras. Ogród miał bowiem dla maluszka większą ilość atrakcji niż oferował dom. Na pierwszy ogień poszedł ślimak, który bardzo go zainteresował swoją twardą skorupką. Obracał go z ciekawością (tzn. maluch ślimaka, nie odwrotnie) pomrukując coś pod noskiem. Po jakimś czasie ślimak już chyba miał dość, bo wyszedł ze swojej muszli i wyraźnie pogroził maluchowi swoimi rogami.…