Więcej
-
Nasz szalony poranek
„Mamusia, dzwonił już alarm?” Otwieram jedno oko i spoglądam na komórkę. 6.56. I tak oto zostałam obrabowana z 4 minut mojego snu. „Nie, jeszcze chwilkę” odpowiadam i zamykam oczy łudząc się, że uda mi się usnąć. Z prędkością światła upływają 4 minuty i znienawidzony przeze mnie dźwięk daje sygnał, że czas wstawać. „Już dzwonił”? słyszę ponownie.”Tak, dzwonił….” Nie ma mowy, żebym poleżała choć minutkę. E.bierze mnie za rękę i cichutko wychodzimy z pokoju. W łóżeczku turystycznym śpi J. i nie chcę jej obudzić. Gdzieś w środku nocy najpierw przychodzi do nas jedna gwiazda a potem druga. Na szczęście mniejsza wchodzi do osobnego łóżeczka, bo perspektywa 4 kończyn…
-
O bakteriach,czyli jak nauczyliśmy dziewczynki myć rączki
„Nie!”, słyszymy setny dziś już raz. „Nie będę myć rączek, nie będę się ubierać, nie będę bo akurat nie chcę, nie będę bo widzę, że się denerwujesz mamusiu i to mnie cieszy, nie będę i już!” Każdy rodzic chyba zna takie sytuacje, kiedy to brak już sił i argumentów, żeby nakłonić dziecko do zrobienia czegoś na czym nam zależy. Dziś zdradzę Wam naszą metodę nauczenia dziewczynek mycia rączek bez bólu i krzyku. W swoim wychowaniu wyznajemy zasadę taką, że traktujemy dziecko jak małego, rozumnego człowieczka, nie zaś ograniczoną istotkę, która to nie jest w stanie pojąć co się dookoła dzieje. To czego nie wie, staramy się nauczyć w możliwie jak…
-
Pieski małe dwa, czyli muzyka wokół nas
Dziś napiszę Wam, jaką niesamowitą rolę odegrała i odgrywa w naszym domu muzyka. Zanim dziecko pojawiło się w naszym domu, dostawaliśmy oczywiście tysiące dobrych i „dobrych” rad. Między innymi, żeby dziecku od malutkiego puszczać muzykę poważną. Wszystko fajnie tylko, że … nasza E. wcale nie chciała jej słuchać. Były u niej różne reakcje, od wiercenia się i wykrzywiania twarzy do zanoszenia się płaczem. Zrezygnowaliśmy więc bardzo szybko z Beethovena i udaliśmy się na poszukiwania nowych muzycznych inspiracji, tym razem typowo dla dzieci. Udając się tym tropem, trafiliśmy na Radio Zet Kids, które do upadłego powtarza codziennie te same piosenki. No, ale że dzieci lubią to co powtarzalne, stare przeboje Fasolek,…
-
Nowy etap w życiu, czyli jak uwolniliśmy J. z łóżeczka
Kiedy urodziła się J. mieliśmy do wyboru albo kupić drugie niemowlęce łóżeczko, albo kupić już normalne łóżko, które posłuży kilka następnych lat. Wybraliśmy drugą opcję. Ponieważ E. już sprawnie wtedy się przemieszczała, zrobiliśmy test „otwartego” łóżeczka, czyli samodzielne wchodzenie i wychodzenie z niego. Test zdany na medal, więc szybka decyzja kupujemy „dorosłe” łóżeczko. Wyglądała w nim jak okruszek, więc wszystkie babcie i ciocie z trwogą patrzyły jak taki maluch leżał sobie bez żadnych zabezpieczeń. Moje żarty, że przecież daleko nie poleci jak spadnie jeszcze pogarszały sytuację. Kiedy my spokojnie przyglądaliśmy się jak E. usiłuje wdrapać się na swoje nowe łóżeczko a potem schodzić tyłem tak jak ja nauczyliśmy, inni ludzie…
-
O Sylwii, czyli dlaczego adopcja ma sens
Kiedy miałam 8 lat przeprowadziliśmy się do nowego miejsca. Była to stara kamienica, dziś już troszkę wymarła, ale wtedy jeszcze tętniąca życiem. Jej mieszkańcy przedstawiali typowy przekrój pokoleniowy – od dzieciaków w wózkach do prawie 100-letniego pana Antoniego, który siedział na podwórku na swoim krzesełeczku i bacznie przyglądał się, co dzieje się wokół niego. Jednym z naszych sąsiadów w klatce, było małżeństwo z córką zajmujące mieszkanie na parterze, jedna izba z kuchnią i łazienka do podziału. Sylwia, bo tak miała na imię dziewczynka, miała wtedy kilka miesięcy. Urodziła się zdrowa, bez żadnych komplikacji. Miała niestety to nieszczęście, że jej rodzice byli alkoholikami. Do dziś pamiętam jak wystawiali wózek z małą…













