-
Gotowe dzieci, czyli adopcja zamiast ciąży.
Ostatnimi czasy dość często bywam na przedszkolnym i żłobkowym placu zabaw. Jako, że pogoda jest wyśmienita, dzieciaki nie chcą mi odpuścić codziennej dawki bujania, kręcenia się na karuzeli, czy zjeżdżania. Swoją drogą jestem pełna podziwu dla nich. Pomijam już temperaturę, bo mnie w 40 stopniach nie chciałoby się biegać, no ale wiadomo, ja dzieciństwo mam już za sobą 😉 Mam na myśli karuzelę. Boże co te dzieci moje tam wyrabiają! Odpychają się jedną nogą jak na hulajnodze i jak rozbujają karuzelę do granic możliwości, to podnoszą tę nogę i wskakują na kręcące się kółko. Jak to możliwe, że nie zrobi im się niedobrze!!? No, ale w sumie nie o tym…
-
O Sylwii, czyli dlaczego adopcja ma sens
Kiedy miałam 8 lat przeprowadziliśmy się do nowego miejsca. Była to stara kamienica, dziś już troszkę wymarła, ale wtedy jeszcze tętniąca życiem. Jej mieszkańcy przedstawiali typowy przekrój pokoleniowy – od dzieciaków w wózkach do prawie 100-letniego pana Antoniego, który siedział na podwórku na swoim krzesełeczku i bacznie przyglądał się, co dzieje się wokół niego. Jednym z naszych sąsiadów w klatce, było małżeństwo z córką zajmujące mieszkanie na parterze, jedna izba z kuchnią i łazienka do podziału. Sylwia, bo tak miała na imię dziewczynka, miała wtedy kilka miesięcy. Urodziła się zdrowa, bez żadnych komplikacji. Miała niestety to nieszczęście, że jej rodzice byli alkoholikami. Do dziś pamiętam jak wystawiali wózek z małą…